sobota, 17 stycznia 2015

#Własne: Nie

Płodny poetycko okres nastał ~~



nie


to miasto budzi się wcześniej niż ja
otula chłodem szyję
przeszywa każdy nerw

coś zaczęło się zmieniać
rzuciła szklanką, rzuciła w twarz,
rzucił ją i odszedł

zbił szklankę, zbił ją,
przeprosił ją i...
wszystko jest dobrze.

wmów sobie.
już, już. to tylko przejściowe
taka jest miłość

kochaj mnie, kochaj

mówiła mi 
on nie jest taki zły
co powie jutro
kiedy słońce już nie znajdzie swojej orbity
swojego zachodu
swojego morza, do którego
mogłoby spaść

każda najmniejsza rzecz wróciła do normy
to miasto nigdy nie śpi
to miasto nigdy nie zasypia

17.01.2015



Loving you was
The most 
Exquisite form
Of self
Destruction.

środa, 14 stycznia 2015

#Własne: Głucho

Hej.
Znacie te dni, kiedy coś siedzi w was gdzieś w środku, głęboko.
Gryzie.
Nie daje spokoju.
Nie umiecie tego powiedzieć.
Ułożyć w sensowne zdania.

No.
Ja mam dziś ten dzień.


głucho


widziałam cię ostatnio na przystanku
mokliśmy w obawach
uderzaliśmy dłonią w dłoń,
telepatycznie

zabierz mnie do wspólnych wrogów
na odmawianie modlitw przeciw 
wiecznemu potępieniu

(oddech coraz bardziej płytki)

po co parasol nad głową,
on nie jest domem ani schronieniem
- otul mnie swoim swetrem
z wonią magnolii między włóknami

pozwól wtopić się w siebie
zapomnieć o zamachu na nasze jestestwo
o przerażeniu kołyszącym serce do snu

smutno mi kiedy w słuchawce gra cisza
przecież wiesz, że dużo mówię
bo tak wiele mam do ukrycia

14.01.2015


Potrzebuję dużo szczęścia w ostatnim czasie i w nadchodzących dniach szczególnie....
Trzymam za was kciuki.


Uważajcie na siebie.
Niedługo pewnie się spotkamy znowu!
xoxoxo



Wtula się, bo w końcu zrozumiała, co to znaczy, że ktoś mógłby się za nią dać publicznie rozstrzelać.
- Jakub Żulczyk

niedziela, 11 stycznia 2015

#Niespodziewane: Moje miejsce


Moje miejsce


- Czemu to robisz?
- Czemu robię co? - zapytała z kpiącym uśmiechem odwracając się do mnie. Jej oczy tak dziwnie błyszczały, jakby jeszcze dwie godziny temu płakała obficie albo nie spała całą noc.
- Daj spokój, za dużo już wypiłaś - próbuję przemówić jej do rozumu i zabrać drinka z ręki.
Chwyciła szklankę mocniej, po czym wstała i zaczęła zmierzać ku wyjściu. Zarzuciła płaszcz na ramiona i chciała wychodzić, ale ochroniarz powiedział:
- Nie może pani wyjść ze szklanką na dwór.
- Serio? - zaśmiała się. - Boicie się, że ukradnę wam szklankę?
Ochroniarz tylko popatrzył na nią i nic nie odpowiedział. Zagrodził jej wyjście ręką.
Wygrzebała z kieszeni płaszcza świeżą paczkę jakichś papierosów, zdjęła z nich folijkę bardzo starannie, żeby jej nie podrzeć. Chwilę później wlała resztkę drinka do małej torebeczki powstałej z folii na opakowanie Davidoffów. Oddała szklankę ochroniarzowi i wyszła. Przed budynkiem zapaliła papierosa i zapiła go drinkiem.
- Skąd ci to przyszło do głowy?
- Tak było w jednym filmie - powiedziała wypuszczając dym prosto na moją twarz.
- Hej, słuchaj, przestań, proszę - mówiłem w kółko jak do ściany.
- Hej, słuchaj, przestań, proszę - przedrzeźniała mnie głośno się przy tym śmiejąc.
Założyła płaszcz, opatuliła się szalikiem. Miała bardzo jasną cerę, rudawe włosy, tysiąc piegów na nosie, śmieszne rumieńce na policzkach.
- Gorszy jesteś niż moja matka - stwierdziła. - Hej, słuchaj, przestań... Proszęęę - przedrzeźniała mnie dalej i śmiała się w głos. Nagle przestała się ruszać, zamarła w ciszy.
- Słyszysz? - zapytała szeptem. - Ktoś gra na pianinie. W nocy - zastanowiła się chwilę. - Pewnie jest smutny.
Przygryzła wargę. Zawsze to robiła, kiedy się nad czymś zastanawiała. Chwilę później uśmiechnęła się, a ja znam ten uśmiech. Znaczy tyle co "uwielbiam tę piosenkę, zaraz zacznę ją śpiewać". No i zaczęła śpiewać coś po angielsku, tańcząc przy tym na chodniku. Zawsze mówiła: Nie, nie, Dawid, ja z tobą nie zatańczę, bo ja nie umiem tańczyć.
Ale sama tańczyła bajkowo. To jedna z tych osób, które czują muzykę każdą częścią swojego ciała i umysłu. Podziwiałem ją za to i szczerze mówiąc nie mogłem przestać o niej myśleć. Stałem koło niej, a w głowie grała mi mieszanka jej zapachu, głosu i uśmiechu. Zresztą, co ja plotę, nawet, kiedy mnie przy niej nie było, to czułem jej zapach, słyszałem jej głos i widziałem jej uśmiech. Milion okazji, żeby złapać ją za rękę i poczuć, jak to właściwie jest trzymać taką wątłą, malutką dłoń w swojej dłoni. Czy pasuje do mojej? Nie mam pojęcia.
Tyle okazji by poznać ten dotyk w inny sposób niż: Ej, Dawid, brudasie, znowu się umorusałeś czekoladą. Wtedy zawsze wyciera mi czekoladę z nosa, policzka, koszulki - nigdy z ust.
- Anka, słuchaj - mówię do niej, a ona nie słucha, ciągle tańczy.
- Ania - powtarzam. Cisza.
- Ania! - krzyknąłem lekko, a ona nie przerywając swojego tańca ze śmiechem wyśpiewała pod nuty grane przez Nieznanego Pianistę:
- He-e-eej, słuuuchaj... Prze-e-estań... Proszęęę.
- Boże, Anka, jak jesteś nachlana, to jesteś beznadziejnie nieznośna! - oburzyłem się i zacząłem iść w kierunku mojego przystanku, który - nota bene - wcale nie był jej przystankiem. Zawsze ją odprowadzałem, ale dzisiaj stwierdziłem, że kapituluję...
- Dawid - krzyknęła, jak już się oddaliłem.
- Dawid, co ty? Nie odprowadzisz mnie? - zapytała swoim ckliwym głosem.
Zatrzymałem się i nic nie mówiłem. Nawet się nie odwróciłem.
- Dawid! No... - krzyczy do mnie przez pół chodnika. - Dawid, hej! Słuchaj... Przestań...! Proszę!
Wybucha śmiechem. Przeraźliwym śmiechem, który po pięciu sekundach przeistacza się w okrutny płacz, jakiego nigdy jeszcze w życiu nie słyszałem. Płacz totalnej rozpaczy, jakby ktoś wydzierał jej serce, obdzierał ją ze skóry, jakby ktoś pozbawił jej nadziei na dalsze życie.
Podszedłem do niej i mocno do siebie przytuliłem. Chociaż każde takie przytulenie kosztowało mnie bardzo dużo, zawsze lubiłem poczuć zapach jej włosów i dotknąć miłej tekstury jej płaszcza.
Podniosła w końcu głowę i spojrzała na mnie.
- Widzisz, Daa-A-wid - zaczęła przez czkawkę. - Co ja mam ci powiedzieć. Mój świat się kompletnie złamał, wiesz... I ja już nie wiem, kim jestem, i co właściwie mam zrobić. Dokąd pójść, gdzie jest moje miejsce. Co to w ogóle znaczy: mieć swoje miejsce?
- Nie, Anka, nie dziś, Jezu, bez filozofii...
- No ale co to znaczy, co? Że mam dokąd wrócić? Mam dokąd wracać. Ale nie chcę tam wracać. Więc jestem tu. A tutaj też nie chcę być.
Chwyciłem ją pod ramię i pociągnąłem za sobą. Chwilę później szliśmy już jednostajnym tempem w kierunku jej przystanku.
- Nie chcę tu być, słyszysz? Co ja tu mam. Nic tu nie mam. Ciebie tu tylko mam. A w domu w sumie, to nic nie mam. Rodzinę mam, ale ciebie tam nie ma.
- Ania...
- Wiem. Hej, słuchaj, przestań... Proszę- wyrecytowała machając przy tym lewą ręką. - Dawid, ja nie dojadę na Kabaty teraz... Dawid, zrób coś i nie każ mi jechać na Kabaty teraz...
- Indeed. Daleko - stwierdziłem. Zmieniliśmy kierunek i zatrzymaliśmy się na moim przystanku.
Zawiesiła mi ręce na szyi, patrzyła mi w oczy i co chwilę się śmiała.
- Ania... - zacząłem i odwróciłem wzrok, chociaż chciałem na nią patrzeć, chociaż marzyłem o tym dzień w dzień, żeby móc spojrzeć jej w te magiczne, zielone oczy, które zawsze przed każdym ukrywała. A teraz patrzyła się prosto w moją twarz, ale wiedziałem, że jest kompletnie pijana, że jeśli teraz coś zrobię, to potem będzie tylko niezręcznie, a ona będzie sobie pluła w brodę, że w ogóle spojrzała na kogoś takiego, jak ja.
Z tej chwili wybawił mnie autobus nocny. Wsiedliśmy. Wysiedliśmy na przystanku tuż pod moim blokiem.
Kiedy szukałem klucza do klatki, oparła się o drzwi i przyglądała mi się. Czułem to, jak mi się przygląda. Jak wodzi swoimi oczami po całym mnie. Znalazłem.
- Aniu, przejdź, chcę drzwi otworzyć.
Uśmiecha się tylko.
- Ania, proszę...
Oparłem się ręką o domniemaną futrynę drzwi i wzniosłem głowę do jakiegoś boga.
Przysunęła się do mnie i zaczęła poprawiać mi szalik.
- Wiesz, Dawid. Bujamy się ze sobą od początku studiów, będzie prawie dwa lata. I zawsze jesteś przy mnie, a ja przy tobie, nie?
- Mhm...
- Dlaczego jesteś przy mnie?
Zdębiałem.
- A ja przy tobie?
Ciągle dębiałem.
- Wiesz, tak sobie myślałam przez te dwa lata: kurwa, muszę być jakaś brzydka, skoro nikt mnie nie chce. Ale chcieli mnie, jak się okazało. Ten Paweł, co chodzisz z nim na siłownię. Ten, co mnie poznałeś z nim na sylwestrze, pamiętasz? No... Albo ten Kamil od Maryśki. Kilku ich było. Ale na żadnego nie zwróciłam uwagi.
I myślałam właśnie, że coś ze mną jest nie tak. Bo przychodzę do domu i zastanawiam się jedynie, co robisz. Czy znowu siedzisz w knajpie z tą głupią Weroniką, którą poznaliśmy na zumbie. Co masz dzisiaj na sobie, którym kremem się posmarujesz i jak dzisiaj pachniesz. To są jakieś totalne bzdety i chuja nie wiem, czemu mnie to interesuje. Z kim sypiasz, albo jak ma na imię twoja kuzynka. Co to za różnica, żadna. I ciągle ci mówię: ej, słuchaj, nie wiem, po prostu nie wiem, gdzie jest moje miejsce. Potem mnie przytulasz i wiesz, no czuję taki spokój i mam wrażenie, że właśnie tam jest moje miejsce. Ale ty nic, jak słup, nawet nie patrzysz na mnie, a jesteś jedyną osobą, z którą próbuję nawiązać kontakt wzrokowy... Ile mogę jeszcze udawać i cię przedrzeźniać. Hej, słuchaj... Przestań. Proszę!
Ze zdziwienia otworzyłem lekko buzię i stałem wmurowany.
Wzięła klucze z mojej ręki, otworzyła drzwi od klatki. Weszliśmy do windy.
- Pamiętasz, jak się poznaliśmy? - szepnęła ze łzami w oczach.
- W windzie - odparłem.
- Ania, nie płacz, proszę.
Pociągnęła nosem.
- Nie płaczę - powiedziała jak nadąsane dziecko.
Dojechaliśmy na moje piętro, weszliśmy do mieszkania. Zdjąłem jej płaszcz, odwiesiłem. Kiedy ja zdejmowałem swoją kurtkę, Ania poszła do kuchni i wstawiła wodę na herbatę.
Oparła się o blat i zaczęła płakać.
Dawid, pizdo, zrób coś - mówiłem do siebie w myślach.
Przestań - licytowałem się sam ze sobą. - Odważ się.
Podszedłem do niej, wytarłem jej łzy z policzków. Przytuliłem.
Znowu poczułem chemiczny zapach jej włosów i przyjemną w dotyku teksturę, tym razem swetra.
- Ania, słuchaj...
Milczała.
- Ania... Bo... Wiesz, jeśli to tu właśnie jest twoje miejsce...
Pociągnęła nosem.
- To zostań... - szepnąłem i mocno ją przytuliłem.
Pięć minut później położyła się na kanapie i usnęła.
Kiedy się obudziła, siedziałem przy stole w kuchni i kończyłem kanapkę.
- Hej, Dejwid - powiedziała zaspanym głosem i uśmiechnęła się. Znowu mówi do mnie normalnie.
- Słuchaj, co ja tu robię właściwie?
- Nie chciałaś wracać na Kabaty wczoraj.
- Mhm... Słuchaj, przepraszam, znowu się zrobiłam jak głupia.
- Nie szkodzi - odparłem. - Czasem trzeba.
- A mówiłam coś głupiego? - zapytała z niepewnością.
Zamilkłem na chwilę.
- Nie - uciąłem krótko. - Nic nie mówiłaś.
Zjadła śniadanie, przebrała się i wyszła.
Zacząłem sprzątać w kuchni.
Idiota.
Idiota.
Idiota.
Rzuciłem nóż do zlewu.
W głowie miałem tylko, jak mówiła mi kiedyś:
"Wiesz, ze słowami to jest tak, że jak raz się już coś powie, to trudno jest się z tego wycofać. Mówić to duża odpowiedzialność"
Wtedy podrapała się po głowie i dodała:
"Swoją drogą, ja przecież strasznie dużo plotę. To chyba znaczy, że jestem beznadziejnie nieodpowiedzialna."
Chciałem zadzwonić.
I co powiedzieć.
W sumie, to powiedziałaś co nie co. Że nie umiesz beze mnie żyć, ale to przecież nic takiego. Bo to przecież kompletny absurd, umiemy bez siebie żyć. Ale jakoś, jak nie widzę twoich rudych kosmyków dłużej niż tydzień, to serce samo drapie mnie w gardło.
Wystarczy, że jesteś, i już się nie boję.
Wystarczy, że jesteś, i nie budzę się w nocy.
Usiadłem na krześle w odruchu kompletnej bezradności. Popatrzyłem za okno.
Tyle ludzi dreptało w jedną i drugą stronę po chodnikach.
- Oni jakoś żyją - pomyślałem.
Ale w głowie cały czas miałem tańczącą Anię...

Hej.

Słuchaj.

Przestań.

niedziela, 4 stycznia 2015

#Własne: Tak wiele

Tak wiele


trzepot skrzydeł rozedrganych żonkili
świeży szum ulicznych zdarzeń
skryty gdzieś pomiędzy budynkami
szczeniak
z opuszczonym łbem

ile jesteś w stanie zrozumieć
oddać w ręce przyjaznych bogów
przy której piosence
w końcu zaśniesz

zdaję sobie sprawę z trudu
jaki wkładają gwiazdy, żeby nam świecić
ale trochę za późno by trafić
do betlejem

już po dwudziestej drugiej,
wszystko tutaj dawno nieczynne...
zamknij oczy, nie patrz nawet w tę stronę.

obgryzione paznokcie,
rozdarty oddech,
suche dłonie
- tylko tyle ze mnie zostało.

4.01.2015





Tak wiele razy nie chciało mi się nic mówić.
Aż trudno uwierzyć!

Premierowy w 2015!
Happy New Year!


AND PASS THE SESJAAAAAAAAA