piątek, 21 października 2011

małe tęsknoty, duże zwątpienia



czemu mnie zostawiłaś joanno
czy naprawdę zaszkodziłam
twojemu nieszczęściu

rozpiera mnie żal gniew
i chciałabym rzucić tobą
jak ty o podłogę
i zbierać tylko te dobre kawałki

zasmucam spacery 
bo nie ma we mnie nadziei
na powrót w kolorowym deszczu

jutro istnieje jedynie w głowie
kolejne dni bez ciebie
a ludzie kochają mnie bo odeszłaś

wróć choć na chwilę
pozwól dotknąć swojej twarzy

wtedy przekonasz mnie że było warto
a ja ciebie że nie ufam już nikomu

19.10.2011 (c)alyoudiot


Czasem tak trudno nam się przełamać. Milion scenariuszy w głowie i zero odwagi, by je wypełnić. Po co to wszystko? Dodawanie sobie jakiejś złudnej nadziei, że może jednak... A przecież nie. Przecież nie po to się odchodzi, żeby wracać. 
Jesteśmy beznadziejnie słabi. Poważnie. Możemy zgrywać Bóg wie kogo, ale w gruncie rzeczy wszyscy jesteśmy tak samo słabymi istotkami. Bez innych, nie znaczymy nic. A im mniej jest innych, tym mniejsze nasze znaczenie. Bo w sumie, to oni budują to, w co wierzymy, ale czy to faktycznie prawidłowe? Czy warto wierzyć, kiedy za każdym razem jest to samo? Na czym w ogóle polega wiara, i jakie są jej granice? Trzeba wierzyć za każdym razem od nowa, czy kiedyś w końcu odpuścić? Jeśli ktoś notorycznie robi to samo, a my dalej w niego wierzymy, czy nie lepiej było by dla nas samych zaprzestać? Bo po co komu ta wiara? Niechciana nic nie znaczy.
Wtedy zaczynają się zwątpienia. Zdezorientowanie, co robić, a czego nie. Czego uniknąć, i czy w ogóle w coś brnąć. 

Mało pamiętam z tego tygodnia, bo był trudny. Często ogarniało mnie takie poczucie beznadziejności, że aż nie umiałam się ogarnąć. Co najlepiej z niego pamiętam? "Leczymy oczy", które nasunęło mi jedynie myśl, że potrafimy uleczyć wszystko - "leczymy uszy", "leczymy nogi", "leczymy ADHD" nawet "leczymy serca" (biedni kardiolodzy...) - i jedyne, czego nie potrafimy uleczyć to to, co mamy w środku. Ja nawet już nie umiem rozmawiać. A przecież mnie uczono - źle ci, to rozmawiaj. Znowu zamknęłam się, nie wiem czemu, nie wiem, jak to odwrócić. Było dobrze, było genialnie, a teraz jest pustka, jakby wszystko, co mam, oddalało się ode mnie, albo to ja spadała w pewnego rodzaju przepaść, gdzie nikt nie może mnie złapać, a wielu by chciało mnie uratować. I jedyne, co można powiedzieć, to "do zobaczenia na dole". Mówią, że warto schodzić na samo dno, bo można się wiele nauczyć - wiele nauczyć można się też wyciągając wnioski z żyć, które nas otaczają - niekoniecznie ze swojego. 

A co z tęsknotą? Czy można ją dzielić na gorszą i lepszą, trudniejszą i łatwiejszą, czy każda z nich jest tak samo trudna? Ta codzienna, pojawiająca się już w chwili odejścia od Ciebie i ta głęboka, od lat niezmienna, beznadziejna, bo już nigdy nie zniknie. Może jedynie wyblaknie, stanie się mniej wyraźna, ale zawsze już będzie częścią mnie, bo coś, co było, a zniknęło, pozostawia w nas niezmywalne ślady. Nie umiemy się resetować, dlatego wszystko, co przeżywamy, wpisuje się w nas na zawsze. I w mniejszym czy większym stopniu, to pozostaje już w środku. Jak sobie z tym radzić? Czy wystarczy czekolada, codzienne "ogarnij się", czy może potrzeba czegoś więcej? A może nie potrzeba nic, bo może tak po prostu musi być, żebyśmy cokolwiek umieli docenić? Nie wiem. Mało w tym tygodniu wiem. Wiem, że mam na imię Ola. Że dziś wyszło słońce. Że każdego dnia w tym tygodniu powiedziałam "jaki piękny dzisiaj dzień", chociaż każdy następny był dla mnie gorszy od poprzedniego. Że zawiodłam się na ludziach co najmniej trzy razy. Że wypiłam łącznie ponad trzydzieści pięć herbat. Że nie istnieją ludzie, którzy nie zasługują na uśmiech. Że każdy z nas potrzebuje przytulenia. Że Ania specjalnie dla mnie założyła dwa różne kolczyki, bo chciała mi pokazać, że ma nie tylko niebieską ważkę, ale też fioletową :) Że wszystkie miejsca na Ziemi są piękne, jeśli jest się w nich z odpowiednią osobą. Że muszę brać coś na pamięć, bo w tym tygodniu zapomniałam o przynajmniej piętnastu rzeczach (w tym o moim telefonie, dziękuję Pawełku :)).
I widzisz, wypisałam totalne bzdety, a zobacz, o ilu rzeczach świadczą. Że może jednak jestem dla kogoś ważna, że może nie wszystkim wiszę, chociaż się na wielu przejechałam. Że może mi zimno, ale jednak są osoby, które pomagają mi to przetrwać. Że może jest beznadziejnie, bo może usycham, bo wszystko wydaje mi się smutniejsze niż zwykle, ale coś sprawia, że to jest jednak najpiękniejsza jesień z wszystkich jesieni, bo spędzona z takimi ludźmi, o jakich nawet nie miałam śmiałości marzyć. Nie zastanawiamy się nad codziennymi sprawami, a wynika z nich tyle budujących rzeczy. 
Spotkałam ludzi, którzy mnie odbudowali, ale jeszcze nie raz spotkam ludzi, którzy mnie zburzą. Jednak wierzę w to, że wtedy nie zostanę sama. I tylko ta świadomość pozwala mi przetrwać każdy kolejny dzień.



oO-Rein-Oo.deviantart.com


mówisz, że kochasz deszcz, a rozkładasz parasolkę, gdy zaczyna padać. mówisz, że kochasz słońce, a chowasz się w cieniu, gdy zaczyna grzać. mówisz, że kochasz wiatr, a zamykasz okno, gdy zaczyna wiać. właśnie dlatego boję się, gdy mówisz, że kochasz mnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz