poniedziałek, 17 października 2011

za każde potem

Que hermoso dia ! ;)
Tak bym podsumowała ten dzień... Bo mimo wszystko był piękny.
Na samym wstępie SPROSTOWANIE.
W poprzedniej notce napisałam: (...) Mama od małego uczyła mnie, jakie to ważne i dlaczego. Nigdy nie pozwalała rysować mi miliona serduszek, bo mam tylko jedno. Podzielone na małe kawałeczki: trochę mamy, trochę babci, trochę cioci... 
Poprawna wersja:
(...) Podzielone na małe kawałeczki: trochę mamy, trochę babci, trochę cioci, dużo Pawełka.
I PRZEPRASZAM <3


W każdym razie, ostatnio w ogóle nie mam przemyśleń. Wyłączyłam myślenie. Chociaż dzisiaj przemknęła mi myśl "napiszę o tym na blogu" - ale, jak to ja - zapomniałam, co to w ogóle było.

Nie wiem, czy was również tak ganiają za picie herbaty z łyżeczką w kubku. To jakieś durne przyzwyczajenie, a może nawet i przesąd? "Bo oko sobie wydłubiesz", "bo tak nie wypada". A co jeśli ta właśnie mała łyżeczka jest przejawem naszej ogromnej samotności? Być może roztrzepania? A może ktoś po prostu lubi pić herbatę z łyżeczką! Nie z cukrem, bo po co - tylko z łyżeczką.
Ja osobiście piję herbatę właśnie z łyżeczką po 1. z przyzwyczajenia, po 2. na złość mamie, która, jak anegdota tak bardzo lubiana przez moją rodzinę głosi, w moim wieku przegoniła chłopaka tylko dlatego, że nie wyjmował łyżeczki ze szklanki.

Mamy w sobie gdzieś wbudowane takie przyzwyczajenia, z których nawet nie zdajemy sobie sprawy. Robimy multum rzeczy charakterystycznych tylko dla nas i czasem o tym w ogóle nie wiemy.
Są ludzie, którzy jedzą tylko po jednej stronie stołu, w jakimkolwiek miejscu. Ludzie, którzy muszą zrobić pranie koniecznie raz w tygodniu, nawet jeśli ubrania są czyste. Ludzie, którzy wszystko zaczynają lub kończą jedynie o pełnych godzinach. Istnieją nawet ludzie, którzy liczą kreski w danej literze, albo tacy, którzy progi przekraczają jedynie prawą nogą.
Każdy z nas jest charakterystyczny, każdy z nas jest inny, więc nie wiem, po co się ujednolicamy, albo próbujemy do kogoś dostosować się zmieniając siebie. Nie mówię tu o jakiejś pracy nad sobą, która jest konieczna, tylko o jakiejś kompletnie diametralnej zmianie, tak o, z dupy, bo trafiłem na takie towarzystwo, a może właśnie łyżeczka z herbaty mnie podkusiła ... Właściwie nie wiem czemu, ale się zmieniłem, bo może to jest trendy, może w modzie, a może po prostu się sobie znudziłem, więc teraz będę zły i niedobry, a jak mi się znowu znudzi, to będę aniołkiem. A po drodze zrobię 290438947840 rzeczy, których będę żałował. Ale to w sumie nieważne, bo przecież żyje się raz i wszystkiego trzeba spróbować, bo nieważne co potem. Bo może potem nie będzie? Często przecież nie ma potem. Ale dopóki jesteś, jest też zawsze potem. Można nawet powiedzieć, że potem to taka nieodłączna część istnienia, bo jeśli istniejemy, istnieje również wcześniej, teraz, i to cholerne potem. Bo chociaż go nie ma, to potem będzie.
Pytanie czy faktycznie warto żyć tak, jakby miało nie być tego potem? Czy to faktycznie opłacalne, jeśli narobimy głupot z myślą, że nie będzie potem, a potem będzie codziennie przez kolejne 50 lat? Czy nie lepiej obrać jakiś inny tok myślenia, który sprawiłby, że korzystalibyśmy z tego, co daje nam życie, ale jakoś może rozsądniej, może łagodniej, bo może jednak to potem nadejdzie? Nie traktujmy przyszłości jakoś czegoś, co nie istnieje tylko dlatego, że nie jest materialne. Wiele rzeczy pomimo tego istnieje, a wiele z nich utrzymuje się jedynie z naszej wiary. Wiatru nie dotkniesz, a jesteś pewien jego istnienia. Słońca też nie dotkniesz, właściwie widzisz je tylko i wierzysz na słowo naukowcom, że to nie jest zbiorowa halucynacja. Prawda, że twoje życie diametralnie by się zmieniło, kiedy ktoś udowodniłby, że w sumie to słońca nie ma, ale tak mocno chcieliśmy, żeby było, że wszyscy je widzimy?
Przyszłość też istnieje i jest jedynie w naszych rękach. Zbudujemy ją tak, jak będziemy chcieli i wbrew pozorom na jej rozwój największy wpływ będą miały te rzeczy najmniejsze. Zawsze o wszystkim decydują rzeczy najmniejsze. Małe, smutne spojrzenie w metrze, kiedy zastanawiasz się czy kochasz - i postanawiasz walczyć, bo nie chcesz nikogo obdarzyć takim spojrzeniem. Przypadkowe otarcie ręki o rękę i czujesz się przez chwilę ważniejszy dla kogoś, kto cię nie zauważa. Bo może zapamięta twój dotyk, może choć przez chwilę zajmiesz jego myśli - tak, to nadzieja. Przyjemny zapach i smak herbaty rano i czujesz się od razu silniejszy - uśmiechasz się i tego dnia postanawiasz się nie poddawać, nawet jeśli mówisz tak sobie codziennie - przegrasz dopiero wtedy, kiedy przestaniesz próbować. Te najmniejsze chwile w naszym życiu mają na nas największy wpływ. Te duże tylko nas tłamszą. Nieważne czy są dobre, czy złe, czy miłe, czy paskudne, duże rzeczy zawsze przytłaczają. Mimo wszystko.



pozwól mi pochować własne sny
na pożarcie łzom rzucić ostatnie nadzieje
gdzie jest wolność
kiedy wierzę?

doceń mnie
moje kruche kochanie
przewija myśli na paciorkach

wyśmiewają w twarz
za współistnienie
a przecież wszyscy wpisaliśmy swoje bycie
w namniejszy oddech przypadkowych ludzi
nieważne czy przepalony
czy tak przyjemnie czysty

krzyczę zostaw ale jeśli odejdziesz
zniknę w sekundzie twojego
pierwszego kroku

od kilku dni nie umiem bez ciebie zasnąć

13.10.2011 (c)alyouidiot



W tym miejscu jeszcze pozdrowię Pawełka, bo mi strasznie dziurę w brzuchu wiercił o tego posta. Ostatnio tu zaniedbuję, nie dlatego, że nie mam czasu, bo chociaż nie mam, to zawsze bym go znalazła, ale jakoś głowę mam ostatnio wolną od przemyśleń. Wcześniej dużo rzeczy nie dawało mi spokoju - teraz, jak już pisałam, postanowiłam przestać myśleć i żyje mi się dobrze. Od czasu do czasu coś wymyślę.

Dziękuję Ci za każdy dzień. :)


FROM LITTLE THINGS BIG THINGS GROW 
by LoverDgirlA1065.deviantart.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz