poniedziałek, 31 października 2011

wszystko jest istotne.

Zróżnicowane dni ostatnio! Takie smutne, ale jednocześnie najszczęśliwsze z możliwych.
Właśnie w tych dniach doceniłam siłę przyjaźni i miłości, o której przez chwilę zapomniałam. Aż wstyd! Ale taka prawda, ostatnio jest tyle do zrobienia, że człowiek gubi się we własnym istnieniu.

Czuję się ostatnio tak cholernie pusta. To znaczy, mam wszystko, tylko brakuje mi tych moich rozkmin. Kiedyś siedziałam gdziekolwiek i to wystarczyło, żeby w głowie mieć setki przemyśleń. Wypalam się? Nie wiem. Smutno mi z tego powodu. Do jakiegoś czasu fajnie było nie myśleć o niczym, ale chciałabym z powrotem wrócić do tego mojego normalnego stanu rozkminiania najmniejszych szczegółów.
Dziś oglądałam fragment House'a, który przekonując jakiegoś chirurga do zbyt trudnej operacji użył takiego argumentu: Bo powiem twojej żonie, że sypiasz z pielęgniarkami. Teraz z siostrą (tu jej imię). Na imprezie podawała ci kiełbaski i nie powiedziałeś "dziękuję", to znaczy, że łączą was silniejsze więzi. Nie wiem, skąd to wziął, ale nasunęło mi to kilka myśli.
Czy faktycznie jest tak, że jeśli już ktoś jest dla nas ważny, to zapominamy o najmniejszym stopniu uprzejmości? O jakimś takcie, nawet o własnym wychowaniu? A właściwie, co to jest wychowanie dzisiaj? I czy faktycznie istnieje? Czy formy życia, które jeszcze do niedawna uznawane były za złe, dzisiaj też takie są? Czy to nie jest tak, że dzisiaj tłamsimy mniejszości, nawet jeśli to mniejszość przedstawia dobro? Łatwo pogubić się w dzisiejszej filozofii, szczególnie w filozofii młodych, która często - nie wiedzieć czemu - jest jakoś dziwnie wypaczona... Przeraża mnie to, bo to przecież moi rówieśnicy. Chodzę z nimi jednym korytarzami i chodnikami, a czasami czuję, że oprócz przedziału wiekowego, jednego budynku - nic więcej nas nie łączy. A przecież jesteśmy - a przynajmniej powinniśmy być - choć odrobinę podobni. Czasem zastanawiam się czy to moja inność poglądów i postaw jest nieprawidłowa, czy tej potężnej większości ludzi, których nawet nie znam. To kolejna wada dzisiejszego świata - ta cholerna anonimowość. Znamy się, bo znamy, ale może nawet nie powiem ci cześć, a może nawet nie wiem, kim jesteś - ale cię znam, żeby znać, i to jest fajne. Mam kolekcję osób, które znam i dostawię tam jeszcze ciebie - a Ty, chciałbyś być taką figurką? Kolejną, jedną z wielu, na tej samej półce z setką innych istnień, o których kolekcjoner niewiele wie? Zastanówmy się, czy faktycznie chcemy być kimś takim. Czy słowo "znać" nie straciło na znaczeniu - i zamiast niejakiego wpisywania się w czyjeś bycie, znaczy jedynie równoległe istnienie, bez żadnego oddziaływania.

Brakuje mi słońca. Wszystko jest przyjemniejsze, kiedy świeci słońce, ale z drugiej strony nie wyobrażam sobie Wszystkich Świętych z udziałem słońca. Uwielbiam to święto! Od zawsze moje ulubione. Wielu ludzi traktuje je jako najsmutniejsze, ale nie widzę w tym sensu. Mimo wszystko, nie widzę sensu w smutku. Jasne, że zdarza się czasem dołek mniejszy i większy - ale tak poza tym, to przecież jest bezsensowne. Dużo łatwiejsze jest życie, jeśli je doceniamy i potrafimy się cieszyć z najmniejszych rzeczy, jakie mamy. Tak właśnie uważam. Wszystko jest istotne. Każdy człowiek na ulicy, którego dziś minąłeś. Każda wypita i niewypita herbata. Każdy uśmiech i kłótnia, każda bójka i rozejm, każde zagubienie i odnalezienie. Każdy zarówno ten nastawiony, jak i ten zatrzymany zegarek. Każdy koniec. Każdy początek.
Najprościej zrozumiałam to na przecinkach (każdy przecinek jest ważny).
Bycie albo niebycie ograniczone jest naszym nie wiem czy chcesz czy nie twoja niewiedza jest ważniejsza od wiedzy bo to ona pokazuje jak wielkie masz braki i decyduje o tym czy można je jeszcze jakoś wypełnić a jeśli można to jak w jaki sposób i czy w ogóle jest sens bo jeśli nie ma sensu to właściwie po co czy jeśli tego nie naprawisz to wskaże to na bycie czy niebycie więc napraw to teraz tak właśnie w tej chwili zanim będzie za późno.
I ile prościej jest:
Bycie albo niebycie ograniczone jest naszym nie wiem, czy chcesz czy nie twoja niewiedza jest ważniejsza od wiedzy, bo to ona pokazuje jak wielkie masz braki i decyduje o tym, czy można je jeszcze jakoś wypełnić, a jeśli można, to jak w jaki sposób i czy w ogóle jest sens - bo jeśli nie ma sensu, to właściwie po co, czy jeśli tego nie naprawisz to wskaże to na bycie czy niebycie - więc napraw to teraz, tak, właśnie w tej chwili, zanim będzie za późno.
Tekst jest laniem wody na potrzeby programu. :D

Wszystko jest ważne. Musimy to zrozumieć właśnie teraz, póki jeszcze nie jest za późno. Póki nie straciliśmy wszystkiego, na czym nam zależy. Bo jeśli nie docenimy, to stracimy. Zawsze tak jest. Zawsze znajdzie się ktoś, kto doceni, kiedy my coś odrzucimy. Dla nas podarta szmatka, dla innych zbawienny skarb.
Nauczmy się chociaż tego jednego w życiu. Róbmy wszystko źle, ale nauczmy się doceniać to, co mamy. Bo mamy cholernie wiele. Czasem spotykam się z twierdzeniem "jest mało rzeczy, za które mogę dziękować" - w życiu tak nie mów! Jeśli masz dom, ojca, matkę - nawet jeśli alkoholików - to masz za co dziękować, bo milion ludzi na Ziemi nie ma nawet tego i dało by się za to zabić. Za tę odrobinkę miłości, nawet tej przepitej, którą ty gardzisz. A to przecież tylko zagubienie. Choroba na zagubienie - która swoją drogą też bierze się z nieumiejętności docenienia, jak wiele się ma... I to przez takie głupoty traci się najwięcej. Bo to nie ja straciłam Joannę, tylko Joanna mnie. I mogę mieć nadzieję, że kiedyś zatęskni, ale co wtedy zrobię? Nie wiem.

To jest w sumie najpiękniejsze w życiu - że niczego nie możemy przewidzieć. Dlatego wciąż tak wiele rzeczy nas zaskakuje, wciąż tyle spraw na nas działa. Wtedy stajemy się lepsi.


Mało mówię


Tego lata, kiedy zabili Czaszkę, skończyła się moja młodość. Odkąd pamiętam, zawsze trzymaliśmy się razem: Czaszka, Cela, Sebek i ja - ale paczka! Cela i ja - dwóch brudnych punków, Sebek - kibol z bojówek Ruchu Chorzów, no i Czaszka - on nie dawał się sklasyfikować. Nosił szmaty, które po dwóch miesiącach stawały się hitami naszej subkultury, słuchał takiej muzy o jakiej my nie mieliśmy pojęcia (oczywiście zarażał nas nią) i miał takie powodzenie u dziewczyn, jakby co rano wypijał wiadro feromonów; my tylko mogliśmy marzyć żeby na nas choć spojrzały, a on, ten brzydal, miał je w dupie!
Ale to nie te wszystkie bzdury wyróżniały Czaszkę; każdy kto kiedykolwiek o nim słyszał, to jest każdy mieszkaniec mojego pieprzonego osiedla, powie wam bez zająknięcia w trzech słowach co o wyróżniało od reszty naszego dziadowskiego tła: BYŁ CHOLERNYM SZCZĘŚCIARZEM.
Wszystko czego się podjął, kończyło się sukcesem: ten facet nigdy się nie mylił, nigdy nie spóźniał na autobus a kiedy obstawiał mecze, to zawsze trafnie. Dziwne ale nigdy nie grał w totka...
Zginął od kosy, kiedy rzucił się na dresków z sąsiedniej dzielnicy, którzy próbowali zgwałcić jego siostrę - dostał cztery razy po płucach i udławił się krwią. Ale Justynce się udało, skończyło się na złamanej ręce.
Żadnego z jego kumpli nie było tam, żeby mu pomóc; Cela siedział za kradzież miedzi, Sebek sprowadzał gablotę spod niemieckiej granicy, a ja byłem w wojsku. Nigdy sobie tego nie wybaczyliśmy, mimo że nasza "wina" jest czystą abstrakcją.
Minęło osiem lat, wydorośleliśmy na dobre; Cela porzucił dawną ksywę i zgolił łasicę ze łba - teraz jest Panem Grzegorzem i pracuje jako instruktor nauki jazdy; Sebek zainwestował w brzuch i mecze Niebieskich ogląda już tylko z kanapy przed telewizorem, zresztą to mój szwagier, więc złego słowa o nim nie powiem; Justynka zabiła się dwa lata po śmierci Czaszki - ale nie pocięła się, nie nałykała tabletek czy jeszcze czegoś, zrobiła to po męsku: powiesiła się na strychu naszej kamienicy. Jej śmierć była dla mnie katalizatorem, od tamtego czasu olałem całe to poletko, wypadłem z obiegu...
Nadal słucham punkrocka, ale sam. Piję też sam i nie wiążę się z nikim na dłużej niż miesiąc. Mało mówię, a w domu przebywam tylko wieczorami. Coraz bardziej zapominam gdzie mieszkam i wcale nie jestem ciekaw "co słychać u..." Mój numer telefonu mają tylko członkowie rodziny. Zająłem się pisaniem poezji (bardziej pasuje tu określenie "teksty") w Internecie; tam jest cicho i neutralnie. To mi pomaga.
Od czasu do czasu przypominam sobie, co powiedział mi Czaszka na trzy tygodnie przed śmiercią - to było na balandze po mojej przysiędze; Ja jak zwykle wypominałem mu te wszystkie laski, które na niego leciały i wyzywałem go z pijackim uśmiechem, jakim to nie jest farciarzem, a on w pewnym momencie obrócił się do mnie, spojrzał jakoś dziwnie i powiedział:
- Każdy fart kiedyś się kończy - a potem dodał - to miasto mnie nienawidzi. Zapamiętaj.
Zapamiętałem. Pamiętam do dziś.
Wszystko.
tekst autorstwa Półkrwistego, którego nie znam, ale tekst uwielbiam od bardzo dawna i pozwoliłam sobie go tu umieścić. Mam nadzieję, że nikt nie będzie miał z tym problemu, bo naprawdę warto go znać.


Low life by point9.deviantart.com


+ od dziś można mnie polubić na fejsiku; przełamałam się za pomocą ;) o tutaj ;)

2 komentarze:

  1. PISZ WIĘKSZĄ CZCIONKĄ te teksty na biało, bo mi się mieni w nocy już przed oczami i nie mogę rozczytać ;o

    OdpowiedzUsuń
  2. ale ty wiesz, że to nie jest biały, prawda? :D

    OdpowiedzUsuń