niedziela, 23 grudnia 2012

my big coincidence.

tell me if you love someone.
sure.

Hej ho!
Nie było mnie tu dawno, bo badałam przypadkowość życia. Wiele osób próbowało niejednokrotnie mnie przekonać, że przypadki nie istnieją, ale ostatnie dni udowodniły mi bardzo silnie, że wszystko jest sobie przeznaczone. Ma cel, ma przyczynę.
Czasem trudno nawet mi było w to wszystko wierzyć. Kiedy w jednym momencie życia każdy jego element zdaje się zmówić przeciwko człowiekowi, nie wiadomo, co zrobić. Mogło by się uciec, bo tak jest najprościej. Udowodnić sobie, że można z czegoś zrezygnować i pokazać innym, że jest się na tyle silnym, by funkcjonować bez czegoś, co zdawało się być całym naszym światem.
Potem się okazuje, że są inne wyjścia.
Trochę za późno.

Miniona noc przytłoczyła cię bardzo, coś czuję. Nie mogłeś usnąć, może się bałeś. Może ktoś siedział ci silnie w głowie, bo sobie go wmówiłeś. Może brakowało ci za oknem widoku Pasa Oriona. A może po prostu wszystko było zbyt idealne i dlatego też nie mogłeś zmrużyć oka. Łzy napływają do oczu czy chcesz, czy nie. Jesteś bezsilny, bo ktoś jest chory, a ktoś inny ma cię w dupie. Załamujesz ręce, kiedy widzisz, że twoi bliscy cierpią i udajesz, że jest w porządku. Nigdy nie było. Tak naprawdę nie pamiętasz dnia, w którym wszystko było w porządku...
Co boli bardziej, bezczynność czy bezradność - nie wiem. Każde bez wyzwala u ciebie lęk. A on cię paraliżuje. I nie możesz już nic. Już tak zupełnie nic nie możesz zrobić. Czekasz więc, co wydarzy się jeszcze. Jak rozwiną się wydarzenia, bo może wszystko ułoży się samo. Ponoć czasem się układa, tak mówią ludzie. 
Co robisz potem? Wstajesz rano jak gdyby nigdy nic, jakby ta noc była najpiękniejszą z wszystkich nocy, a może była tą okrutną i najbardziej srogą. Uśmiechasz się przyjaźnie, żeby nikogo nie skrzywdzić, albo nie zarazić swoim pechem czy smutkiem. A może nawet nieszczęściem.
Umiesz odpowiedzieć sobie na to pytanie? Czy jesteś szczęśliwym człowiekiem? Często mówimy, że nie. Ale przecież wszystko mamy. Dom. Rodzinę. Ubrania. Samochód. Komputer. Empetrójkę. Albumy, meble, piec, ciepłą wodę. Jedzenie! Widzisz, słyszysz, czujesz, znasz smaki.
Co sprawia więc że jesteś bardziej nieszczęśliwy niż ten niewidomy pan, który mieszka na przeciwko ciebie? Niż ta kobieta z mieszkania piętro niżej, która nie może już sama chodzić? Co uprawnia cię do tego, żeby narzekać na swoje istnienie, kiedy tyle innych żyć ograniczonych jest właśnie przez bez-coś? Brak-czegoś?
Ah, jacy ci ludzie potrafią być szczęśliwi. Jak trudno jest im czasem narzekać na coś. Powiedzieć, że czegoś im brak, chociaż nie mogą usłyszeć dźwięku pianina, skrzypiec ani głosu Adele. Chociaż nigdy nie widzieli motyla, a ich oczami staje się wyobraźnia. Chociaż nie mogą powiedzieć ani słowa na swoją obronę. Chociaż nigdy nie prosili cię o nic, chociaż masz tysiąc razy więcej.
Ale wciąż jesteś bardziej nieszczęśliwy.
Bo może brakuje ci miłości. Może przyjaciół. Może rodzina przytłacza cię na tyle silnie, że nie umiesz się z nikim dogadać. Może ktoś zabrał ci coś, co tak bardzo kochałeś. Może ktoś odszedł, choć mógł być przy tobie cały czas. Może ktoś podjął decyzję, która nie była wcale po twojej myśli. Czy to czyni ją złą? Czy ta decyzja naprawdę tak bardzo wpłynęła na twoje życie, że nie potrafisz normalnie funkcjonować? Że wmawiasz sobie, że jesteś zły? Nikt nie jest zły.
Niektórzy są po prostu psychicznie chorzy.

Gdzie w tym wszystkim przypadek, a ile w tym przeznaczenia? Odpowiedz sobie sam. Znowu uważasz, że bredzę. Że nie jesteśmy wcale pokoleniem samolubów i egoistów. Że przecież tyle dajemy siebie innym. Że tak często się czymś dzielimy. Jesteśmy dobrymi ludźmi!
Oczywiście, że jesteśmy dobrymi ludźmi. Wszyscy, co do joty. Tylko gdzieś czasem się zakopujemy. Gdzieś się gubimy. Coś sprawia, że nie potrafimy się odnaleźć.
Mhm. Przypadek... Oczywiście, że przypadek ;)
Bo niby kto by miał tym wszystkim kierować i wytyczać temu cele? Bez sensu... To wszystko przypadek. Przypadek na pewno. Przypadek...



5:30
Budzik.
Nie, jeszcze trochę.
5:34
Wstaję. Nie wyrobię się.
Idę do łazienki.
Myję się.
Ubieram.
Nie jem, nie mogę.
Czeszę włosy. Długo. Lubię moje włosy.
6:40
Wychodzę z domu.
Drepcę powolnie na autobus. Może lepiej było by się dzisiaj spóźnić.
6:56
Autobus.
Wchodzę równie powolnie. Siadam na wolnym miejscu obok jakiegoś mężczyzny.
Czuję.
Pił z rana.

7:54
Jestem w Warszawie.
Gdzie ta cholerna ulica?
Błądzę.
Tyle razy. Na nic.

8:40
Zero minut spóźnienia.

-         Dzień dobry – burczę.
-         Dzień dobry! – krzyczy miła rejestratorka – Pani znowu u nas!
-         Znowu – znowu burczę.
-         Dzisiaj mamy lekkie opóźnienie.
-         Z samego rana? Opóźnienie?
-         Jedna maszyna się zepsuła, ale wejdzie pani za piętnaście minut! Proszę wygodnie usiąść i poczekać! Tu są pani dokumenty – podaje mi je.
Uśmiecha się.
Próbuję też, ale nie potrafię.
Siadam w poczekalni. Pusto.
8:50
Dosiada się do mnie chłopak.
Upośledzony.
-         Dzień dobry – mówi nieśmiało.
Uśmiecham się. (!)
-         Jesteś sam? – pytam.
-         Mama zaraz...
Otwierają się drzwi.
Ogromny facet czyta moje nazwisko.
Pieprzeni technicy.
-         Pani już u nas miała badania?
Przecież widzi na karcie.
Idiota.
-         Nie – odpowiadam.
-         Widzę, że trzymają się pani żarty – uśmiecha się serdecznie.
-         Nie – odpowiadam znowu.
Otwiera szatnie.
-         Niech pani tu zostawi rzeczy i je zamknie.
Kiwam głową. Rozumiem.
Rozbieram się, zostawiam rzeczy, zamykam szatnię. Oddaję mu kluczyk.
Otwiera drzwi. Widzę białą trumnę.
-         Proszę się położyć – komunikuje.
Przecież wiem, co mam robić.
-         Robiła to pani setki razy, niech się pani tak nie denerwuje.
-         Nie denerwuję.
-         Tylko co?
-         Spokojna jestem. Bardzo.
Idiota.
Kładę się, a on trochę mnie tam przypina. Zakłada słuchawki na uszy, do ręki daje przycisk.
-         Gdyby coś było...
-         Wiem – przerywam i zamykam oczy.
Wychodzi.
Wsuwają mnie do środka. Głowa zostaje na zewnątrz.
Słyszę pierwszy hurgot. Przytłumiony.
Widzę licznik.
2:50 17 mm.
Hsdajigruys sdhfduyds i w kółko te dźwięki. Coraz głośniej.
Wszystko zaczyna drżeć.
Słuchawki spadają.
Teraz słyszę wyraźnie.
KJDJHD i JKAFGHAS i potem znowu KJAFGHDDKJFJH. Nie umiem tego znieść.
Pęka mi głowa.
0:23
Prawie koniec. Ale to dopiero początek.
Dziesięć sekwencji.
Widzę sufit i lampy. Wszystko białe. I dalej słyszę hurgot. Równomierny. Zabija mnie. Zabija we mnie wszystko.
Próbuję myśleć o czymś innym. Nie porusz się tylko, nie porusz.
Zamykam oczy, i co. Nic. Biało.
I dalej słyszę hurgot. Równomierny. Zabija mnie. Zabija we mnie nawet myśli.
Dziewiąta sekwencja 21mm, 2:17.
Zamykam oczy i otwieram na zmianę. Wciąż biało, biało, biało.
Cisza.
Otwiera drzwi, wysuwa mnie i zdejmuje mi przypięcia. Zabiera słuchawki.
-         Wyniki będą jutro – oznajmia.
-         Dziękuję. Miłego dnia – mówię i wychodzę.
Otwieram szatnię, ubieram się z powrotem, wychodzę znowu do poczekalni. Zakładam kurtkę i mam nadzieję nigdy więcej tam nie wracać. Ale mówię przecież:
Do widzenia! – tej serdecznej pani. Tak burczałam to może teraz...

Believe me: From little things big things grow ;)

Oczywiście życzę najpiękniejszych świąt, jakich tylko można życzyć, o jakich można tylko pomarzyć!
Oraz żeby przyszły rok okazał się szczęśliwszy:) Bo wiecie, tak naprawdę - mamy wszystko.



poniedziałek, 26 listopada 2012

kochanie, jesteś ze mną, przy mnie każdego dnia.


pamiętasz te noce
morskich bitew niestoczone pola
wypełzaliśmy rankiem o smaku
świeżej herbaty

mogłam chodzić spać milion razy
i budzić się dwa miliony
liczyć siedem ich na niebie
i mieć wrażenie
oswojenie
przywłaszczenie mojego istnienia
innym podmiotom, nie przedmiotom

mogę być czyjaś znowu
ale nie na sekundę
gdzie mój byt i twoje bycie
przecina się nie raz nie dwa

mogłabym leżeć codziennie na stole
podając na talerzach Twoje myśli

Tylko uśmiechnij się do mnie,
bo taki piękny dzisiaj dzień.

26.11.2012
Kochanie, jesteś ze mną, przy mnie każdego dnia.


Cóż za cudowny dzień!
Słońce!
Tyle uśmiechu mogło by być codziennie. Nie tylko tego znanego, ale i obcego. Każdego uśmiechu chcę więcej! Więcej!


Ostatnio porzuciłam sprawy przeznaczenia dla wyższych celów i chyba mi się to opłaciło. W każdym razie, dalej naiwnie w nie wierzę, haha. 

Darling, you're with me, always around me!
Darling, I feel you under my body.
Give me shelter, or show me heart.
Come on love, come on love,
Watch me fall apart, watch me fall apart...


Miłość jest ko­tem. Przychodzi, kiedy ma na to ochotę. Nie py­tając o zda­nie siada na ko­la­nach i og­rze­wa cię samą swoją obec­nością. Ma pa­zu­ry, ale i tak wiesz, że faj­nie jest mieć ko­ta.
-John Planty

Nie wiem już sama, czym jest miłość! Czy w ogóle jest! Jak o dużo łatwiej wierzyć, że jednak istnieje, że to, co się przeżyło, nie było ani fikcją, ani bajką. Lecz jeśli to były miłości, to cóż przed nami? Szkoda myśleć! Szkoda gadać! Dzisiaj jedyne, co nasuwa mi się na myśl, to - Taki piękny dzisiaj dzień! I że, na przykład, cały czas się uśmiecham. W końcu bez powodu! 

Spójrz trochę dalej, podnieś głowę i uśmiechnij się, nawet jeśli za oknem jest zawierucha! H.Jackson Brown napisał kiedyś, że każdego dnia powinniśmy uśmiechnąć się przynajmniej raz do nieznajomego, bo być może nasz uśmiech jest jedynym słońcem, które on spotka tego dnia. Czyż to nie są wpaniałe słowa na motto?

Today, give a stranger one of your smiles. It might be the only sunshine he sees all day.



Trzymajcie się ciepło i być może zawitam tu wkrótce z jakimiś moimi super-życiowymi rozkminami! :)

sobota, 3 listopada 2012

touching the sky; that's not my limit



3 listopada to 307. dzień roku, w latach przestępnych 308. Do końca roku pozostało 58 dni.
W 1656 roku tego dnia, Polska i Rosja zawarły antyszwedzki rozejm w Niemieży.
W 1918 roku tego dnia odbyła się nieudana próba zamachu stanu w Polsce.
W 1984 roku odbył się pogrzeb księdza Jerzego Popiełuszki, a w 2005 roku Klan jako pierwszy z polskich seriali osiągnął liczbę odcinków równą 1000.


A w 1994 roku 3 listopada było całkowite zaćmienie Słońca widoczne nad Ameryką Południową, Atlantykiem i południową Afryką...



Co to zmienia dzisiaj, nie wiem. Wiem jedynie, że na pewno ma wpływ na teraźniejszość. Może nawet na pogodę... Nasze życia wciąż się przeplatają i nie umiem powiedzieć, co z tego wynika. Wiem, że nas zmienia.
Często zapominamy, jakimi byliśmy ludźmi. Może dlatego, że nie chcemy pamiętać lub po prostu to nie było istotne. Co więc staje się istotne? Ten moment, który nas zmienia? Czy dopiero ten, który następuje po zmianie? Co świadczy o tym, kim jesteśmy? To co robiliśmy czy to, co robimy teraz?
Czy przypadkiem na nasze jestestwo nie składa się też przeszłość, a nie jedynie to, z czym obnosimy się aktualnie? Myślę, że nie warto maskować i zakopywać przeszłości ani zmian. Wydaje mi się, że o tym, kim jesteśmy, świadczy właśnie nasza zmiana. Czy była ona na lepsze czy na gorsze. Czy byliśmy w stanie wybrnąć z trudnych sytuacji, czy sprawiliśmy, że stały się one jeszcze bardziej nie do zniesienia. Czy wstając codziennie z łóżka potrafiliśmy cieszyć się kolejnym dniem, czy narzekaliśmy, że w ogóle się obudziliśmy. Czy idąc ulicą potrafiliśmy zauważyć innych ludzi i uśmiechnąć się do nich, czy kiedy nas popchnęli, wyklęliśmy ich jedynie dlatego, że mieliśmy zły dzień.
Ci obcy nam ludzie, często oddaleni kilkaset kilometrów od nas, mogą mieć na nas ogromny wpływ, mogą mieć dla nas ogromne znaczenie. Ich pasje mogą stać się twoją inspiracją, w ich spojrzeniu możesz odnaleźć wenę, po ich ruchach możesz ocenić swoją wartość. Najwięksi artyści nie stworzyliby niczego bez innych ludzi. Wszystkie największe dzieła biorą się z samotności tudzież opuszczenia (spowodowanych nie inaczej, jak przez ludzi!), nieudanych bądź istnie wspaniałych miłości (do innych ludzi!), trudnych lub niezmiernie wytrwałych przyjaźni (z innymi ludźmi!) i tak dalyj... Ci inni ludzie zawsze dają nam impuls do jakiejś pracy, do jakiegoś działania, nadają nam jakieś znaczenie. Zauważają w nas cechy i zachowania, o których my nawet nie wiemy.



Na­tura miewa kap­ry­sy i ana­logie. Mo­tyle is­tnieją także w rodza­ju ludzkim: piękna bar­wa, la­tanie nad po­wie­rzchnią życia, kar­mienie się słodycza­mi, bez których giną - oto ich zajęcie. A ty, ro­baku, nur­tuj ziemię i prze­rabiaj ją na grunt zdol­ny do siewu. Oni ba­wia się, ty pra­cuj; dla nich is­tnieje wol­na przes­trzeń i światło, a ty ciesz się jed­nym tyl­ko przy­wile­jem: zras­ta­nia się, jeżeli roz­dep­cze cię ktoś nieuważny. 
                                                                 - Bolesław Prus




Kilka razy się już zrosłam, ale czasami nie daję rady. A ty?

piątek, 19 października 2012

destiny, thou art a heartless bitch.



Wiem, że gdziekolwiek jestem, cokolwiek robię, ten księżyc będzie takich samych rozmiarów jak Twój.
                                                                            - Dear John 



     Nie wiem, czy wierzycie w przeznaczenie. Dla mnie do niedawna była to smutna bajka, w którą zawsze uwielbiałam wierzyć. Ludzie pytają - dlaczego? Nie wolisz mieć poczucia, że to wszystko leży w twoich rękach i zależy właśnie od ciebie?
    Pytanie, czy faktycznie potrzebujemy obciążać się taką odpowiedzialnością. Odpowiadamy za to co mówimy i robimy, ale czy to jest przypadkowe... Cóż, nigdy niczego nie nazwałabym przypadkiem, ani tego uśmiechu, który spotkał cię dziś w autobusie ani "przypadkowego" dotyku w kolejce w sklepie. Są takie rzeczy, które odciskają na nas niezwykłe piętno, niezwykle dokładnie zapadają nam w pamięć. Im więcej rzeczy jesteś w stanie zapamiętać, tym lepiej odnajdziesz i przede wszystkim zrozumiesz swoje przeznaczenie (jeśli tak jak ja, naiwnie w nie wierzysz). 
Długo się nad tym zastanawiałam i doszłam do wniosku, że często właśnie mówimy: "gdyby nie to, nie byłbym takim samym człowiekiem" - czy to nie jest kwestia wiary w przeznaczenie? Przecież wyraźnie tu wierzymy, że to, co się stało, choćby nie wiem jak było złe, było nam przeznaczone! Było nam dane, żebyśmy coś zrozumieli! Jednak mimo wszystko, częściej wypieramy się przeznaczenia, bacznie mianując się panami własnego losu... 
Według mnie, jesteśmy bardzo mali w tym naszym losie, bardzo bezsilni i często niepoukładani. Wierzymy, że możemy coś zmienić, ale nie wiemy, jak to zrobić, więc nie zmieniamy. Życie często - czy chcemy, czy nie - decyduje za nas, a my żyjemy trochę tak jakby z boku, trochę mniej ważni, chociaż codziennie budzimy się w tej samej skórze i robimy dokładnie te same rzeczy. Nie ma się co oszukiwać - kiedy jesteśmy mali, jak młode listki na drzewie, trzymamy się mocno życia jak cennej rzeczy. Z upływem czasu żółciejemy, potem robimy się pomarańczowi tylko po to, żeby stać się czerwonymi, by za chwilę zbrązowieć, uschnąć i spaść. Odczepić się od życia, bo to przecież naturalne, i dawać miotać sobą to na lewo, to na prawo. Potem lądujemy w nieznanym nam miejscu, nie wiemy dlaczego i jak to się stało, bo przecież jeszcze na wiosnę mieliśmy wszystko pod kontrolą... 
Poczucie kontroli gubi bardziej niż jej brak. Kiedy spostrzegłam, że przeznaczenie może być faktem, a nie wymysłem, kiedy zaczęłam wszystko ze sobą łączyć, każdego dnia budziłam się prawie szczęśliwa. Czemu prawie, no cóż... Pewnie to kwestia wypełnienia swojego przeznaczenia. Ale, przecież! Jeśli to przeznaczenie, to samo się wypełni! Prawda? Więc po co się martwić, zerkać w puste kierunki i oczekiwać cudów. Przestań myśleć, poczuj się na chwilę nieobciążony, szczęśliwy. Któregoś dnia obudzimy się wszyscy i nastanie dzień naszego przeznaczenia. Kto wie, może spotkamy się wtedy na przystanku i powiesz mi: "Przypominasz mi taką poetkę... Wiesz... Ona zawsze mówiła, że dni są piękne. Spójrz! Taki piękny dzisiaj dzień!"... A ja, cóż. Spojrzę na ciebie, uśmiechnę się i staniemy razem pod jedną parasolką...



    Wiesz, w co jeszcze lubię wierzyć? Że kiedy stoję na dworze w gwieździstą noc i szukam Oriona, Syriusza i śmieję się z Księżyca, to gdzieś na Ziemi jest człowiek, który robi właśnie to samo. Albo kiedy jadę autobusem i widzę wschód słońca, ktoś budzi się właśnie i odsłaniając zasłony, widzi to samo, co ja. Nie zdajemy sobie sprawy, jak strasznie ze sobą wszyscy jesteśmy połączeni. Jak niezwykle jesteśmy od siebie zależni. Jak od tego, czy ty masz dziś dobry dzień, zależy moje szczęście.
    Bo ty i ja, jesteśmy sobie przeznaczeni.



Przeszłość gdzieś się zaczęła, ale już się skończyła. Przyszłość zacznie się właśnie za chwilę. A to twoje "teraz", to, którym żyjesz, trwa tylko ułamek sekundy. Nie zdążysz wziąć nawet oddechu, a mówisz, że żyjesz chwilą. Żyjesz tym, co jest ci dane. Tą sekundą, która właśnie minęła. Teraźniejszość tak na dobrą sprawę nie istnieje, ale istniejesz Ty, zamknięty między przeszłością a przyszłością z wyborami, które w końcowym efekcie okażą się i tak bez znaczenia...
 
 
 na dobry weekend - Polska złota jesień!

Miłego weekendu! 
 

wtorek, 2 października 2012

deja vu



Jestem uzależniona od herbaty. Tak się mówi, chociaż to wcale nie jest uzależnienie. Mówi się też „jestem uzależniona od ciebie”, a przecież nie można być uzależnionym od człowieka. Tak samo mówią „jestem uzależniony od papierosów”, a tak naprawdę nigdy nie pomyśleli o tym, żeby przestać palić. Uzależnienia to dla mnie drażliwy temat. (...) Wszyscy, którzy są w jakiś sposób od czegoś uzależnieni, mają u mnie minusa już na samym starcie. Nie potrafię się tego wyzbyć, to sprawia, że mój stosunek do niektórych ludzi jest negatywny od samego początku. Nie umiem ufać, nie umiem patrzeć w oczy, nienawidzę kłamstwa, bo przez to jestem tak skomplikowana, że czasem nawet sama się w sobie gubię. A jednak ludzie mnie fascynują. To chyba przez ten paniczny strach, że mogliby mnie zranić, zaczęłam mieć na ich punkcie niejaką obsesję. Obserwuję każdego z nich bardzo uważnie, poznaję ich zachowania, dzięki czemu wiem, kiedy kłamią. Jednak jeśli do tego wkraczają uczucia, to już nie jest takie proste. Uczucia sprawiają, że zawsze wierzymy, nawet w te najbardziej oczywiste kłamstwa. Mogę zapytać kogoś, na kim mi zależy: „jaki masz kolor oczu?”, a on odpowie: „niebieski” i uwierzę, choć przecież doskonale wiem, że jego oczy są zielone. A może nawet wpadają w piwne przy zetknięciu się ze źrenicami...
- Autocharakterystyka, wrzesień 2011



Jest dobrze
Rano wstała beznamiętnie z łóżka. Odsłoniła zasłonki wciąż nic nie rozumiejąc, za szybą zobaczyła Warszawę w porannym świetle. Szybkim ruchem z powrotem zasłoniła okno i poszła do łazienki. Ubrana, najedzona, wyszła do szkoły. Nie wiedziała, że tego dnia do niej nie dojdzie.
      Wsiadła do metra. Nie cierpiała metra. To tutaj to wszystko się zaczęło. Ta przyjaźń, z pozoru przypadkowa znajomość, ale jednak przyjaźń. Codzienne widywanie się akurat w tym samym wagonie, przelotne uśmiechy i wspólne obserwacje. Potem była herbata, potem herbata stała się częścią codziennego rytuału. Tutaj też wszystko się zakończyło. I ten list, w tym samym wagonie, co zwykle. Na tym samym siedzeniu. Jakby tylko na nią czekał.
„Kwiaty przestały pachnieć. Przytrzymałaś mnie przy życiu przez pół roku, ale teraz to już nie ma znaczenia. Zaraz zamkną metro, a ty jutro rano w stołecznej gazecie przeczytasz >>kolejne samobójstwo, tym razem siedemnastolatki, rzuciła się pod metro<<. Nie będziesz wiedzieć czemu i będziesz obwiniać siebie – nie rób tego. Nie ma w tym ani krzty twojej winy. Dałaś mi półroczne szczęście. Za długo byłam szczęśliwa. Oliwia”.
Wtedy metro faktycznie się zatrzymało. Nie mogła w to uwierzyć, zawróciła do domu i od tamtej pory bała się zasnąć.
      Siedziała w zupełnie innym wagonie, w jak najdalszym punkcie od feralnego miejsca. Najchętniej w ogóle nie wsiadałaby w metro, gdyby nie to, że było to najszybszym dojazdem do szkoły, a ona rano nie miała czasu nawet na oddech. Koło niej stanął chłopak, na oko dwudziestoczteroletni. Na głowie miał kapelusz, ubrany był w czarny płaszcz jesienny, czarne spodnie i trampki.
-          Jestem żałosny – szepnął.
      Chciała to zignorować, ale nie potrafiła. Nie potrafiła nie zainteresować się smutkiem, nie przejąć się nieszczęściem czy niezadowoleniem innego człowieka. Szczególnie obcego, ci fascynowali ją najbardziej.
-          Czemu tak mówisz? – zapytała.
-          Wiesz jak pachnie róża?
Uśmiechnęła się.
-          Wiem.
-          No właśnie. A ja nie. A słyszałaś kiedyś śpiew ptaka?
-          Tak.
-          Ta... A ja nie. A widziałaś... paralotnię?
-          Tak.
-          Ja też.
-          I dlatego jesteś żałosny? Bo widziałeś paralotnię, a nie wiesz jak pachnie róża czy jak śpiewa ptak? – zaśmiała się.
-          To nawet nie o to chodzi. Jestem jak ten szary tłum. Widzę tylko siebie i nic poza tym, nie czuję nic poza smrodem miasta i własnym potem, a słyszę tylko samochody i głośną muzykę sąsiadów.
-          Żałosny to byś był, gdybyś się nie zorientował, że tak jest. Napraw to. Nigdy nie jest za późno!
-          Ile już dni tak płaczesz? – zapytał nagle.
-          Słucham? – spojrzała na niego zdziwiona.
-          No ile?
-          Pół roku. Skąd wiesz?
-          Każdy płacz zostawia na twarzy ślady – powiedział zdejmując kapelusz. Zobaczyła przeraźliwie smutne oczy, aż wstrzymała oddech z przestrachu.
-          Widzisz? – szepnął – Też tak wyglądasz.
-          Pieprzysz.
      Metro się zatrzymało. Obydwoje wysiedli na tej samej stacji.
-          Chodź – szarpnął ją za rękę.
-          Dokąd mnie prowadzisz? – krzyknęła przestraszona.
      Zatrzymali się dopiero nad Wisłą. Było rano, nie znała tego miejsca. Bez ludzi, szumu i bloków, jakby zupełnie wycięte warszawskiemu urokowi. Nic nie mówili.
-          Czemu mnie tu przywlokłeś? – zapytała zdenerwowana – chcesz mnie zgwałcić i utopić?
Zdjął płaszcz, zawiesił jej na ramionach.
-          Trzęsiesz się cała. Nie chcę ci zrobić krzywdy i nigdy cię nie skrzywdzę.
-          Czemu tak mówisz? Nawet mnie nie znasz.
-          Wystarczająco dużo wycierpiałaś, ja też. Możemy się dogadać. A zabrałem cię tu... Sam nie wiem czemu. Nie pokazywałem tego miejsca nikomu. Matka mnie tu...
-          Poczekaj – przerwała mu szybko. Wpakowała łapki w rękawy płaszcza, usiadła na drewnianej kłodzie ustawionej na piasku, z widokiem na Wisłę – kontynuuj – zarządziła.
Zaśmiał się.
-          Nawet nie znamy swoich imion – przypomniało mu się nagle.
-          Komu to potrzebne? – wzruszyła ramionami – nie za to ceni się ludzi.
Poprawił kapelusz i usiadł koło niej.
-          Matka mnie tu zaciągała jak byłem mały. Potem wyjechała i nie wróciła. Przyprowadzałem tu moją siostrę. Ona też mnie zostawiła. 14 marca rzuciła się pod metro.
Łzy popłynęły jej po twarzy.
-          Długo cię szukałem.
-          Po co?
-          Byłaś jej przyjaciółką. Nigdy cię nie poznałem, bo mi nie pozwalała.
-          Czemu?
-          „Łatwo się w niej zakochać, a nie chcę być zazdrosna o własnego brata”. Twierdziła, że w końcu będziesz poświęcać więcej czasu mi niż jej, bla bla bla ...
-          Ta... Lubiła gdybać. Skąd wiedziałeś, że ja to ja? – spojrzała na niego.
-          Wasze zdjęcie wciąż stoi u niej w pokoju. Mieszkam z ojcem. Ani on ani ja nie jesteśmy w stanie tam cokolwiek ruszyć.
Popatrzył na nią. Uśmiechnął się.
-          Śmiesznie wyglądasz w tym płaszczu! Gabrielo.
-          Ponoć nie znasz mojego imienia! Remigiuszu – udała oburzenie.
-          Ty mojego też... – zaśmiał się szczerze.
-          Mogę mówić na ciebie Remek?
-          Nikt tak do mnie nie mówi, ale proszę.
-          To jak mówią? Remigiusz?
-          Remi, ale to strasznie mało męskie – stwierdził, po czym wstał i chwycił kamyk – umiesz puszczać kaczki? – zapytał.
-          Nie, kompletnie nie potrafię.
-          Chodź tu.
      Przydreptała posłusznie, w za dużym płaszczu sięgającym jej do stóp. Pokazał jej raz, drugi, jak to się robi, ale nie potrafiła. Ustawił ją wreszcie, stanął za nią i mocno zamachnął jej ręką.
-          Pięć – powiedział z uznaniem – nieźle jak na pierwszy raz.
          Remigiusz wrócił do domu bardzo radosny. Nie poznawał siebie, bo od dawna nie doświadczał pozytywnych uczuć. Nic go nie cieszyło, nie uśmiechał się. Miał znajomych – od klubowania i wspólnego nawalania się. W jednej chwili zapragnął to wszystko zostawić. Jedyne rzeczy, które posiadał, w świetle dzisiejszego dnia przestały mieć dla niego znaczenie. Nie odbierał telefonów od kumpli. Nie przejęli się wcale.
       Gabriela wróciła do domu bardzo zamyślona i nieobecna. Miała w głowie jeszcze większy mętlik niż tego samego dnia rano. Zastanawiała się cały czas, czemu jej życie w tak wielkim stopniu jest uzależnione od tego feralnego miejsca, jakim jest metro. Dlaczego to tam spotyka ludzi, którzy w przeciągu kilku chwil stają się dla niej tacy ważni. Nie brała pod uwagę tego, że ona staje się dla nich równie ważna. Myślała, czemu to ma służyć i co zmienić. To był pierwszy wieczór od pół roku, którego nie przepłakała.
   
-          One wolą bułki – powiedział trzymając w ręku foliową torebkę z dwiema świeżymi bułeczkami.
-          Gardzą chlebem? Jeszcze nie spotkałam się z tak wybrednymi kaczkami – skwitowała. Sięgnęła do jego torebki po bułkę i łamiąc zaczęła karmić kaczki. Przypłynęły momentalnie.
-          Wygrałeś – oznajmiła.
      Jak to jest – myślała – że w tłumie na ulicy szuka się tylko jednej twarzy? Że w każdym momencie swojego dnia, zatacza się koła wokół jednego miejsca, myślami wokół jednej osoby. To niedorzeczne. 
  
Deja vu

mógłbyś być czajnikiem i gwizdać na wszystko
taplać się w ciepłej wodzie w zimę
i w lodowatej w upalne noce

mógłbyś być papierosem na deszczu
wciąż mniej bezużyteczny niż teraz jesteś
mógłbyś wtedy zabrać mnie ze sobą
w odrobinę szczęścia
odrobinę nieba
drobinę drobnych odrobionych po cichu za tapczanem

i widzisz tych samych ludzi, 
choć drepcesz po innych miejscach
zasłoń okno i śpij dziś spokojnie
ich twarze w twoim śnie ukołyszą mnie do drzemki na hamaku

wciąż pada deszcz, wciąż wiem, że nie ma już miejsc na tym świecie
choć w każdym milimetrze naszej duszy 
przesiąkam tobą a ty mną
i może czasem znaczymy coś więcej dla siebie
i może czasem nucimy te same piosenki 

lecz czy to wystarczy by pokonać kraty codziennych korytarzy
gdzie podłogi wyryte są nadzieją rozbitych słów?
2.10.2012


Wszystko już jest powtórzone, jestem tego niemal pewna... Dlaczego zatacza koło, nie wiem. Przecież można obrać inne drogi niż wciąż taplać się w tych samych. Wciąż nazbyt wiele... Wciąż, wciąż, wciąż. 
Chciałabym się podzielić z wami innymi myślami, które łapią mnie gdzieś po drodze do szkoły, albo kiedy wracam do domu. To wszystko stało się takie przewidywalne.
Najpierw 5.30 i ciągłe wrażenie, że brakuje mi snu, a kiedy już go dostaję, to nim rzygam.
Potem do 6 codzienna walka o to czy być, czy nie być. Chlustam wodą na twarz i wszystko na chwilę przechodzi.
6.30 i już za mało czasu, żeby rozważać ludzkie istnienie.
Człowiek się zgubił w tym wszystkim, i co teraz. Jesień przejdzie i wszystko znowu będzie normalne.

To niedorzeczne.


If I love you, what business is it of yours? 
                                                                 - Goethe


niedziela, 16 września 2012

mornings evenings, what's the difference?




Jestem taka zła na siebie, że nie zauważam już motylków. Że ostatnio nic nie widzę. Jakby mnie coś ogłupiło, coś sprawiło, że jestem taka inna, że aż się nie cierpię. Ciągle żyję na tym samym świecie, którego nie trawię, a jednak uważam, że jest piękny. Ciągle chcę go zmieniać i zgubiłam w tym siebie.

Ostatnio siedziałam na dworcu i dumałam nad pośpiechem innych ludzi. Jedyne co mi się nasunęło wtedy do głowy...

Na wszystkich dworcach świata 
W poczekalniach, na peronach 
Każda rozmowa o życiu 
Zostaje niedokończona 

Podróżni różni 
Nic się nie różnią 
Na dworcach każdy 
Staje się próżnią 

Jest tak jak wszędzie 
Szczęście, nieszczęście 
Tylko, że w pędzie 
Tylko, że częściej 

Na wszystkich dworcach świata 
Daleką drogą olśnienie 
Toczysz się losu koleją 
Po swoje przeznaczenie 

Suma powrotów i pożegnań 
Daje w efekcie zero 
Niektórym życie jak pociąg 
Niektórym życie jak peron 
Wsiadają, wysiadają 
W bufetach piwem się raczą 
Przyjeżdżają, odjeżdżają 
Płaczą 

Gubią się, odnajdują 
Walizy taszczą 
Zjadani, wypluwani 
Dworców studrzwiową paszczą 

Niech wszystko działa 
Zgodnie z rozkładem 
Pociąg odchodzi 
Ja, nie pojadę

rozmyślania na dworcu, Jonasz Kofta


Nie wiem, co jest nie tak z dzisiejszym światem. Oszalał. Wojny, bitwy, kłótnie, wszystko pod dumnymi hasłami tolerancji, walki o swoje zdanie i o swoje prawa. To mnie przerasta, to całe dorastanie. Chyba już nie chcę być dorosła. Żałuję tej jednej chwili w moim życiu, kiedy mając 7 lat siedziałam sama na ławce i pomyślałam, że fajnie było by dorosnąć. No cóż, Oleńko z przeszłości; wcale nie jest fajnie.

A jeśli ktokolwiek z was ma jakiś dylemat; po prostu przestańcie o tym myśleć. Nie, nie rozwiąże się sam, po prostu o tym zapomnicie...




Co to jest miłość
Nie wiem
Ale to miłe
Że chcę go mieć
Dla siebie
Na nie wiem
Ile

Gdzie mieszka miłość
Nie wiem
Może w uśmiechu
Czasem ją słychać
W śpiewie
A czasem
W echu

Co to jest miłość
Powiedz
Albo nic nie mów
Ja chce cię mieć
Przy sobie
I nie wiem
Czemu

co to jest miłość, Kofta


Dziś wieczór Kofty, choć moja mama spotkała go raz (z tego co pamiętam, na dworcu) i mówi, że był niezłym Bufonem. A wiersze też ma takie średnie. Bufą

sobota, 1 września 2012

perfect timing



Hej ho! Czy moi drodzy czytelnicy wiedzieli o tym, że gile mają tych samych partnerów na całe życie? Czyż to nie wspaniałe, związać się z kimś na całe życie już za pierwszym razem? ;)
Jak tak sobie dłużej o tym pomyślałam, doszłam do głębokiego wniosku, że miłość kiedyś była zupełnie inna. I chciałabym taką. Żyć tak jak babcia z dziadkiem, z kimś przez 53 lata. RAZEM. Coś niesamowitego...



18 godzin 47 minut

co spaja nasze dusze tak ciasno,
że ciężko oddychać w deszczowe dni,
co powoduje zwarcie w cichej przestrzeni
i upaja nasze zmysły do nieprzytomności?

krótkie uśmiechy w metrze,
suche spojrzenia sennymi oczami
załamują kąty i widoczność tak jakby
zanika.

przez chwilę rozumiem a potem znowu to robię
nieracjonalnie balansuje na granicy wszechświatów
i choć tak łatwo tam spaść i dotknąć Vegi
w końcu poznać Syriusza, zostać oślepionym przez Słońce
spełnić wszystkie marzenia w jedną sekundę

słyszę ciągle głosy
i nie mogę, uparcie nie mogę choć tak bardzo chcę
dotknąć żywego piasku i śpiewać piosenki o nieudanych miłościach
nie opierać się pokusom dzięki którym coś znaczę

pozwól zapomnieć o każdym źle
które zostało wyrządzone mi w tej bitwie o szczęście
przegrywam  kolejne wojny i nie wiem, gdzie jesteś

wstaję i po omacku zapalam chłodne światło
próbuje pobudzić mnie do życia
a Dublin wciąż płacze, tam ciągle pada deszcz...

1.09.2012


Poezja znowu mówi za mnie więcej, co ja mogę... ;) 





and when the sun shines down, the hills winds blow,
i miss you more.
you said i'm young and i'm yours i'm free but i am flawed,
i'm here in your heart, i was here from the start...


and when the stars are the only things we share, will you be there?

czwartek, 16 sierpnia 2012

karma






To był jeden z tych dni, kiedy obudziłam się strasznie pusta. Miałam wrażenie, że wszystko jedynie może się już skończyć, że każdy moment został dokończony i przeżyty na tyle wystarczająco, że teraz może już tylko zniknąć. Przekręcałam się z boku na bok mając nadzieję, że szelest zasłonki da mi odpowiedzi na nurtujące mnie pytania. Właśnie w tej chwili wszystko na tym świecie zaczyna się zmieniać, zaczyna wymykać się spod kontroli i tworzyć nowe standardy. A ja leżałam na łóżku i słuchałam piosenki w radiu, łudząc się że zapamiętam jej tekst, że może on pomoże mi cokolwiek zrozumieć. Zakasłałam. Raz, drugi. To chyba jeszcze nie pora na mnie, ale tak bardzo boję się wyjść z domu. Pustka w środku. Tylko to. I słyszysz ją, i czujesz, i nie możesz przestać o tym myśleć, że w głowie, że w sercu, że w każdej chwili, nie ma już nic - zupełnie nic. Jak się pogodzić z tym, że zamiast być zaczynamy jedynie istnieć, że zamiast żyć - jedynie egzystować? Tak przykro stawać się jednym ze swoich koszmarów. Pusto, pusto, pusto. Potem wstałam z łóżka i okazało się, że jednak da się żyć. Każdy mój ruch dał mi nadzieję, że przywrócę to do normalnej równowagi. Tak właśnie. Wstań, rusz się, zacznij zdobywać nowe horyzonty. Wyjdź poza granice, które od dawna są znane. Zrób krok dalej, łam stereotypy i nie słuchaj się ludzi, którzy mają klapki na oczach. Łap chwile, które dzięki twojemu dotykowi zaczną coś znaczyć. Rób coś, żebyś budził się każdego dnia z poczuciem spełnionego obowiązku wobec samego siebie. Znaczysz coś, ty to wiesz i wiem to ja. Każdy z nas ma inną misję. Możesz jej jeszcze nie znać, może to jeszcze nie czas. Znajdź ją i zrób to, co należy do ciebie. Przestań żałować. Złap się uchwytu na suficie i wyobraź sobie, że to tęcza. Że teraz trzymasz ją w dłoni i możesz wszystko zmienić. Twórz sobie tylko takie iluzje, które mogą potem stać się prawdą. I zmieniaj je w prawdę. W szpitalach, w domach, na ulicach, stadionach, ludzie wciąż żyją, wciąż czekają. Nic  się nie skończy bez naszej wiedzy. To wszystko zależy tylko od ciebie. Czy wstaniesz dziś i zobaczysz to co zwykle, czy obudzisz się i stworzysz nowy standard. Nowe myślenie. Lepsze od tego, które sprzedaje nam teraz świat. Nie kupuj wszystkiego, co się tu pojawia. Zapakuj swoją przeszłość do pudełka i obuduj dzisiaj. Nie burz go od rana, buduj go. To twoje dzisiaj, może już jedyne, jakie masz. Tak musimy żyć, bo nigdy nie wiemy, ile zostało nam jeszcze dni.



złap mnie za rękę, możemy to odbudować
każdy dzień, który znika w gruzach codzienności
ułóż to od nowa, pokaż mi
że to jeszcze nie koniec.

postawmy nasze chwile na sobie
a potem przenieśmy na półki.
jeśli zawalą się pod ciężarem,
jesteśmy coś warci

kolejne choroby przeżynają płuca na ćwiartki
i nie możesz nic zrobić
szpitalne majaki nie pomagają dosięgnąć
nawet pustej lampki

w światłowodach nie ma już światła,
są dusze które błyszczą z przepełnienia
mogą dotknąć twojej dłoni
a ty uciekasz

biegnij, biegnij, biegnij ile sił
tam gdzie słońce zachodzi raz i budzi się raz
gdzie zimno przeżera kości i jesteś sam
z zygzakami na niebie które mówią jak żyć

złap jedno z twoich marzeń i zamień je w pył
w końcu znikną iluzje
uwolnisz swój umysł i zobaczysz że można wstać
z głębokich studni niebyciastanu.
16.08.2012




Życzcie mi zdrówka, bo się pochorowałam!

niedziela, 22 lipca 2012

akty desperacji.




   - Musielibyśmy się chyba poznać od nowa - dumał wpatrując się w śniadaniowe kanapki położone równo na talerzyku przez babcię.
   - Minęło tyle czasu - myślał ciągle - niebo nawet nie ma już tego samego koloru. Jakby wyblakło. Te miejsca z nią tylko przypadkowo związane są jak klątwa, unikam ich ciągle, a jednak wciąż mnie do nich ciągnie. To wszystko jest bez sensu - wziął w końcu kanapkę w rękę, ale nie mógł jej ugryźć. Znowu nie może jeść, choć przecież jest tak głodny. Po co Bóg stworzył krótkie, przelotne spojrzenia, które tak bardzo zostają nam w pamięci? To wszystko ich wina. Tego jednego spojrzenia zamienionego w pośpiechu na kilka groszy. Jesteśmy tak opłacalni...
    Wyszedł na spacer. Błądził między znanymi mu ścieżkami warszawskiego parku i liczył.
  - Ile to już? - szeptał pod nosem do siebie - Dwa lata? Niemożliwe! To nie mogło być tak dawno... Nawet nie pamiętam, kiedy to się rozpadło... Więc czy to było ważne? Gdyby było ważne pamiętałbym każdy dzień... Jak ten nad Wisłą. Albo ten w zoo... Albo Mazury! Pamiętam wszystko... Więc to było ważne. I co teraz, idioto. Przecież jesteśmy już zupełnie innymi ludźmi. Obcymi sobie przede wszystkim...
   Niewiele myśląc wyszedł z parku i wsiadł do autobusu, w którym spotkał ją ostatnio.



mogłabym być stepem
tajgą tundrą lasem równikowym
jedyną chwilą trwającą na słońcu

wszystko stało się możliwe
odkąd zniknęło nie ale wciąż
zamykam się na schodach i płaczę

jaki ratunek mnie czeka między kolejnymi promieniami
co może zrobić ikar, pożyczy mi skrzydła
a ja i tak nie mogę latać

chowam dłonie w bordowym storczyku
na znak zgodności godności z częściami
losu, który ukazuje się na kartach
przeludnionych loterii

szukamy szczęścia w przedziałach wagonów
które nigdy nie dojadą do nieba
a życie przecieka nam przez półszklane oczy
jakby było tylko nic nieznaczącym pejzażem
22.07.2012




Ja też mam serce.

sobota, 7 lipca 2012

wszystko inne, lepsze? :)

No cóż, wiele się zmieniło od ostatniego posta. Mogłabym pisać o miłości, ale chwilowo w nią nie wierzę. Uwierzę, kiedy zakocham się tak na dobre. Tak już na zawsze.

Wciąż wiele rzeczy nie wiem i wielu nie rozumiem. Gubię się ostatnio, ale mam świetnych przyjaciół, o których - muszę się przyznać - przez ostatnie miesiące trochę zapominałam. Przepraszam was za to z całego serduszka. <3

W każdym razie, teraz są wakacje a jutro jest rok, odkąd zaczęłam tu bazgrać jakieś pierdoły. Także tego, dziękuję, że tyle mnie czytacie :) Brakuje mi trochę świeżej krwi, nikt nowy nie wpada tutaj, tylko ci sami zawsze czytają mnie wiernie. ;) Ostatnio brakuje mi nawet przemyśleń, bo jakoś udało mi się wyłączyć zdolność analizowania wszystkiego i na razie jest mi z tym lepiej. Czasem chyba tak trzeba przestać myśleć o tym wszystkim i odpocząć. Czasem tak jest łatwiej.
Nie wiem tylko czy uda mi się wrócić do tego. Bo mam czasem ataki i przypływy nagłej wrażliwości, która nieraz z miejsca potrafi mnie niemal zabić, ale czy to wróci na stałe - nie wiem. Chyba dorastam i to tak wyraźnie mnie boli, że nawet nie umiem sobie z tym za bardzo poradzić. Jest we mnie wciąż tyle z dziecka, i wcale nie chcę się tego pozbywać, a to tak po prostu, samo ze mnie wypływa, ulatnia się i jest mi czasem tak przeraźliwie pusto i źle, bez tych moich dziecinnych cząsteczek.

Na szczęście mama kupiła mi dziś tęczowy słomkowy kapelusz, więc pobędę dzieckiem jeszcze trochę. Wcale nie chcę dorastać, bo dorosłość kojarzy mi się z wszystkim, co złe. Ale ten rok nie oszczędzał nikogo i wszyscy staliśmy się inni, jakby obcy. Jeśli ktoś postawiłby nas sprzed roku obok tych teraz, nikt nie powiedziałby, że jesteśmy tymi samymi ludźmi. Nie mówię, że to jest złe. Mówię tylko, że bardzo łatwo w tym pobłądzić, bo wszystko gdzieś rozjeżdża się w przeogromnym zdezorientowaniu. Czasem wystarczy jedna noc, by obudzić się zupełnie innym człowiekiem.

Wciąż uważam, że wszystko jest piękne, ale ta cała piękność świata zdaje się ciągle zamazywać. Nie wiem, na ile starczy mi sił, żeby wszystko widzieć jeszcze wyraźnie. Dni znowu stają się takie same, wraca ta znajoma monotonia, w której każdy z nas przynajmniej raz już był. Zobaczymy, dokąd nas to powiedzie. Mam nadzieję tylko, że gdzieś, skąd zawsze będziemy potrafili znaleźć drogę powrotną. ;)




Być może, myślę, że sko­ro wszys­tko się roz­pa­da, nie is­tnieje nap­rawdę nic in­ne­go, tyl­ko ta od­ro­bina prze­bywa­nia ra­zem. Ale i to jest po­niekąd oszus­twem, bo­wiem tam, gdzie je­den człowiek nap­rawdę pot­rze­buje dru­giego, nie można iść ra­zem i po­magać so­bie wzajemnie.
- Remarque

czwartek, 14 czerwca 2012

a istnienie?

Hejże wierni czytelnicy moich wypocin! Cóże za smutne dni ostatnio. Nie wiem jak wy, ale ja wciąż czuję takie znajome powietrze. Takie, jakie już gdzieś kiedyś czułam, które przypomina mi o tych dobrych czasach  już kilka lat temu. To jest piękne, że nawet czując zapach powietrza, potrafimy sobie coś przypomnieć.
Jednak dziś nie o wspomnieniach chciałam.
W sumie to nie wiem, o czym chciałam.

Ostatnio mój kolega powiedział mi, że popełnił właśnie najgorszy błąd w swoim życiu - nie wiem do dziś o co chodziło, wiem jedynie, że napawało go to na tyle ogromnym smutkiem, że z osoby, która non stop coś mówiła i się śmiała, zrobił się szaraczek, który nie ma ochoty na rozmowy. Zastanowiło mnie to. Próbowałam sobie przypomnieć, ile razy w życiu powiedziałam właśnie "to najgorszy błąd w moim życiu" i doszłam do wniosku, że nie powiedziałam tego raz, czy dwa, a znacznie więcej razy. Czy faktycznie powinniśmy oceniać sytuacje w tak pesymistyczny sposób, skoro nie znamy ich części dalszej i nie wiemy, jak one się potoczą? Czy faktycznie warto się dołować, niepotrzebnie smucić, skoro nigdy nie mamy pewności, że to się jeszcze nie ułoży? Myślę, że wielu osobom przydało by się trochę dystansu, mroźnego spojrzenia i umiejętności ocenienia takich spraw. Na przykład mi też, bo mam skłonności do zbyt szybkich ocen sytuacji. Chociaż ostatnio bardzo mało rzeczy mnie obchodzi. Smuci mnie to.

Takie życie w obojętności jest właśnie bardzo smutne. Nie chciałabym tak mieć na stałe, tak po prostu olać to wszystko i niczym się nie przejmować. Choć z teorii brzmi to kusząco, to jednak nie jest wcale takie cukierkowe. Obojętnością można strasznie dużo stracić i bardzo wiele ludzi skrzywdzić. Od dawien dawna uważam, że obojętność to jedna z najgorszych ludzkich postaw wobec innych. Sama ostatnio spotkałam się z mocną obojętnością. To było przykre. Zastanawiałam się wtedy, czy obojętność boli sama w sobie, czy tylko w przypadku ludzi, na których nam zależy. I nie wiem tego ciągle. Wydaje mi się, że każda obojętność jest straszna. Jak bardzo mi smutno, kiedy widzę tak okrutnie obojętnych ludzi na ulicy. Nie obchodzi ich to, kim jestem, kim mogę być. Są dalecy od oceniania mnie, jednak nie zwracają na mnie uwagi. Jakbym była nikim, taką "kropką w niepoliczalnym atlasie", jak śpiewał LUC. Nie chcę nie mieć znaczenia i nie chcę być tak tłamszona. Nie chodzi o bycie w centrum uwagi, tylko o niejaką odpowiedzialność za siebie nawzajem. Przecież chodzimy po tych samych ulicach, tymi samymi drogami, każdy z jakimś celem i marzeniem. I kiedy padamy na ulicę, to łatwiej powiedzieć "E, pijany" niż po prostu sprawdzić i pomóc. I to jest właśnie ta obojętność. Inni nas nie obchodzą, bo po co? A życie jest takie piękne, jeśli wszystko ma jakieś znaczenie. Jeżeli postrzegamy ludzi jako niepowtarzalności, a nie jako "coś" zwyczajnego, bo przecież jest nas ponad 6 miliardów. Tak, jestem nawet w stanie stwierdzić, że obojętność powinniśmy zarezerwować jedynie dla rzeczy, nigdy dla ludzi, nigdy dla siebie nawzajem.

Storczyki już mi kwitną. To piękne kwiaty. W ogóle wszystkie kwiaty są piękne. Eh, co ja mówię - wszystko jest piękne! Ale motyle chowają się przede mną ostatnio. A już w wakacje będę polować na świetliki. One muszą tu gdzieś być. Skoro jestem ja i motyle, to muszą być też świetliki. Inaczej mój świat straciłby sens i swoją wartość. Czasem przy życiu trzyma mnie jedynie myśl, że są gdzieś niedaleko mnie te wszystkie stworzonka, które wywołują uśmiech na mojej twarzy - motylki, świetliki, świerszcze, które już tak pięknie śpiewają. Od dziecka kocham świerszcze. Są brzydkie strasznie, ale mają w sobie coś magicznego, że kiedy wychodzi się letnim wieczorem na dwór i słyszy świerszcze, to człowiek automatycznie się uśmiecha i czuje się lepiej. Nie wiem, na czym polega ich magia, ale świerszcze są zdecydowanie magiczne. Tak właśnie.



Co znaczy nasze is­tnienie, sko­ro wszys­tko może się za­kończyć ot tak, w jed­nej chwili?
- Christopher Paolini





Jeśli­by Bóg za­pom­niał przez chwilę, że jes­tem ma­rionetką i po­daro­wał mi od­ro­binę życia, wy­korzys­tałbym ten czas naj­le­piej jak pot­ra­fię.Praw­do­podob­nie nie po­wie­działbym wszys­tkiego, o czym myślę, ale na pew­no prze­myślałbym wszys­tko, co po­wie­działem.
Oce­niałbym rzeczy nie ze względu na ich war­tość, ale na ich znacze­nie.
Spałbym mało, śniłbym więcej, wiem, że w każdej mi­nucie z zam­knięty­mi ocza­mi tra­cimy 60 se­kund światła. Szedłbym, kiedy in­ni się zat­rzy­mują, budziłbym się, kiedy in­ni śpią.
Gdy­by Bóg po­daro­wał mi od­ro­binę życia, ub­rałbym się pros­to, rzu­ciłbym się ku słońcu, od­kry­wając nie tyl­ko me ciało, ale moją duszę.
Prze­kony­wałbym ludzi, jak bar­dzo są w błędzie myśląc, że nie war­to się za­kochać na sta­rość. Nie wiedzą bo­wiem, że starzeją się właśnie dla­tego, iż uni­kają miłości!
Dziec­ku przyp­ra­wiłbym skrzydła, ale zab­rałbym mu je, gdy tyl­ko nau­czy się la­tać sa­modziel­nie.
Oso­bom w po­deszłym wieku po­wie­działbym, że śmierć nie przychodzi wraz ze sta­rością lecz z za­pom­nieniem (opuszcze­niem).
Ty­lu rzeczy nau­czyłem się od was, ludzi... Nau­czyłem się, że wszys­cy chcą żyć na wie­rzchołku góry, za­pomi­nając, że praw­dzi­we szczęście kry­je się w sa­mym spo­sobie wspi­nania się na górę.
Nau­czyłem się, że kiedy no­wo na­rodzo­ne dziec­ko chwy­ta swoją ma­leńką dłonią, po raz­pier­wszy, pa­lec swe­go oj­ca, trzy­ma się go już zaw­sze.
Nau­czyłem się, że człowiek ma pra­wo pat­rzeć na dru­giego z góry tyl­ko wówczas, kiedy chce mu pomóc, aby się pod­niósł.
Jest ty­le rzeczy, których mogłem się od was nau­czyć, ale w rzeczy­wis­tości na niewiele się one przy­dadzą, gdyż, kiedy mnie włożą do trum­ny, nie będę już żył.
Mów zaw­sze, co czu­jesz, i czyń, co myślisz.
Gdy­bym wie­dział, że dzi­siaj po raz os­tatni zo­baczę cię śpiące­go, objąłbym cię moc­no i mod­liłbym się do Pa­na, by poz­wo­lił mi być twoim aniołem stróżem.
Gdy­bym wie­dział, że są to os­tatnie mi­nuty, kiedy cię widzę, po­wie­działbym "kocham cię", a nie zakładałbym głupio, że prze­cież o tym wiesz.
Zaw­sze jest ja­kieś jut­ro i życie da­je nam możli­wość zro­bienia dob­re­go uczyn­ku, ale jeśli się mylę, i dzi­siaj jest wszys­tkim, co mi po­zos­ta­je, chciałbym ci po­wie­dzieć jak bar­dzo cię kocham i że nig­dy cię nie za­pomnę.
Jut­ro nie jest zag­wa­ran­to­wane ni­komu, ani młode­mu, ani sta­remu. Być może, że dzi­siaj pat­rzysz po raz os­tatni na tych, których kochasz. Dla­tego nie zwle­kaj, uczyń to dzi­siaj, bo jeśli się okaże, że nie docze­kasz jut­ra, będziesz żałował dnia, w którym zab­rakło ci cza­su na je­den uśmiech, na je­den po­całunek, że byłeś zbyt zajęty, by prze­kazać im os­tatnie życze­nie.
Bądź zaw­sze blis­ko tych, których kochasz, mów im głośno, jak bar­dzo ich pot­rze­bujesz, jak ich kochasz i bądź dla nich dob­ry, miej czas, aby im po­wie­dzieć "jak mi przyk­ro", "przep­raszam", "proszę", dziękuję" i wszys­tkie in­ne słowa miłości, ja­kie tyl­ko znasz.
Nikt cię nie będzie pa­miętał za two­je myśli sek­retne. Proś więc Pa­na o siłę i mądrość, abyś mógł je wy­razić. Okaż swym przy­jaciołom i blis­kim, jak bar­dzo są ci pot­rzeb­ni.
Jeśli nie zro­bisz te­go dzi­siaj, jut­ro będzie ta­kie sa­mo jak wczo­raj.
I jeśli te­go nie zro­bisz nig­dy, nic się nie sta­nie.
Te­raz jest czas.

- Gabriel Garcia Marquez

sobota, 2 czerwca 2012

smutki obojętności i inne codzienności



Być może lepiej dla nich, że dotrą do granic i zrozumieją jak ważne jest, aby się odważyć, by rozmawiać z nieznajomymi, by nauczyć się gdzie można spotkać ludzi, aby unikać wracania do domu z zamiarem oglądania telewizji lub czytania książki – jeżeli tak nie zrobią, przestaną dostrzegać jakie życie ma znaczenie, samotność stanie się wadą, a długa droga powrotna do obcowania z innymi ludźmi nie zostanie nigdy odnaleziona.
Paulo Coelho (i chociaż za nim nie przepadam, tu przyznaję mu rację ;))


Chyba właśnie po tym można poznać naprawdę samotnych ludzi... Zawsze wiedzą, co robić w deszczowe dni. Zawsze można do nich zadzwonić. Zawsze są w domu. Pieprzone zawsze...
Stephen King


Potem odkryłem, że obojętność mniej boli.
Dr. House
*Czyżby? Ja osobiście uważam, że obojętność to jedno z najbardziej bolesnych zjawisk na świecie.*



Dusza nie znałaby tęczy, gdyby oczy nie znały łez.
John V.Cheney
*Doprawdy? ...*



Potem, przez następne miesiące wydawało mi się, że żyję za karę. Nienawidziłam poranków. Przypominały mi, że noc ma swój koniec i trzeba znowu radzić sobie z myślami.
Katarzyna Grochola
*Zaiste. Do dziś nie cierpię poranków. Nigdy ich nie lubiłam. Jedyna pozytywna rzecz, jaką jestem w stanie w nich dostrzec, jest ten moment, kiedy odsłaniam lekko zasłonkę i czekam z lekkim dreszczykiem, co się za nią pokaże. Jeśli znowu deszcz, to moja męka trwa dalej. Jeśli słońce, uśmiecham się i myślę: o, mogę dziś założyć spódnicę!*



ten moment - bezwładności

na pustyni w pustelni
pustej poczekalni 
mijam pociągi do ludzkich kości 

przenikam obojętność 
i gniotę ją solidnie 
by nie wstać, 
by nie spaść, 
by miejscowo pozostać stale 
bezwładnie, bezwiednie 

bez emocji opisuj mi przeżycia zeszłej nocy 
na rauszu akwarelami maluj tęcze 
wszystko takie samo 

ale to już nie jest wcale piękne 
1/2.06.2012




Czasem mam wrażenie, że tracę grunt pod nogami. Że wszystko się osuwa i razem z tym wszystkim spadam i ja. Nie wiem, co się zmienia, co się dzieje, że to zawsze przechodzi. Ale nigdy nie zaakceptuje żadnej obojętności. Właściwie jest mi wszystko jedno.



A ja byłam właściwie szczęśliwa. Właściwie, to dobre słowo. Taka przykrywka do wszystkiego, czego nie chcemy powiedzieć. Właściwie dobrze, to znaczy, nie, nie dobrze, ale prawie źle, ale po co ci o tym mówić. Właściwie zdrowa, to znaczy chora, może była chora, może jeszcze nie doszła do siebie, więc właściwie zdrowa, ale nie twoja sprawa. Właściwie myślałam, żeby do ciebie zadzwonić... to znaczy, nie, nie chciałam dzwonić, ale nie wiem, co powiedzieć, więc słowo właściwie i tak da ci do zrozumienia, że nie dzwoń ty również.
Właściwie mam czas - i głos tylko się zawiesza na tym słowie właściwie. Jakby to słowo miało swój specjalny akcent, niepolski, lekko przeciągły, śpiewny, następujący po sylabie wła... oddzielony pauzą od reszty.
Właściwie - znaczy prawie kłamstwo.
Właściwie nic mi nie jest.
To znaczy jest mi wszystko.





Przepraszam, że dziś tak bez ładu i składu, ale sama nie umiałam nic sklecić, a te cytaty powiedziały już wszystko. ;)




sobota, 19 maja 2012

krucha

Boże mój zmiłuj się na­de mną
cze­mu stworzyłeś mnie
na niepo­dobieństwo twardych kamieni
                                            - Halina Poświatowska


Te słowa Poświatowskiej są bardzo prawdziwe jeśli chodzi o mnie. Tak bardzo chciałabym być twardym kamieniem, umieć wszystko odrzucić albo olać. Ale nie umiem. Nie wiem, co lepsze, moi drodzy. Nie mam pojęcia. Ciężko jest mi pisać teraz, ale tak bardzo chciałam coś naskrobać. I ewidentnie mi nie idzie... 
Zawarłam wszystko w tym małym kawałku "poezji", albo jak kto zwał to... Chyba poezji jeszcze nie tworzę.


krucha

hej
czy grawitacja kiedyś przyciągnie wszystko co złe
bo już mam dość
tak bardzo dość
że mózg przetwarza tylko wybiórczo informacje
chcę się pozbyć tego
nakierować laser i wypalić na zawsze
by żadna słona kropla nie żłobiła więcej
mojej twarzy
nie będę bronić morskich bitew
otoczonych chwałą wygranych
i przegranych piratów też nie będę
nie widzę tego gdy zamykam oczy
wciąż śpię
śpię
usypiam tak mocno
i chcę obudzić się w innym świecie
i nikt nigdy nie słucha moich próśb
czy są takie złe czy za dobre
proszę napraw mnie nasmaruj mnie
bo zgrzytam zębami w nocy
toczę się
upadam felgą na twarz 

wszystko co jasne przyciągnęło już słońce

19.05.2012





Myślę, że Marcel tego dnia był wyjątkowo zagubiony. Wszystko zdawało się być niekompletne: w szafie brakowało ubrań, w szafce talerzy, na stole obrusu. W sercu brakowało nadziei, w głowie brakowało rozwagi, wszystko zaczynało się rozmywać. Co się stało? Co się zmieniło? Marcel kręcił głową patrząc na ekran komputera i rozważał tylko co zrobić ze swoim sumieniem, żeby przestało gnębić. Czy przestać oglądać jej zdjęcia, czy w końcu powiedzieć jakieś słowo, które go określi. Jak można określić to uczucie, które nawet trudno nazwać? Kiedy człowiek uśmiecha się na samą myśl o drugim człowieku, kiedy podczas pobudki z głębokiego i strasznego koszmaru, jeśli pomyślimy o kimś tak ważnym, wszystkie złe wrażenia nocne znikają? Marcel borykał się z tym od dawna. Przez moment uważał, że to choroba i nawet chciał iść do lekarza. Kiedy poszedł zapisać się na jakąś konkretną datę i odwiedził szpital, zobaczył Ją w poczekalni i momentalnie zawrócił. Czasem tak jest. Niby ktoś jest ważny, ale strach zjada nas bardziej. Nie umiemy spojrzeć w oczy, nie umiemy się otworzyć, chociaż chcemy powiedzieć: tak, jesteś ważny i cały mój świat przez jeden twój dotyk zaczął drgać i od tamtego momentu nic nie składa się w jakąkolwiek całość.

wtorek, 8 maja 2012

pomiędzy niebem a ziemią

Hej wam. Oglądałam wczoraj bardzo tragiczny film pt Pomiędzy Niebem A Ziemią opowiadający o wojnie wietnamskiej. Film wywarł na mnie ogromne wrażenie. Dawno tak nie płakałam. Mówi się: tylko film, lecz jeśli człowiek sobie uświadomi, że to był film BIOGRAFICZNY, nie może przestać płakać.
Uświadomiłam sobie jak niewielkie mamy problemy przy tych ludziach, jak one nic nie znaczą, a jak bardzo jesteśmy egoistyczni i narzekamy na nie codziennie. Nie myślimy często o innych, uważam, że to błąd. Myślę, że wszyscy powinniśmy chociaż czasem usiąść i zastanowić się czy nasze problemy są faktycznie problemami, czy tylko małymi błahostkami, które stwarzamy sobie sami.



nieobcy nieobecny


coś dziwnego jest nad nami,
zorze w tropikach zataczają łuki
tak że widzę je nad moim domem

białe noce zgasły
jasne dni pobladły
wszystko się odwraca od naszych drzwi

niby puk, a niby kto?
bajki pisane na bezludnym niebie
czy złapiesz znów moją rękę
czy nie
to i tak przeżyję następne dni

zależności między wulkanem
a niebieskim flakonem u ciebie w pokoju
są większe po stokroć i dwu i trzy
od naszych czterech słów zamienionych w pośpiechu

umiem ułożyć wszystko od A
i największe potwory są zaraz po mnie
ciebie tu nie ma.

26.04.2012


Jest coś nieopisanego na tym świecie. Coś, co pozwala mi zasnąć i coś, co pozwala mi wstać. Czasem boję się, że zniknie i albo nie usnę, albo już nie wstanę. Ale chyba każdy się trochę gdzieś w środku boi. To takie naturalne trochę. Jest też coś takiego, co nie pozwala tracić nadziei. Że nawet jeśli coś jest źle i okrutnie, nawet jeśli tak bardzo boli, to przyjdzie chwila, że przestanie. Wszystko przemija i my o tym doskonale wiemy, ale kiedy dopada nas cierpienie, nasza świadomość zaczyna szwankować. Wszystko nagle staje się złe i smutne i zapominamy o tym, że nie jest trwałe. Cierpienie, ból i wszystkie złe rzeczy nie są trwałe. Mówi się, że szczęście też nie, ale jeśli odnajdzie się je w czymś, co nie znika z dnia na dzień, można powiedzieć, że jest "trwałe". Bo to właściwie tylko od nas zależy, czy nasze szczęście będzie trwałe czy ulotne. My decydujemy, co chcemy mieć przy sobie. Jeśli chcemy mieć szczęście, to nawet jeśli stanie się coś złego, uporamy się z tym właśnie na rzecz naszego celu - szczęścia. Jeśli zapomnimy, do czego dążymy, nie pokonamy żadnych słabości.


Dzisiaj znowu jest piękny dzień. Słońce świeci i w takich dniach pamiętamy szczególnie, po co żyjemy. Ale nie możemy żyć tylko w dni słoneczne, bo nasze życie wtedy będzie bardzo okrojone. 



no war by Alharbiseye.devianart.com



Pozdrawiam serdecznie i życzę miłych dni, jak również trzymam kciuki za maturzystów. :)


czwartek, 3 maja 2012

tutaj może być pięknie



Piękne dni. Czy to wszystko jest nowe, czy powtórzone? Sama nie wiem. Zgubiłam się trochę w tym wszystkim. Życie tutaj się poplątało, przestało tak cieszyć. Przestało być tak niewinne.

No ale cóż. Czy to jest coś złego, że ruszamy z miejsca? Że stajemy się innymi ludźmi? Myślę, że nie. I myślę również, że nie powinniśmy być osądzani za to, że dorastamy. To naturalne, że zmieniamy się gdzieś po drodze. Trafiamy na takich, a nie innych ludzi, którzy kształtują nas tak samo jak wcześniej kształtowali nas inni. A może to zazdrość? Nie wiem. Wiem tylko, że powinniśmy pozwolić sobie dorosnąć. Nie mieć pretensji jeden do drugiego za to jakimi staliśmy się ludźmi. Tylko dziękować sobie za to, co razem przeżyliśmy i wciąż sobie uświadamiać, że to czy nasze drogi się rozejdą zależy tylko od nas.

Czasem mam wrażenie, że wszyscy myślą, że to co najlepsze w życiu, to jest już za nami. "To były czasy" - no ej? A czy to nie od nas zależy jakie będą te NASZE czasy? Te TUTAJ, w TEJ CHWILI? Nie od nas zależy, jak będą wyglądać kolejne dni, tygodnie, wakacje? To nasze światy, połączone ze sobą niewidzialnymi nitkami, które tak pięknie nas ze sobą spajają. Nie dajmy się zwariować i nie myślmy, że to wszystko jest już skończone. Nasze życie dopiero się zaczyna, dopiero jest przed nami. Te najpiękniejsze chwile, one jeszcze przyjdą. Jeszcze znajdą dla nas czas i zostaną naszymi przyjaciółmi. O to właśnie chodzi. Zaprzyjaźniać się ze swoim życiem krok po kroku, pokochać go. Wtedy wszystko jest łatwiejsze. Wtedy wszystko jest piękniejsze.

Najpiękniejsze w życiu jest to, że ciągle możemy się rozwijać, poszerzać swoje horyzonty. Możemy robić coraz więcej. Usiąść i komponować, pojechać rowerem gdzieś, gdzie wszyscy myśleli, że nie dasz rady dojechać. Najpiękniejsze jest to, że możemy przełamywać swoje słabości. Udowadniać sobie i innym, że jesteśmy silniejsi niż sami myśleliśmy. Tak. Zdecydowanie. To jest właśnie najpiękniejsze.


hej, gubimy się?
zapalamy lampy przed domem
boimy się zbłądzić

czy to coś złego
pójść drogą której nikt nie zna
pojechać łąką a nie wydeptaną ścieżką

po co ucierać stare szlaki
po co okłamywać się co dnia

złap mnie za rękę
daj mi siłę
i chodź ze mną gdzie nie było jeszcze nikogo

świetliki przetną nam dłonie
stare gałęzie upadając pokażą nowe miejsce
usiądziemy napijemy się herbaty

tutaj może być pięknie

3.05.2012

beautiful day by Wojciech Dziadosz



Przepraszam, że ostatnio tak rzadko piszę. Wraca mi na to ochota, więc spodziewajcie się mnie niedługo :-)