wtorek, 31 marca 2015

#Niespodziewane: Jeden z niewielu


Jeden z niewielu


                Siedzieli w uczelnianym bufecie i wymieniali się cichymi spojrzeniami. Słuchał jak opowiada mu z przejęciem moment ucieczki z Mariupola, jak szczegółowo opisuje każdą najmniejszą cząstkę drogi do Lwowa, jak ze śmiechem wspomina ogniska w małej miejscowości pod Lwowem, gdzie upijała się z przyjaciółmi z radości, że udało się stamtąd uciec i z żalu, że tylu bliskich jej osób zdecydowało się tam zostać. Po tym, jak dostała się do Lwowa, razem z matką zaczepiły się w jakiejś knajpie, zarobiły trochę pieniędzy i łącząc je ze swoimi oszczędnościami obliczyły, że może wystarczyłoby, żeby przeżyć dwa miesiące w Polsce i jakoś zacząć układać sobie życie na nowo. Przyrodnia siostra jej matki była w połowie Polką, mieszkała w Warszawie, więc pomogła im załatwić formalności i wszystko odbyło się niezwykle legalnie. Zamieszkały razem z nią na Pradze. Lena znalazła pracę w jakimś barze, jej matka zatrudniła się w firmie sprzątającej. Lena dostała się na studia, na kierunku mało znaczącym – bo niewiele mającym wspólnego z tym, co Lena kochała robić.
                Kiedy tak jej słuchał, zdał sobie sprawę z tego, że każdy człowiek ma jakąś historię. Zastanawiał się jak to jest zostawić swój kraj i bać się do niego wrócić, czy da się znaleźć swoje miejsce na siłę i czy Lena czuje się winna ucieczki. Bał się zapytać o to wszystko. Uświadomił sobie jednak, że przy ogromie przeżyć Leny, jego marne, nudne życie przestaje mieć jakiekolwiek znaczenie. Kilka dziewczyn, które złamały mu serce; kilka dziewczyn, którym on złamał serce. Kilka imprez, których nie pamięta – jeszcze więcej takich, które pamięta, a o których wolałby zapomnieć. 
                Lena już dawno przestała mówić, a on patrzył wciąż na pieprzyk na jej policzku i odpowiadał w głowie na pytania, które sam sobie po cichu zadawał. Dziewczyna posmutniała na chwilę czując, że może za bardzo się obnażyła i przestała być już dla niego interesująca.
 - Czy to prawda – pyta wwiercając mu się w zielone oczy – Że im mniej się wie, tym więcej chce się wiedzieć?
                Wyrwany ze swoich myśli rozejrzał się po bufecie i szybko przetworzył pytanie Leny.
 - Tak… Nie wiem, w sumie, tak, nie, nie wiem, Lena…
                Chciał na nią patrzeć cały czas, ale było mu głupio, strasznie głupio, że wpada na nią wszędzie, że wygląda, jakby ją prześladował i łaził za nią. Obydwoje sprawdzali swoje plany zajęć w Internecie, czaili się pod salami, żeby tylko „przypadkowo” spotkać się na choćby chwilę i porozmawiać o ognisku pod Lwowem lub o nudnym wykładzie. Choć tego dnia w bufecie Lena powiedziała sporą część swojej ogólnej historii, tak naprawdę mówiła bardzo mało i trudno było coś z niej wyciągnąć. On za to zabawiał ją ciągle chcąc, żeby czuła się tu dobrze, żeby pokochała Polskę na tyle, żeby w niej zostać, żeby zapomniała o tym, co widziała, o tych wszystkich negatywnych uczuciach, których doświadczyła. Wiedział, że to niemożliwe, ale tak bardzo tego pragnął, że sam zaczął wierzyć, że może mu się to udać.
                W tej całej ich relacji, krótkiej znajomości, zdarzały się rzeczy niezrozumiałe i urocze.
                Lena zawsze była nieobecna, jakby jej dusza nie mieszkała w jej ciele. Myślał, że to może przemęczenie, że praca i nauka to nie zawsze dobre połączenie. Ale potem uświadamiał sobie, że po tym, co przeszła ta dziewczyna, właściwie praca i nauka to przyjemność, nawet jeśli są ze sobą połączone. Uśmiechał się na każdą myśl o jej brązowych, grubych włosach, o jej akcencie, który tak go bawił. Najmniejsze wspomnienie jej wyrazu twarzy, kiedy myśli o tym, jakie słowo teraz wypowiedzieć, bo tak bardzo mieszają jej się języki, to wszystko powodowało w jego umyśle pogoń niesamowicie złożonych historii przeplatających się ze sobą. W każdej z nich dotykał dłoni Leny, poznawał smak jej malinowych ust, przeczesywał palcami grube pasma jej włosów.

                Mieszkał razem z siostrą na Ochocie, rodzice wynajmowali im mieszkanie. Pochodzili z Iławy, z dobrej rodziny. Siostra skończyła finanse na UW i od razu znalazła pracę, jednak nie umiała uzbierać na własne mieszkanie pomimo bardzo dobrych zarobków.
                Tego dnia po rozmowie w bufecie z Leną, wrócił do mieszkania i nie mógł się na niczym skupić. Ciągle śledził jej sylwetkę w myślach, przygryzał wargi na wspomnienie jej uśmiechu i chciał mówić o niej bez przerwy, ale nie miał komu.
                Wieczorem do mieszkania wpadła pijana siostra ze swoją równie pijaną koleżanką. Zaczęły tańczyć w pokoju obok, dokuczać mu i opowiadać sobie najgłupsze historie świata. Przedmiotem rozmów dziewczyn były nieustannie pieniądze; największymi problemami było czy kupić sobie nowego iPoda czy iPada, czy torebkę Michael’a Kors’a czy buty Vuitton’a. Nie mógł zrozumieć, jak świat może się tak spłaszczyć, skoro żyją na tej samej planecie. Choć docierały do niego znaki, że pieniądz rośnie w siłę i zaczyna wypierać jakiekolwiek relacje międzyludzkie, nie chciał tego do siebie dopuścić. Siostra zawsze śmiała się z niego, że jest nieudacznikiem i niczego nie osiągnie, że nie ma pieniędzy i brzydko się ubiera, że kupuje jedzenie w Biedronce. Zawsze zastanawiał się, jaka różnica jest w tym, gdzie kupuje jedzenie i jak się ubiera, bo patrząc na ich dwójkę z boku, mając do wyboru ją i siebie – zawsze zaprzyjaźniłby się z samym sobą. Bo choć zakładał czasem sweter do bojówek, a bułki smarował masłem z Biedronki – był przy tym wszystkim po prostu naturalny. Lena nawet lubiła te jego dziwne spodnie i jeszcze dziwniejsze nawyki żywieniowe.
                Leżał wieczorami patrząc w sufit. Co pięć sekund sprawdzał wyświetlacz telefonu, czy napisała. Bał się pisać, narzucać, ile można, może chociaż raz ona by się odezwała i zapytała jak wojna z siostrą, a on by napisał, że tak samo beznadziejnie, jak w Mariupolu – z  tym, że bez ofiar… Kiedy jednak przemyślał te słowa, uświadomił sobie, że w sumie jest ofiarą tego świata i to w bardzo smutnym tego słowa znaczeniu. Że może nikt go nie krzywdzi fizycznie, że może żyje w kraju, gdzie jest pokój – ale co z tego? Prześladują go myśli, wiadomości zdarzeń ze świata, w umyśle przewijają mu się statystyki uchodźców i ofiar wojennych, dręczy go świadomość, że rekiny mogą wyginąć, że drzew jest coraz mniej and nobody cares about it. Wszyscy wyrzucają śmieci na ulicę, a on podejmuje je i za każdym razem wrzuca do najbliższego kosza. Wzdycha i ja pisząc to też wzdycham, bo przestaliśmy dbać o nasze życia i o nasze miejsca. Coś nam odebrało współczucie i empatię, dlatego siadał czasem na parapecie i płakał, chłop dwadzieścia dwa lata siedzi i płacze na parapecie, bo w Syrii jest wojna, w Tunisie zamach, w Alpach pilot popełnia samobójstwo i zabija 150 osób, bo Rosja pastwi się nad Czeczenią, bo coś dziwnego dzieje się na Ukrainie, bo Putinowi źle z oczu patrzy, ale nikt mu nigdy nie będzie miał śmiałości zaproponować badań psychiatrycznych. Zawsze uważał, że choroby psychiczne widać po oczach i jakby się nad tym zastanowić, to może miał trochę racji, że jakiś chory obłęd można ujrzeć w źrenicach albo w tęczówce. To przecież nie moja wina, myśli na tym parapecie wycierając łzy, to przecież nie moja wina, więc czemu siedzę i płaczę. Obchodziło go to wszystko w bardzo znaczącym stopniu, jednak budziła się w nim nieprzejednana bezsilność, że sam, jeden – nic nie może; że sam, jeden – niczego nie zmieni.
 - Daniła! – krzyczała za nim Lena. – Daniła! Dani, no!
Odwrócił się i uśmiechnął na jej widok. Zaśmiała się.
 - Co się stało? – pyta ją zaciekawiony.
 - Nic, nic się nie stało, po prostu… Chciałam powiedzieć Daniła, Dani, no… - zaczęła jąkać się i zakończyła swoją wypowiedź ciepłym śmiechem.
                Mówiła na niego Daniła z przyzwyczajenia. Jej ojciec miał tak na imię i matka też w domu zawsze krzyczała: Daniła, Dani, no!
Wymienili kilka spojrzeń, jeszcze mniej słów i pożegnali się ciepłym uściskiem, potem udali się na zajęcia, każde w swoją stronę.
                Kiedy wychodził z uczelni i szedł w stronę przystanku, zobaczył Lenę. Szła z jakimś chłopakiem, śmiała się cały czas, wymachiwała rękami, gadała jak najęta.
Posmutniał.
Do mnie tyle nie mówi, pomyślał.
Przy mnie nie macha tak rękami.
Nie śmieje się tak przy mnie…
Może nie jestem dla niej wystarczająco dobry.
Może powinienem zacząć słuchać dla niej Metallici.
                Wrócił do domu i nie był w stanie niczego zrobić. Tak przez kolejnych kilka dni, dopóki się nie odezwała, dopóki nie zaprosiła na kawę, dopóki nie pocałowała go na do-widzenia.
                Wtedy przestał cokolwiek rozumieć. Lena jednak nie potrzebowała kogoś, z kim może nieustannie rozmawiać o wszystkim, co ją dręczy albo o tym, jak minął jej dzień. Dotarło do niego, że ona potrzebuje kogoś, przy kim może pomilczeć, przy kim może poczuć się bezpiecznie i spokojnie. Że nie chce mówić, tylko iść i delektować się ciszą, a niekiedy szumem miejskich aut. Że to miód dla jej uszu, że nie słyszy tu krzyków, płaczu, huków, że nie słyszy tu własnego przyśpieszonego ze strachu oddechu.
 - Potrzebuję tylko twoich oczu, w których mogę znaleźć ukojenie. Twojego spojrzenia, w którym mogę poczuć się, jak w domu. Twojego uśmiechu, który sprawia, że czuje się, jakbym znalazła swoje miejsce. Rozumiesz, Daniła?
Kiwnął głową na tak ze trzy razy pod rząd.
                Ile by dał, żeby tak powiedziała. Ile by dał, żeby spojrzała na niego takim wzrokiem, który mówi wszystko.
To takie smutne, pomyślał.
Że moja siostra marzy o Guccim, a ja o tym, żeby ktoś mnie pokochał.
                Usiadł na parapecie i zaśmiał się sam do siebie, choć łzy cisnęły mu się same do oczu, bo wyświetlacz od kilku dni nie zaświecił się jej imieniem, bo od kilku dób nie widział jej sylwetki ani nie słyszał jej głosu.
Może założę kurtkę z kapturem, wyjdę w ten deszczo-śnieg i pójdę do niej, zapukam do jej drzwi i wyprowadzimy jej psa.
A może założę piżamę i zostanę w domu. Może w końcu mógłbym się czegoś pouczyć. Może przestałbym w końcu myśleć o niej, bo nie jestem w stanie niczego zrobić.

                Daniel stanął przed lustrem i przetarł dłońmi swoją twarz. Usiadł na krawędzi łóżka i pociągnął nosem. Może to jest dobry dzień, żeby wyjść z domu i się zakochać, a może lepszy do tego, żeby umrzeć? Uświadomił sobie, że nie można założyć sobie czegokolwiek, że zbyt dużo nie zależy od nas, że jedyne, co może zrobić, to pogodzić się z tym, co dostaje i zmienić to, co jest plastyczne. Jednak za każdym razem, gdy widział Lenę na uczelni, dostawał palpitacji i ataku wewnętrznej padaczki, a jej zapach uzależniał jego neurony.
                Pewnej środy wracając metrem z uczelni, siedział naprzeciwko matki z dzieckiem. Chłopczyk jadł jakieś chrupki i przyglądał się bacznie Danielowi. Zaczął mówić do niego w stylu gu-ha-juju i rzucił w niego pluszową piłeczką. Daniel kucnął przed chłopczykiem, wręczył mu z powrotem piłeczkę i zapytał cicho patrząc w jego wielkie, niebieskie oczy:
 - A jaka jest… Twoja historia?



______________________________________________________


No, dość smutków, ale taka pogoda dziś...
Spodziewajcie się wkrótce recenzji EPki Mela, pisze się;)
Mam nadzieję, że macie lepszy dzień niż ja!
Jeśli tak to:



Buziaki

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz