środa, 23 stycznia 2013

friends?


Ostatnio znowu rządzą "przypadki". Cóż za przygnębiające uczucie, czuć się tak trwożliwie bezradnym...
Nie wiem, co jest pięknego w tych dniach, które nas tak dobitnie zabijają...Wstać, zjeść, wyjść, odbębnić, wrócić, zjeść, iść spać. Coś nieprawdopodobnie nudnego...
A jednak. A jednak jest coś pięknego i w takich dniach, jak te.

Jak wiecie, jestem świetnym myślicielem i dużo myślę. Zaiste.
Ostatnio zastanawiałam się nad tym, jak bardzo siebie nie znamy. Czasem myślę sobie o ludziach, których widuję codziennie i rozmawiam z nimi w głowie. W pewnym momencie, popadam w impas.
Jaki kolor lubisz i jak na imię ma twoja siostra? Przecież o takich oczywistych rzeczach się nie rozmawia... Głupia jesteś, czy co? Pytać o ulubiony kolor?... Niedorzeczne...
Mówimy, że się znamy, a nic o sobie nie wiemy... Cóż jest bardziej niedorzeczne: pytać czy nie wiedzieć takich oczywistych rzeczy?
Po co tam pytać, jak na fejsie można wszystko sprawdzić...
Cywilizacja odbiera nam człowieczeństwo; tak naprawdę. Przestajemy ze sobą rozmawiać, tylko ze sobą piszemy, przestajemy siebie pytać, tylko sprawdzamy informacje na forach i portalach... Zaciera się gdzieś to nasze być i żyć między naszym istnieć i pobywać.
Pobyć można na chwilę, a potem zniknąć. A w życiu nie da się istnieć na chwilę. Jest się, albo się nie ma. Pojawiasz się i znikasz, nikt nie ma z tego powodu na twym punkcie bzika, mogę cię zapewnić. Za późno to do mnie dotarło, może do was dotrze na czas.
Byłam od zawsze przyzwyczajona do nie-bycia i do bycia, o dziwo też byłam przyzwyczajona do bycia jedynie na pół etatu, ale nigdy o tym nie myślałam w tych kategoriach. Było to dla mnie naturalne, dlatego może teraz tak nie boli.
Boli mnie tylko strach, że zgubię to, kim się stałam i wrócę do tego, kim byłam. I wszystko stracę.


gitarowe solo na dwa


w moich oknach przepłakane noce
nie grają roli w scenariuszach allena ale
może sąsiadka gienka ta ludwikówiczowa co to
z adamem mieszkała dziesięć lat ale on wolał
mariolę
ona wie więcej i o mnie i o tobie

może nasze dialogi piszą za zasłonami kurtynami
codziennego teatru w śródmiejskim zgiełku i podupadłej
wsi której nie opłaca się ratować po co
komu pieniądze...

dam ci na chleb ty kupisz wódkę a ludzie
wciąż umierają na raka
rysujemy mechanicznie linie zapobiegając kolejnym
nieszczęśliwym przepustkom do nieba

dotkniesz mojego czoła narysujesz znaki znane
przez wieki i znamiona nasze na chwilę staną
się jednością
to wszystko bez znaczenia bo
ja już jestem zerem i nie mogę cię odjąć

co za zła ironia i fatalne przeznaczenie że
jestem twoim edypem a ty moją izabelą
ja już nie chcę i nie pragnę

wybacz mi dzisiejsze słońce i że wciąż zamieniam
dni jak mi popadnie ale nie mogę skupić
w sobie światła

zatapiam się w cichych promieniach czystego dźwięku
kiedy mój kot stara się naśladować hendrixa
a pies zawodzi santanę
23.01.2013 alyouidiot

Mam wiele marzeń ale od dzisiaj moim największym jest was bardzo dokładnie poznać.
Może chcecie się czymś podzielić...? Ulubionym kolorem, albo jak wolicie wiązać krawat? Bez znaczenia...

środa, 16 stycznia 2013

LIST 1: THINGS TO DO

Pierwszy pościk w nowym roku.
Nie wiem, jak zabrać się do rzeczy, które mam zrobić. Tak dużo tego jest, a tak mało się chce.
Oglądam filmy, ostatnio nawet czytam książki, siedzę na facebooku tylko chwilę, piję herbatę jak zawsze i zastanawiam się, co się zmieniło. Ściany te same, ludzie ci sami, tylko jakoś... inaczej. Pusto.

Chcą wycofać produkcję jedno i dwugroszówek. Czy wyobrażacie sobie życie bez takich dwóch małych monet? Bez poczucia, że można na chodniku znaleźć szczęście tuż przed ważnym egzaminem?
Kilka tygodni temu, w przeciągu paru dni, znalazłam ze trzy jednogroszówki. Każda z nich wpadała w moje ręce tuż przed jakimś ważnym wydarzeniem. To trochę śmieszne i przesądne, ale człowiek czuje się od razu jakoś tak magicznie pokrzepiony tylko dlatego, że znalazł 1 grosz... Warty tak naprawdę 4 grosze.

Wybiła 21:05, w głośnikach The Antlers śpiewają mi, że nie chcą miłości (I don't want love), a ja siedzę od piętnastu minut i próbuję sklecić coś sensownego, co absolutnie wymyka mi się z ram jakiegokolwiek sensu...
Potęguje to we mnie wrażenie, że wszystko wypada nam z rąk i absolutnie już niczego na tym świecie nie można nazwać kontrolowanym. Wojny, zamieszki, konflikty. Wszystko na naszych oczach a my czytamy Stephena Kinga albo Paulo Coelho, oglądamy Batmana mając nadzieję, że istnieje naprawdę i uratuje nie tylko Gotham, ale też nasz nędzny światek... Tak krucho ze sobą połączeni, odczuwamy wewnętrzny strach i niepokój, że nic nie możemy na to poradzić - więc wszyscy, jak na zmowę, nic nie robimy... Po cóż to. No i cóż można zrobić? Nic. Tak bardzo nic nie można zrobić.
Okrutne poczucie bezradności przytłacza nas z dnia na dzień. Nie da się zmienić polityki, bo cała jest idiotycznie durna. Nie da się zmienić porządku świata, bo rządzi nim pieniądz. Nie da się wprowadzić pokoju, bo najwyraźniej na wojnach da się zbić interes. Wszystko o dupę można potłuc.

Fajnie jest, więc siedzimy dalej. Za oknem pada tylko śnieg.
A za innymi oknami rozgrywają się sceny ostatnich chwil czyjegoś życia.
Strasznie mnie to przytłoczyło ostatnimi czasy i jakoś zżera resztki moich sił.

"Czasami chciał ją zapytać wprost, ale nie umiał zacząć. Jak powinien zadać pytanie? Czy dosłownie: skoro jesteś taka szczęśliwa, to dlaczego ze mną sypiasz? Ale gdybym ją o to zapytał, na pewno by się rozpłakała, pomyślał.
I tak często płakała. Bardzo cicho i długo. W większości przypadków sama nie bardzo wiedziała dlaczego."
Haruki Murakami


Zastanawialiście się kiedyś, co jest wyznacznikiem szczęścia? Co sprawia, że możemy powiedzieć "jestem najszczęśliwszym człowiekiem na Ziemi", skoro na pewno nie znamy pozostałych 7 miliardów ludzi?
Co trzeba zrobić, żeby być szczęśliwym?
Czy jest jakaś recepta?
Jakiś szczególny wyznacznik, którą drogą iść, by dostać szczęście...?
Gdzież-by-tam... Czasem zdaje mi się, że szczęście jest tylko iluzją, którą sobie sami wytwarzamy, żeby poczuć się na chwilę lepiej. Mówimy potem: szczęście nie trwa wiecznie, jest wręcz nieporównywalnie krótkie ze smutkiem i nieszczęściem. Czasem trwa tylko jedną sekundę.
Ale za to poczucie, że choć przez chwilę dotknęło nas szczęście, jesteśmy gotowi okłamywać samych siebie i wmawiać sobie, że może istnieć coś takiego jak idealny stan. Bo przecież, żeby coś istniało, nie musi być stałe ani widoczne.
Nie udowodnię wam, że szczęścia nie ma, tak samo jak wy nie udowodnicie mi, że istnieje.
Według mnie, osiągamy jedynie stan smukłej radości, i tak w dość skąpym wydaniu.
Trudno powiedzieć, że jest się szczęśliwym, kiedy świat umiera w smutku.
Tak właśnie sobie dziś pomyślałam, jak wracałam do domu autobusem i wysłałam SMS-a, którego nigdy nie powinnam była wysyłać.

Zastanawiam się, czy więźniowie, których uwalniają z kajdan, czują coś w rodzaju tęsknoty za nimi? Może pewną bezradność, bo co teraz zrobić... z wolnością?


ten pokój

tęsknię za czymś
gonię za czymś
czego wcale nie mogę mieć
- czwarta część
seryjnego samobójstwa

w motłochu popłochu przygaszonego
bicia uderzenia rozdrażnienia
lewej pięści i prawej w pięknym otoczeniu
tętnic

a życie tętni
bębni palcami o stół i wybija
rytmy czaczy albo ósma trzydzieści
pozostały trzy minuty do godziny zero

czekam na coś
pospieszam wskazówki wciąż późnią się na zawołanie
tego spod dwunastki

nie wiem kim jesteś nie umiem cię dotknąć
znam tylko twoje dwie jeden
i odgryź mi wargi, wypal oczy a uszy oddaj niewinnym talibom

oni grają nasze sekwencje na granicach Kandaharu
a ja już nic nie chcę czuć
niczego pragnąć
osiągam stan najwyższego dur i rozbijam się o własne dno

assalam alaykum*
16.01.2013 (c) alyouidiot

* w języku paszto (jednym z urzędowych języków Afganistanu, błędnie zwany afgańskim) "pokój wam".



KyraTeppelin.deviantart.com