niedziela, 22 lipca 2012

akty desperacji.




   - Musielibyśmy się chyba poznać od nowa - dumał wpatrując się w śniadaniowe kanapki położone równo na talerzyku przez babcię.
   - Minęło tyle czasu - myślał ciągle - niebo nawet nie ma już tego samego koloru. Jakby wyblakło. Te miejsca z nią tylko przypadkowo związane są jak klątwa, unikam ich ciągle, a jednak wciąż mnie do nich ciągnie. To wszystko jest bez sensu - wziął w końcu kanapkę w rękę, ale nie mógł jej ugryźć. Znowu nie może jeść, choć przecież jest tak głodny. Po co Bóg stworzył krótkie, przelotne spojrzenia, które tak bardzo zostają nam w pamięci? To wszystko ich wina. Tego jednego spojrzenia zamienionego w pośpiechu na kilka groszy. Jesteśmy tak opłacalni...
    Wyszedł na spacer. Błądził między znanymi mu ścieżkami warszawskiego parku i liczył.
  - Ile to już? - szeptał pod nosem do siebie - Dwa lata? Niemożliwe! To nie mogło być tak dawno... Nawet nie pamiętam, kiedy to się rozpadło... Więc czy to było ważne? Gdyby było ważne pamiętałbym każdy dzień... Jak ten nad Wisłą. Albo ten w zoo... Albo Mazury! Pamiętam wszystko... Więc to było ważne. I co teraz, idioto. Przecież jesteśmy już zupełnie innymi ludźmi. Obcymi sobie przede wszystkim...
   Niewiele myśląc wyszedł z parku i wsiadł do autobusu, w którym spotkał ją ostatnio.



mogłabym być stepem
tajgą tundrą lasem równikowym
jedyną chwilą trwającą na słońcu

wszystko stało się możliwe
odkąd zniknęło nie ale wciąż
zamykam się na schodach i płaczę

jaki ratunek mnie czeka między kolejnymi promieniami
co może zrobić ikar, pożyczy mi skrzydła
a ja i tak nie mogę latać

chowam dłonie w bordowym storczyku
na znak zgodności godności z częściami
losu, który ukazuje się na kartach
przeludnionych loterii

szukamy szczęścia w przedziałach wagonów
które nigdy nie dojadą do nieba
a życie przecieka nam przez półszklane oczy
jakby było tylko nic nieznaczącym pejzażem
22.07.2012




Ja też mam serce.

sobota, 7 lipca 2012

wszystko inne, lepsze? :)

No cóż, wiele się zmieniło od ostatniego posta. Mogłabym pisać o miłości, ale chwilowo w nią nie wierzę. Uwierzę, kiedy zakocham się tak na dobre. Tak już na zawsze.

Wciąż wiele rzeczy nie wiem i wielu nie rozumiem. Gubię się ostatnio, ale mam świetnych przyjaciół, o których - muszę się przyznać - przez ostatnie miesiące trochę zapominałam. Przepraszam was za to z całego serduszka. <3

W każdym razie, teraz są wakacje a jutro jest rok, odkąd zaczęłam tu bazgrać jakieś pierdoły. Także tego, dziękuję, że tyle mnie czytacie :) Brakuje mi trochę świeżej krwi, nikt nowy nie wpada tutaj, tylko ci sami zawsze czytają mnie wiernie. ;) Ostatnio brakuje mi nawet przemyśleń, bo jakoś udało mi się wyłączyć zdolność analizowania wszystkiego i na razie jest mi z tym lepiej. Czasem chyba tak trzeba przestać myśleć o tym wszystkim i odpocząć. Czasem tak jest łatwiej.
Nie wiem tylko czy uda mi się wrócić do tego. Bo mam czasem ataki i przypływy nagłej wrażliwości, która nieraz z miejsca potrafi mnie niemal zabić, ale czy to wróci na stałe - nie wiem. Chyba dorastam i to tak wyraźnie mnie boli, że nawet nie umiem sobie z tym za bardzo poradzić. Jest we mnie wciąż tyle z dziecka, i wcale nie chcę się tego pozbywać, a to tak po prostu, samo ze mnie wypływa, ulatnia się i jest mi czasem tak przeraźliwie pusto i źle, bez tych moich dziecinnych cząsteczek.

Na szczęście mama kupiła mi dziś tęczowy słomkowy kapelusz, więc pobędę dzieckiem jeszcze trochę. Wcale nie chcę dorastać, bo dorosłość kojarzy mi się z wszystkim, co złe. Ale ten rok nie oszczędzał nikogo i wszyscy staliśmy się inni, jakby obcy. Jeśli ktoś postawiłby nas sprzed roku obok tych teraz, nikt nie powiedziałby, że jesteśmy tymi samymi ludźmi. Nie mówię, że to jest złe. Mówię tylko, że bardzo łatwo w tym pobłądzić, bo wszystko gdzieś rozjeżdża się w przeogromnym zdezorientowaniu. Czasem wystarczy jedna noc, by obudzić się zupełnie innym człowiekiem.

Wciąż uważam, że wszystko jest piękne, ale ta cała piękność świata zdaje się ciągle zamazywać. Nie wiem, na ile starczy mi sił, żeby wszystko widzieć jeszcze wyraźnie. Dni znowu stają się takie same, wraca ta znajoma monotonia, w której każdy z nas przynajmniej raz już był. Zobaczymy, dokąd nas to powiedzie. Mam nadzieję tylko, że gdzieś, skąd zawsze będziemy potrafili znaleźć drogę powrotną. ;)




Być może, myślę, że sko­ro wszys­tko się roz­pa­da, nie is­tnieje nap­rawdę nic in­ne­go, tyl­ko ta od­ro­bina prze­bywa­nia ra­zem. Ale i to jest po­niekąd oszus­twem, bo­wiem tam, gdzie je­den człowiek nap­rawdę pot­rze­buje dru­giego, nie można iść ra­zem i po­magać so­bie wzajemnie.
- Remarque