niedziela, 15 grudnia 2013

hard times

Hej misie.

Nastały ciężkie czasy.
Wiem, że też to macie.
Totalna demotywacja.

Cóżże.

Na pewno też macie czegoś dosyć.
Jak np. ja - matematyki.
Odkładamy coś na później i takie są efekty, że 4 działy w 4 dni trzeba zrobić.
Zaraz wybuchnie mi głowa.

No nicto, jakoś dam radę.

Idą święta - więc robiłam pierniczki:



fajna zabawa, polecam wszystkim :p
"aż szkoda jeść", haha.

W natłoku nauki dotarło do mnie, że ostatnio coraz więcej ludzi ma problem z wiedzą ogólną.
Dlatego będę namawiać do tego, by zdobywać wiedzę o świecie!

Polecam kilka stronek:
stronka oparta na kursach - darmowych: języki, geografia, nauki ścisłe. super sprawka ^^

głównie testy geograficzne - mapki itp.

quizy geograficzne


wszystkie stronki są po ang, z tym że memrise można ustawić po polsku. wtedy jednak jest mniej kursów, ponieważ większość z nich jest tworzona w jęz. angielskim. Ale! są kursy maturalne angielsko-polskie! super sprawa do nauki słówek, polecam.

matura mnie przytłacza
zabija mnie, zabija. blaaa


ALE NIEDŁUGO ŚWIĘTA, MISIACZKI! :)

poniedziałek, 9 grudnia 2013

... mocno tak

Zaopiekuj się mną
nawet, gdy nie będę chciał
zaopiekuj się mną,
mocno tak...


Hm,
listopad minął beznotkowo.

Cóż, miałam dużo pracy. Ze szkołą i jak co roku ze Szlachetną Paczką. :)
Wielkimi krokami zbliża się koniec semestru.
Huhu, ale szybko ten czas leci.

Ostatnio żeśmy tak właśnie w szkole
rozmawiali o muzyce
i przyplątały się do mnie stare piosenki
(pomijając, że nikt oprócz Mikołaja nie znał Zaopiekuj się mną Rezerwatu -.-)
ale, na przykład
mam propozycję;

zróbmy więc prywatkę jakiej nie przeżył nikt;
niech sąsiedzi walą, walą, walą, walą do drzwi
sztuczne ognie niech się palą, palą, palą
a ty
tańcz i wino pij
niech cały wiruje świat

Wiruje mi świat,
Ksawery mną nieźle zakręcił.
Raz zdmuchnęło mnie z drogi, raz z życia. I tak to kurcze jest, że nas zdmuchnie czasami, ale nic złego w tym nie ma. Że się gubimy i nie potrafimy odnaleźć. Że wydaje nam się, że osiągamy najgłębsze dno. Wcale nie musi tak być; myślę, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Beznadzieja potem okazuje się naszym zbawieniem.

Wszyscy jesteśmy ofiarami dysfunkcji.
                                                               - J. Żulczyk


Każdy ma jakieś dys-. Dysgrafię. Dysortografię. Dysleksję. Dyssympatię. Dysżyczliwość. Dysspołeczność.
Ty możesz być moją dysfunkcją, ja twoją. Możemy się wykluczać lub dopełniać.
A\cup B
albo
∩ B


albo A \B i już w ogóle lipa.
Gdybyśmy byli swoim iloczynem, znaczyłoby, że mamy część wspólną. A myślę, że mamy. Na pewno któreś dys- powiela się u mnie lub u ciebie. Wkrótce okazuje się, że całe nasze człowieczeństwo jest dysfunkcją, a społeczeństwo staje się dysfunkcjonalne.
Opieramy się na wadliwym wytopie z wody i tablicy Mendelejewa, trudno nas nawet określić, bo sami nie mamy pewności, co do własnej osoby. Trudno czasem nam współpracować z samym sobą, co dopiero z kimś innym.
Ale pamiętaj;
jeśli znajdziesz się w takiej sytuacji, nie uciekaj od tego.
Nabawisz się kolejnego dys-, i po co ci to?
Wiem, że to najłatwiejsze, ale nigdy tego nie rób.
Zmierz się z tym i zamień swoje dys- w swoją dumę.




Pamiętaj, że z wszystkiego można wyjść:)


a tutaj jest moje opowiadanie opublikowane po wynikach konkursu Ikarowe Strofy: BĄDŹ KIMŚ WIELKIM.
Zapraszam:)


Pozdrawiam ciepło w te zimne i wietrzne dni :)

czwartek, 17 października 2013

no worries, no troubles

odsyłam do:
-> ANOTHER DAY



Ej, bo tak właściwie, to gdzie my teraz jesteśmy?

Jeden dzień przed kurwokalipsą.

Czuję, że to już blisko. Że nadchodzi ten dzień. Dzień strachu, załamania, punktu zwrotnego. Ej, ej, dokąd tak pędzicie, gady przebrzydłe i żmije przyziemne? To wszystko się skończy, lada dzień nadejdzie koniec wszystkiego, co dobre i wszystkiego, co złe! Koniec wszystkiego! Koniec końców!
Hej, hej, pójdź ze mną, bo marzę o tobie i śnię i śpiewam ci piosenki Beaty Kozidrak. Słyszysz mnie? Ej, otwórz oczy, jestem tu, jestem przy tobie, nucę ci Białą Armię, żołnierzu; wstań, chodź ze mną do słońca, bo już niedługo, niedługo – niedługo nadejdzie ten dzień.
Jestem tym dniem, czy rozumiesz mnie? Przychodzę właśnie teraz i próbuję za ciebie oddychać. Złap się mnie, kurczowo trzymaj, bo rozpadniesz się beze mnie na kawałki. Nie rozumiesz, prawda? Że twoje życie beze mnie to niekompletna paczka puzzli? Ten jeden dzień zmienia wszystko i to właśnie ja nim jestem.
Przytul mnie. Utul mnie do snu i zaśpiewaj kołysankę. Potrzebuję kogoś, kto się mną zajmie, napisze mi wierszyk o grzybach, dupie marynie i trąbie z Azji, ale potrzebuję kogoś, kto będzie ze mną, przy mnie – nie gdzieś w otchłani, dalekiej przestrzeni, o której wiem, że istnieje, lecz nie wiem, gdzie i nie mogę jej dotknąć. Jesteś moim cieniem czy moją częścią, a może cień jest moim pierwiastkiem a ty moją potęgą, nie wiem. Łączy nas dziwna zależność i spala mnie, spala mnie na stosie Nowoczesnej Inkwizycji i tłukę się zamknięta w blaszanym pokrowcu.
Nakarm mnie. Daj mi zupę. Ogórkową. Ej, nieważne jaką. Niedługo i tak będzie światłe nic, więc nieważne, co wyrzygam. Rzygi, rzygi, rzygi. Rzygam chorobą, którą się stałam. Gardło zwęża mi się nieustannie, z dnia na dzień łapię coraz mniej powietrza. To o to ci chodziło! Już wszystko jasne. Zamień mnie na inną, umieram na zapalenie płuc i cierpię na jaskrę.




TEN DZIEŃ.

Zabiłam pająka. Był czarny, brzydki, ale miał dużą dupę.




Pierwszy dzień po kurwokalipsie.

Ej, i wszystko jest takie samo. Dachy, domy, budynki, ludzie. Co się zmieniło? Kolor włosów ten sam, barwa głosu też i nogi te same, i usta, uszy, wątroba i śledziona. Wszystko gra, powiedziałoby się. Na pewno?
Ej, nie ma już tego. Tego, wiesz... Zmęczenia. Strachu. Płaczu. Nie ma, nie ma, nie ma. Zniknęło wszystko! Kruki nie budzą mnie już rano, nie ma kruków. Róże już nie pachną, nie ma zapachów. Nie ma zmysłów, emocji, uczuć. I to jest idealne, perfekcyjne. Nie trzeba już mówić nie przejmuj się, Bela. Bo przejmowanie – nie istnieje. Bela także.

I to jest piękne, że nie ma nic, bo nic nie ma sensu, a coś jednak ten sens ma, jednak sens znikł razem z czymś i zostało nic i bez-sens też został. Sam.






HEJHO, zryjcie sobie banie tym tekstem i tą piosenką, powodzenia!










bałem się odejść

perony zaludnione w kierunku
wysp bezludnych
pociągi przesuwają się wolno po torach

a ja stoję
boję się odejść

zatrzasnę jakieś drzwi i uduszą mnie ściany
swoimi rękoma tak mocno 
przestaję oddychać

krzyczy wróć
a ja z palcami w uszach

odchodzę


22.09.2010 (c) alyouidiot

środa, 9 października 2013

in the night, the stormy night, away she flies

czołem załogo moja, hejho!



Cześć, jestem Zośka i przegrywam wszystkie wojny.
Zaczęło się od podstawówki i gry w wojnę z wujkiem, który zawsze mnie ogrywał.
Potem były batalie o batony. O nową bluzkę. O dobrą ocenę.
Na końcu, zaczęły się walki o własne zdanie.
Po stoczonej bitwie o swoje poglądy, zostałam stłamszona swoją własną emocją. 
W ogóle, często mówią, że jestem zbyt wrażliwa i te wszystkie rzeczy, które mnie obchodzą, tak naprawdę nie powinny mnie interesować.
Ale, po pierwsze, nie da się żyć w społeczeństwie, które łamie wbite ci do głowy zasady i jakieś granice dobrego smaku.
Po drugie, zawsze staje się w obronie tego, co uznaje się za słuszne.
Po trzecie, nie reagując - przyzwalamy na pewne rzeczy.
Możemy czuć się bezsilni wobec wojny, ale jeśli nic nie będziemy z tym robić - ona sama z siebie się nie skończy.
I tak zawsze Zośka dostaje po łbie: za to co powie, za to co napisze, za to, co ktoś sobie wymyśli, a nawet za swoje myśli - bo ludzie uważają, że znają je lepiej, niż ona sama.
Jest w tym pewien paradoks; dostrzegam go wyraźnie i aż oczy mi się śmieją przez te łzy, które czasem z tych "idiotycznych" powodów jestem w stanie z siebie wylać.

Konflikty to rzecz codzienna.
Po jednym konflikcie następuje drugi, gorszy.
Ten cię tłamsi i zabija.
Wiesz, na takiej zasadzie, że budzisz się rano i ogarnia cię takie dziwne uczucie, że coś straciłeś. Że czegoś brakuje i nie jest tak, jak zawsze. Może znowu powiedziałeś za dużo, albo usłyszałeś za mało.
Potem niby musi być okej; no bo taka jest kolej rzeczy. Ubierasz się, jesz trzy czwarte kanapki, bo więcej nie jesteś w stanie w siebie wdusić, wychodzisz i czujesz rześkie powietrze.
Przez chwilę jest lepiej, a potem jest już tylko cholernie zimno.
Potem koleżanka ci mówi, że poszło ci oczko w rajstopach; bo chciałaś się wystroić, wiesz. Odbić te straty wczorajszego wieczoru. Ładnie wyglądać, to dla kobiety przecież takie ważne. Może ktoś doceni i powie w końcu coś miłego.
W drodze do szkoły zachodzisz do jednego sklepu, ale w nim nie ma rajstop, więc maszerujesz do innego i kupujesz nowe rajstopy. W łazience na zmianie wadliwych nakrywa cię przyjaciółka i pyta "jak tam?"; a ty masz ochotę odpowiedzieć "chujnia z dżemem i rozpadam się od środka", a zamiast tego mówisz zwykłe, wiesz - "szkoda gadać"...

Ale nadzieja pojawia się po wejściu do klasy, już trochę po dzwonku.
I pierwsze słowa koleżanki z klasy:
"Jak pięknie dziś wyglądasz".

Potem było tylko gorzej; zimniej i bardziej okrutnie.
I wiesz, siedzisz sobie na jakiejś nudnej lekcji w sali XYZ i obok ciebie siedzi osoba, którą naprawdę lubisz. I ona dostaje właśnie smsa i wiesz, pokazuje mi.
"Kocham Cię"
i przez głowę przemyka tylko takie "kurwa"; takie zwykłe, suche "kurwa" i nic więcej.

I niby wyszło słońce, mogłabym poskakać na skakance i pozjeżdżać na zjeżdżalni; i zrobię to, cholera, obiecuję. Jak tylko będę przechodzić koło jakiegoś placu zabaw to pierwsze, co zrobię, to wejdę na zjeżdżalnię i po prostu z niej zjadę.

Musieliśmy dorosnąć, z jakichś dziwnych powodów biologicznych, ale nie mieliśmy wyjścia.
I teraz jest chujnia, chujnia z grubą warstwą dżemu i bez masła.
Najchętniej wróciłbyś ze mną na tę zjeżdżalnię, a to dorosłe życie wsadził w dupę biologom.
Nie da się, nie da.

I wiesz, po 16:00 wsiadam w autobus i wracam do domu; potem idę piechotą i strzela mnie w policzek jakiś owad i kurczę, uśmiecham się dziś tak szczerze po raz pierwszy.
I no wiesz, rozumiesz, nie będę cię okłamywać, bo nie jest dobrze, bo jest chujnia, ale nie dochodzimy jeszcze do kurwokalipsy. Do, wiecie, takiego dna den. To jest dno, kurde - taka stumilowa, kurwa, depresja. Ale można zejść niżej, nie? Do jądra NiFe i spłonąć żywcem. Na razie pałętamy się gdzieś między asteno- i atmo- sferą, ale w końcu znajdziemy swoje miejsce.
Na chmurze, pod ziemią albo na jakimś pieńku. Bo skoro wszystko ma swoje miejsce, my też musimy je mieć. 
Ono gdzieś jest, pamiętaj o tym.
Jest gdzieś, przy kimś albo bez kogoś.
Najśmieszniejsze jest to, że twoje miejsce zależy od twoich wyborów.
A właściwie, to od wyborów wszystkich, którzy cię otaczają.
Więc tak na dobrą sprawę - twoje miejsce nie zależy praktycznie wcale od ciebie.

I to jest smutne; zżera mi to mózg i ryje banię.
A ja znowu ryję ziemię; ale nie jestem zerem i dam sobie radę bez względu na wszystko, nie?
Bo ja, do cholery, jestem Zośka i nie dam się stłamsić.

Napisałabym list do Putina, i wiesz; napisałabym tam coś. I mówią mi, że nic nie osiągnę.
A wiecie; ja wam pokażę, że osiągnę. Wbrew wszystkim i wszystkiemu.
Zrobię wam taką kurwokalipsę, że się posracie.
O!




Także tego; uważajcie na tę psychopatkę, jakbyście ją kiedyś spotkali ;o
Ja się jej przestraszyłam! Haha.


Ale Zośce trzeba jedną rację przyznać;
wszędzie chujnia, wszystko chujnia.







wtorek, 1 października 2013

you can't build towers with your head in the sand

hejho!

mam zastój bloggerowy; ale to nic
polecam wam:

aiden grimshaw - hold on
i
modestep - paradise (coldplay cover)


jak widać, zmieniłam wygląd
korzystam z tego, że jestem chora
siedzę drugi tydzień w domu
i wiecie, mój internet dobrze działa rano.

tutaj można przeczytać moje nowe opowiadanie -> To nie twoja wina, kotku

nad którym w sumie pracowałam może ze 4-6 dni.


także tego; zastój bloggerowy jest, ale nie zastój pisarski!


w ogóle, odebrałam wczoraj dowód
i straszny dół mnie złapał
że w ogóle szkoda gadaci. ;<

eeej, możesz teraz kupić wódkę
eeeej, już jesteś dorosła, to takie super!
chyba nie wiecie, co mówicie
ulatuje ze mnie ostatnia część szczęśliwego dzieciaka
Boże mój, Boże, ale to smutne.

no, ja jakoś nie umiem się z tego cieszyć i nic na to nie poradzę.

może macie do polecenia jakąś ciekawą muzykę?

i co tam u was? jak wasze życia?

bo wiecie, ja jestem już w maturalnej
i ogólnie teraz słyszę tylko blablabla matura
blablabla matura matura blablablablaaaaa
i już sram tą maturą,
ale wierzę w siebie, że pójdzie mi to dobrze
i dostanę się tam, gdzie chcę
i osiągnę to, co chcę.
i w ogóle będzie tak, jak chcę, żeby było.

ZOBACZYMY.



Trzymam kciuki za wasze marzenia,
a wy trzymajcie za moje!

Nie umarłam!
Wróciłam z Grecji (choć to było wątpliwe)
w wolnej chwili opowiem wam tę ciekawą przygodę!;)




niedziela, 11 sierpnia 2013

please don't go, i'll eat you whole

i love you so
i love you so i love you so and aaaaaaaaah...

tak,
absolutnie,
alt-j to coś, co uwielbiam w niedzielne wieczory.




she she she she only ever ver ver ver ve
                                                                                      walks to to count count her steps,
       eighteen teen strides and she stops to abide
     by the law that she herself has set.
that eighteen steps is one complete set,
and before the next nine right and nine left.
she looks up up at the blueeeeeee,
and whispers to all of the above.




don't let me drown, don't breathe alone,
                                                 no kicks no pangs no broken bones.
                                          never let me sink,
                                                                                                             always feel at home,
                                                     no sticks no shanks and no stones.
never leave it too late,
                                                                                         always enjoy the taste,
                                 of the great great great grey world of hearts.
                                                                             as all dogs everywhere bark bark bark bark
it's worth knowing,
                                          like all good fruit, the balance of life is in
                                                                                                     the ripe, and ruined.


- INTLERLUDE I



piszę do was, moja załogo,
mojego statku, który nie tonie i nie utonie;
a więc - piszę do was w ten jeden z ostatnich dni mojej absolutnej młodości,
która właśnie dobiega końca.
był to piękny dzień,
choć bolesny - z różnych względów fizycznych, psychicznych i innych -ych.
jako, że ten dzień już się kończy,
informuję was, że za jeden dzionek będę osobą 'dorosłą' i wkurza mnie odsłonięte ucho na zdjęciu do dowodu.
co prawda, to prawda jest; że zdjęcia nawet do dowodu jeszcze nie mam, hehe.
a po cóż mi ten dokumencik, jak ja nie alkoholizuję się i w ogóle, nie potrzebuję go? nikt mnie nigdy nie poprosił
przepraszam, można dowodzik zobaczyć?
więc tak naprawdę, niepotrzebne mi to. a że skończyłam 18
... to na fejsbuku wszyscy sobaczo.


a   i powiem wam, że na zarobek jutro idę o.O
a co...
przerywaliście kiedyś jabłka?
bo ja nie...



zastanawiam się, jak to będzie;
jak obudzę się 14 sierpnia i już będę dorosła;
co to właściwie znaczy, że tego jednego dnia, kurczę,
kończę 18 lat i zmienia się podejście ludzi do mnie, dlaczego?
bo teraz jesteś dorosła! musisz to, to, to, totototototo,
ale!
tego ci ciągle nie wolno!!
i właściwie to jest dziwne,
bo przecież im wolno to właśnie, a mi ciągle nie,
chociaż oni są dorośli i ja już też.
jak to jest mieć te 18 lat, kochać tak, że aż nie mieści się to w głowie, w płucach, w wątrobie czy w nerkach; nigdzie nie mieści się ta miłość twoja; ale jak to jest, mieć 18 lat, budzić się i zasypiać i właściwie robić wciąż to samo, co robiło się wcześniej, ale będąc już dorosłym? dziwna umowa społeczna,
dziwna forma próby przyzwyczajenia;
skrajność w skrajności i wiek, kiedy można wszystko;
a tak naprawdę - nie można nic.
i nie wiem co się stanie z nami (z naszymi snami, pragnieniami, lala), nie wiem, kim będziemy za rok
(ale nie czytajcie moich postów sprzed roku, żeby sprawdzić, kim byłam), ale jest coraz to inaczej;
mówimy, że dziwnie,
że zaczyna się robić skrajnie;
przesadzamy chyba, bo tak już musi być.
skrajnie niestety - musimy dorastać.





eeeeeeeeeeeeeeeeee, dobre
absolutnie (ABSALONIE!) nie chce mi się dorastać;


 novo

zawrzyjmy umowę
z nałogiem - koniec
on zwala mnie znowu z nóg

upadam na kark
łamię ci żebra
za takie same słowa

tak nie wypada,
bo zapada nas deszcz
i zapieką w cieście francuskim

wystawią potem gdzieś
usiądziemy na ławce z kimś
ponownie, jednostajnie

będziemy udawać
w nowobogackim stylu
że stać nas na siebie

odkup mnie z rąk tych barbarzyńców
oni drą mi rajstopy i każą zdychać na czas

 10/11.08.2013

macie taki wiersz jakiś, 
chyba o prostytucji, 
ale nie dam sobie głowy uciąć.

pozdrawiam w słoneczną, ciemną już niedzielę
i nie dzielę się radością
BO JEST MOJA ;d

nie no, macie trochę :
<rado-->

dałam wam większą połowę!!! doceńcie moje dorosłe i dojrzałe gesty!


środa, 3 lipca 2013

all my tears have been used up

Hejho, do pracy by się szło, hehe.
dobre.
wszyscy w wakacje marzą o tym, żeby pracować.
ale i tak prawie każdy to robi...

ja na przykład
maluję sobie płotek i studnię.
czarną farbą, co nie jest zbyt kuszące, kiedy wymażę się nią cała.

Byłam dziś w Siedzowie. Wiecie, gdzie to jest?
Bo ja wiem...
no i siedziałam sobie nad jeziorkiem
i strasznie gryzły mnie komary,
że właściwie nie pozwoliły mi pomyśleć nad moimi sprawami do przemyślenia.
te komary.

ale gdyby w waszym pobliżu nie było komarów,
to i tak nie myślcie o tych sprawach
bo szkoda na to tych pięknych, słonecznych dni.
i w ogóle, czasu szkoda... żeby się zamartwiać.

tak naprawdę, to na wszystko jest szkoda czasu, jak tak sobie pomyślałam...
tylko na ludzi chyba nie szkoda jest czasu.
bo fajnie tak wyjść, pogadać. pojechać gdzieś, z kimś,
potrzymać się za rękę, też fajnie...
albo zrobić razem coś, też fajnie. płot pomalować czy coś...
studnię na przykład.


głębszy przekaz mi się zepsuł,
poza tym i tak się śmieją ze mnie, że tu piszę moje głębsze przekazy.
dużo się zmieniło, więc i przekazów mniej.

poza tym,
dopadł mnie kryzys wieku.
kryzys wieku lat 18.
nie umiem dopuścić do siebie myśli, że za miesiąc będę tak okrutnie stara.
na samą myśl się marszczę!
i w ogóle! już cellulit mam!
co to to... ojeeeeeej. 18 lat.
teraz to już będzie z górki.
matura, studia, mąż, dzieci, dom, praca.
kiedy ja pojadę do kazachstanu?



mógłbyś

jak pachnie biały bez nocą
przy stulonych ciepło kwiatach,
przy dźwięku świerszcza
który znowu płacze?

kiedy śpiewam jestem piękna,
zakładam perłowe suknie
ciągnące się aż do ziemi

kiedy szlocham brzydnę,
czerwienię się od góry
i zawodzę smutne piosenki o miłości

oddycham nierówno
tłukę się o podłogę jak deszcz w moje rynny
pląsawica odbiera mi myśli,
każe iść choć chcę leżeć

uwiedź mnie jeszcze raz
choć nie wiem, co teraz począć
i powiedz mi cicho przed snem:
jak pachnie biały bez nocą?
3.07.2013



w ogóle,
to zakochałam się właśnie w maju!

\
a gdyby ktoś, kiedyś
chciał ten wiersz (przypadkiem!) wsadzić do podręczników języka polskiego,
to:
drodzy przyszli nauczyciele,
ten bez mógł być też fioletowy,
ale się, kurwa, sylaby nie zgadzały.
\

niedziela, 30 czerwca 2013

you say you want a revolution

Hej złamasy, złamaski i złamasiątka.
Wróciłam z Petersburga miesiąc temu; ale ten miesiąc jakoś szybko mi minął, dużo się działo, mało czasu było, Internet kiepsko mi działał... I tak jakoś tu nie miałam kiedy cosik naskrobać.

W każdym razie, przede mną znowu miesiąc ciężkiej intelektualnej harówki, trzeba napisać w końcu dwa opowiadania!
Co prawda termin obydwu konkursów (jeden z nich nazywa się "Ikarowe Strofy" :)) jest do 31.08, ale cóż. Potem to już mnie nie będzie!

tam obok ->
jak zwykle;
dodaję sukcesywnie moje opowiadania i w przyszłości również pogrupowane wiersze; dodaję sobie roboty na wakacje, ale to nic!
jedno opowiadanko, jedno ze starszych, Rewolucja, jest już do przeczytania :)
Jeśli ktoś zainteresowany to zapraszam. Ikarowe Strofy -> Moje opowiadania -> Rewolucja :))
design napisanych ikarowych strof by Piotr W. , Mateusz C. i Ja. (c) . (c) . (c)

No co tam, zaczynamy wakacje, moi mili!
Czas upragnionego wolnego czasu na przemyślenia ;o
Życzę wam tego, byście się w nich przypadkiem nie zgubili, nie zapętlili i w ogóle... żeby może jednak nie było ich za dużo booooo ... co za dużo to - niezdrowo. ;)

Pod koniec lipca wyniki pierwszego przesiewu opowiadań Międzynarodowego Konkursu Opowiadań (w skrócie błyskotliwie .. MKO) no i zobaczymy, czy mnie przesieją na dobrą czy na złą stronę.


Z takich parafialnych wiadomości, to jeszcze może was powiadomię, że mam zastój poetycki -> co oznaczałoby ostatecznie, że jestem... szczęśliwa ;o
Boimy się chyba być szczęśliwi, a powiem wam, że to całkiem przyjemne...

 *
Właśnie natknęłam się na słownik PWN i moje życie legło w gruzach... Nauczyli mnie, że "-by, byście" itd pisze się łącznie z czasownikami osobowymi, a bezosobowymi oddzielnie, a to gucio prawda! Sprawdzajcie wiadomości swoich nauczycieli! Szczególnie tych z podstawówki (tak coś mnie się zdaje).
Teraz czas na oficjalne przeprosiny dla osób, które źle poprawiałam... :(
Byłoby jednak pisze się łącznie!!
I całe życie, po prostu cały trud włożony w poszanowanie poprawnej polszczyzny poszedł się jebać... Ach, zeźliłam się.
 *

Bywają takie dni, że budzę się i od razu wiem, w co się ubrać.
A są też takie, kiedy leżę 20 minut na łóżku i za zamkniętymi powiekami przewijam sobie całą szafę, i wciąż nie wiem, wciąż nie wiem, co oddałoby właściwie mój nastrój, moją niebanalną(!) osobowość i dziwny(!) charakter, co podkreśliłoby piękno(!) moich kolorowych oczu lub cicho malinowy kolor moich ust; co podkreśliłoby moją smukłą(!) talię i wydłużyłoby mi nieopalone nogi. Nie wiem, nie wiem. Potem wstaję i wyciągam pierwsze spodnie z brzega i, idąc za przykładem Karoliny T., wcale ich nie prasuję, bo "wyprasują się na mnie". Z bluzkami jest trochę inaczej;
Bluzkę trzeba już wybrać solidniej, nie tak brzegowo, nie tak po łebkach.
Więc biorę na przykład taką morską i taką jakąś, nie wiem, w groszki. I fasony mają te same, nawet tak samo uszyte koronki, tylko właśnie kolorem się różnią, bo jedna cała morska jest, a druga biała w granatowe groszki. Morska lepiej układa się na górze, ta w groszki zaś lepiej na dole;
I to właśnie decyduje o wyborze bluzki - to czy masz dzień bycia chudą, czy masz doła, że jesteś gruba.
Wtedy wybierasz eksponowanie "dołu" albo "góry";
Najczęściej jednak odrzucam obydwie propozycje i sięgam po jakiś jednokolorowy top, potem zaczynam dobierać sweter...
Ze swetrami bywa różnie (kwadratowo i podłużnie), najczęściej wybierany jest ten, który jednak nie pogrubia...

Potem człowiek już tylko się spieszy, potem się orientuje, że jest 6.51 i za 6 minut odjedzie jedyny autobus... Następnie to już mija jakoś ten dzień, a potem przychodzą wakacje, i nie trzeba wstawać już o 5.30, nie trzeba przewijać swojej szafy; wystarczy wyjść w piżamie na dwór i pomalować studnię grafitową farbą.



*

W związku z ostatnimi wydarzeniami warszawskimi - mianowicie na Dworcu Centralnym czytano prozę Mrożka - chciałam przybliżyć wam mój ulubiony tekst owego pana, którego uważam za niezrównanego geniusza słowa. Nikt nie potrafi tak sprawnie operować językiem!
Miłej, choć niestety krótkiej, lektury!!


Sławomir Mrożek - Rewolucja

W moim pokoju łóżko stało tu, szafa tam, a miedzy nimi stół. Aż mi się to znudziło. Łóżko postawiłem tam a szafę tu. Przez jakiś czas czułem ożywiony prąd nowości. Ale po pewnym czasie - znowu nudę. Doszedłem do wniosku, że źródłem nudy jest stół, a raczej jego niezmienne, środkowe położenie. Stół przesunąłem tam, a łóżko na środek. Niekonformistycznie. Ponowna nowość ożywiła mnie ponownie i póki trwała, godziłem się na niekonformistyczną niedogodność, którą spowodowała. Bowiem teraz nie mogłem sypiać twarzą do ściany, co zawsze było moją ulubioną pozycją. Lecz po pewnym czasie nowość przestała być nowością, a pozostała tylko niedogodność. Wobec tego łóżko przesunąłem tu, a szafę na środek. Tym razem zmiana była radykalna. Bowiem szafa na środku pokoju to więcej niż nonkonformizm. To awangarda. Lecz po pewnym czasie. Ach, gdyby nie ten "pewien czas". Krótko mówiąc, szafa na środku pokoju przestała mi się wydawać czymś nowym i niezwykłym. Należało dokonać przełomu, powziąć zasadniczą decyzję. Jeżeli w określonych ramach, żadna zmiana nie jest możliwa, to należy wyjść poza te ramy całkowicie. Kiedy nie wystarcza nonkonformizm, kiedy nie skutkuje awangarda, należy dokonać rewolucji. Postanowiłem więc spać w szafie. Każdy - kto próbował spać w szafie na stojąco - wie, że taka niewygoda w ogóle zasnąć nie pozwala, nie mówiąc już o omdlewaniu stóp i o bólach kręgosłupa. Tak, to była właściwa decyzja. Sukces, pełne zwycięstwo. Bo tym razem nawet "pewien czas" okazał się bezsilny. Po pewnym czasie nie tylko nie przyzwyczaiłem się do zmiany, czyli zmiana pozostała zmianą, lecz przeciwnie, odczuwałem tę zmianę coraz silniej, ponieważ ból wzmagał się z upływem czasu. Wszystko byłoby jak najlepiej, gdyby nie moja wytrzymałość fizyczna, która okazała się ograniczona. Pewnej nocy nie wytrzymałem. Wyszedłem z szafy i położyłem się na łóżku. Spałem trzy doby. Po czym przesunąłem szafę pod ścianę, a stół na środek, bo szafa na środku mi przeszkadzała. Teraz znowu łóżko stoi tu, szafa tam, a między nimi stół.


Gdy dokucza mi nuda, wspominam czasy, kiedy byłem rewolucjonistą.

*

Gdy dokuczy wam nuda, wspomnijcie ten tekst, choć stanowczo odradzam spanie w szafie... ;)


Tymczasem...
Czas się zbierać, i tak jakoś nieskładnie to napisałam.
Jakoś wyszłam z wprawy! Należy mi się za to solidny opieprz!




Czy ktoś mnie w ogóle jeszcze czyta?


You say you want a revolution
Well you know
We all want to change the world
You tell me that it's evolution
Well you know
We all want to change the world
But when you talk about destruction
Don't you know that you can count me out
Don't you know it's gonna be all right
All right All right...

The Beatles - Revolution

niedziela, 26 maja 2013

just fucking existance

Zdarzają się mgnienia, kiedy wszystko staje się potwornie bezdenne, głębokie, kiedy wydaje się, że tak strasznie jest żyć, a jeszcze straszniej umrzeć.”
- Vladimir Nabokov, Maszeńka 

Jedno z opowiadań zostało "szczęśliwie" zakończone, choć ciężko nazwać jego zakończenie happy endem. Dzisiaj notka będzie taka jakaś strasznie nieskładna, bo i ja jakoś poskładać się w całość nie mogę. Wszystko w porządku; wstaje się każdego dnia i robi to, co zawsze; tylko jakoś inaczej - nie wiadomo, czy pełniej czy bardziej pusto. Ale mimo wszystko jest dobrze i to tak bardzo mnie zaskoczyło, że aż trudno w to wszystko uwierzyć... :)




12 lutego mój świat zamienił się w horror. Śnił mi się Hunter, potem Dexter, jeszcze wcześniej Dalida. Nie znam tych ludzi, nigdy ich nie widziałem, ale mówię tak na nich. Wierzę, że mogę nadać znaczenie moim snom, jeśli nazwę ich prześladowców. Tego dnia wszystko zmierzało ku samozagładzie, Hunter zabił Dextera, a Dalida śpiewała im piosenki o miłości. Obudziłem się w psychozie, dotknięty brakiem jakichkolwiek hamulców, pierwszy raz w życiu widziałem ludobójstwo. To było tak straszliwie realne. (...) Potem leżał cały w kałuży krwi i ledwo zipał, a ja jeszcze kopałem go po brzuchu, żeby mieć pewność, że nigdy się nie obudzi. Zastanawiałem się, czy jemu też śni się teraz Hunter i Dexter i czy słyszy właśnie piosenki Dalidy, potem zacząłem się zastanawiać, dokąd trafi – czy na Szaserów, czy do Nieba. (...) Brat wyrwał się z tego domu i wyszedł na ludzi, a ja zostałem z matką. Pierdolony ze mnie Prometeusz, chciałem ją zbawić, a doprowadziłem do własnej śmierci. Tak, bo ja już właściwie nie żyję. 12 lutego umarło we mnie wszystko. Krew krąży, wstaję, jem i kładę się spać, i każdego dnia umiera mnie coraz więcej. Nie umiem tego zatrzymać, nie umiem nie śnić o niczym. Hunter poluje na mnie co noc, Dalida zaczyna wyć i skowyczeć, a Dexter uprawia seks z moją matką. I czuję się, jakbym codziennie ćpał, cały świat wiruje i tańczy ze mną jakieś pojebane tango. Jednego dnia jestem sam, a potem się troję i znowu jest nas sześciu, znowu każdy z ich cieni mówi mi jak mam żyć, a innego dnia przeklinają mnie i wyzywają od najgorszych. Nie umiem poradzić sobie z inwazją na moje sumienie...

- pierwotna wersja opowiadania "NOTABLE" licząca 31 tys. znaków ze spacjami.
Musiałam z niej zrobić 18-tysięczną wersję, więc dużo musiałam wyrzucić. Niestety.  Inaczej jednak nie mogłabym tego opublikować ;d
Dlaczego "NOTABLE" możecie zapytać Piotra W. haha. Znaczy to tyle, co "najwybitniejsi obywatele" (fr.). I gdyby to opowiadanie w jakiś sposób wpisało się w Polskę, to pamiętajcie, że Lusia miała bernardynkę... To bardzo istotne!
W każdym razie, opowiadanie skończone i wysłane, odwrotu już nie ma. Teraz pozostaje trzymać kciuki, bo konkurencja zapewne będzie bardzo duża i bardzo ciężka.



AFEKT


gwardia zaniedbanych słów
suszy policzki w obawie przed
całopaleniem

usiądźmy razem na huśtawce,
przejmijmy stery nad naszymi snami.

znowu przegrywamy w wojnie o jutro,
a kremy na uśmiech zmieniają nam twarze
- w świetle tych zdarzeń,
myślę że możemy kochać się nieustannie,
od roku, w półmroku przygaszonych pragnień...

nie chcę być płaskorzeźbą w marmurowej pościeli,
marazmem zdrewniałego płótna

muszę iść, nabić kolejne siniaki,
zrywać imbir z kakaowych drzew
a ty

ty jesteś moim dymem,
najmocniejszym papierosem
i choć biję wszystkie szklane butelki
napiję się z tobą whisky
i oddam smaki zeszłych nocy
 
ale leż koło mnie,
dotykaj włosów i całuj po szyi,
bo tak bardzo mnie bawi,
że ktoś może mnie chcieć.
23.05.2013




Niemożliwe jest pisanie przy całkowitym wyłączeniu swojej osoby z tego procesu, a jeśli już ktoś bardzo się uprze, to wychodzi z tego coś kompletnie nieszczerego. Ja pewnie nigdy tego nie zrobię, pisanie prozy jest zawsze procesem odbywającym się we wnętrzu. Wydaje mi się, że niemożliwe jest napisanie powieści współczesnej bez żadnych odniesień kulturowych. 
- Jakub Żulczyk

 Jak już przywołuję Żulczyka, to wstawię wam kilka wartych zapamiętania cytatów ;)

*
Nabroiłem.
A wszystko zaczęło się od tego, że się zakochałem.
Zakochałem się jakieś dwa, trzy tygodnie temu, o trzynastej dwadzieścia.
*
Jest zsyntetyzowaną kompilacją wszystkich cech, które uważam za pojebane.
*
Wybaczam ci, jesteś tylko opartym na pochodnych węgla, niestabilnym, organicznym, głupim tworem.
*
Chciałbym spędzić z nią resztę mojego życia, nawet jeśli miałbym żyć jeszcze tylko kwadrans.
*
Z oczu bije mu wyraźny, biały neon z napisem: Pierdolisz Piękne Farmazony.
*
Wiesz, jak tak myślę, że prędzej czy później nadszedłby taki moment, że już nigdy więcej byśmy się nie spotkali.
*
Chwila milczenia i takie westchnięcie w stylu eeee, gdy chcesz powiedzieć albo coś bardzo ważnego, i przejdzie ci to przez gardło tylko przebrane w kostium banału, albo gdy po prostu chcesz stwierdzić „do dupy z tym życiem".
*
Wtula się, bo w końcu zrozumiała, co to znaczy, że ktoś mógłby się za nią dać publicznie rozstrzelać.
*
Mówię sobie - kurwa, to właśnie tutaj mam być.
*
Bo to takie cudowne dla kobiety, kiedy wie, że ktoś żył jakimś filmem, który kręcił z nią sobie w głowie.
*
Gdy jesteś nieobecny, ludzie dużo mocniej zaczynają zdawać sobie z Ciebie sprawę.
*
Czuł się z tym całkiem OK - z jednej strony mógł mi zazdrościć, a z drugiej cieszyć się, że jednak mu się udało, że stać go na dobrą wodę po goleniu, że obwozi po Polsce sterty nieważnego papieru w skórzanych neseserach, bo przecież schematy awansu społecznego są silniejsze niż jakakolwiek dzikość serca. a ja wiedziałem, że jestem zupełnie poza jego percepcją, bo to nie była żadna dzikość serca, jadę stopem, bo nie mam na helikopter, bo nie wynaleziono, kurwa, teleportacji. I to nie jest żaden weltschmerz, nie jestem młodą, piękną duszą - ja po prostu jestem pierdolnięty, Chory Psychicznie. 
*
Może to był sen, który wypadł mi z rąk.
*
Moje myśli są bezdomne
*
Swoją drogą, zawsze jest jakieś "tylko że"; założę się, że wszystkie największe osobiste tragedie tego zasranego świata zaczynają się od zwrotu "tylko że".
*
Masz strasznie obgryzione paznokcie i trochę spuchnięte oczy, nie jakbyś płakała przed chwilą, ale tak, jakbyś płakała po trochu, codziennie.



*
po tobie może być już tylko koniec świata. 



A teraz się żegnam, wybywam na tydzień do Leningradu znowu podbijać Rosję. Wszystko będzie dobrze; wierzę w to nieustannie; wrócę i to, co złe się skończy, a to, co warte przetrwania - da szczęście. 



środa, 15 maja 2013

pieprzeni poeci!


 ***

- Dlaczego właściwie próbowałaś się zabić? - zapytał nagle, kiedy siedzieliśmy na naszej ulubionej huśtawce.
- Ile można mówić, że nie chciałam się zabić?
- Pierdolenie! Też tak mówię wszystkim dookoła, a ja naprawdę chciałem się nie obudzić. Wszystko poszło nie w tę stronę.
- U mnie też - odparłam cicho.
- Opowiesz mi swoją historię? - spojrzał na mnie smutnymi oczami i nie umiałam odmówić.
- Wiesz... - zaczęłam - Są ludzie, którym ufasz i dla których mógłbyś zrobić wszystko. I ja właśnie miałam takich ludzi... Tylko pewnego dnia postanowili wszystko skomplikować i mnie pokochać. I nie wiedziałam, co mam zrobić z tą miłością. Wiedziałam jedynie, że nieważne jaką decyzję podejmę - skrzywdzę nią ludzi, na których bardzo mi zależy. Przez długi czas nic z tym nie robiłam, potem było coraz gorzej. Stwierdziłam, że najlepiej w tym wypadku będzie skrzywdzić samą siebie.
- To trochę tak jakbyś jechała piaszczystą drogą samochodem, a na przeciwko ciebie jechałby rowerzysta. Możesz robić wszystko - zwolnić, zatrzymać się - żeby tylko go nie okurzyć, a on i tak dostanie piaskiem po oczach. Z takich sytuacji nie da się wyjść nikomu nie robiąc krzywdy.
Spojrzałam na niego i poczułam się strasznie pusta. Tak okrutnie chciało mi się płakać. Siedzieć tutaj, na tej pieprzonej ławce i płakać, i krzyczeć w nieskończoność, że to wszystko zabrnęło za daleko. Że teraz nie ma już nic, czego można się chwycić i w co można uwierzyć. Bo ja już nie wierzę. Nie wierzę, że może być dobrze. Nie kiedy przeklęci poeci piszą o tobie pięciostrofowe wiersze.

Ten Uśmiech
***

„(...) człowiek może przekroczyć granicę śmierci, choć jego ciało jeszcze żyje. Krew jeszcze krąży, soki żołądkowe jeszcze trawią, ale psychicznie jesteś już martwy. I przeżyłeś samą śmierć. Na wszystko patrzysz jakby z grobu, beznamiętnie. (...) Nagle zauważasz, że przebaczyłeś wszystkim swoim krzywdzicielom, że odpuściłeś im całe zło, jakie ci wyrządzili. Obojętniejesz, niczego nie chcesz zmieniać, naprawiać, niczego ci nie żal. Powiedziałbym nawet, że to stan naturalnej równowagi. Teraz wytrącono mnie z niego i nie wiem, czy mam się cieszyć. Wrócą uczucia, namiętności - i te dobre, i te złe.”
- Aleksander Sołżenicyn, Oddział chorych na raka




Właściwie trudno się określić w takie dni. Przelotne, krótkie uśmiechy, dziwne myśli.
0 koncentracji.
0.


Właściwie to miałam potrzebę ściśle poetycką :C



kalkomania


za oknem rozkwitają parasolki
bezduszne myśli rozsadzają mi głowę

czy budzisz się ze snu kiedy umieram
poruszasz ręką kiedy tłukę blaszane garnki
zakręcasz w tę samą stronę na chodniku
i zaczynasz spacer od tej samej nogi

czy poczułeś zapach mojej skóry,
włosów, lakierowanych paznokci
na chwilę przed cichym dramatem

czy kiedy patrzę na ciebie czujesz na całym ciele
że mogę być jeśli zechcesz
a jeśli nie
to odejdę

i nie wiem,
nie wiem co robię i dlaczego nie krzyczę
smutne poranki uśmiechają się psychopatycznie

rozpadam się na kawałki jak chińska porcelana
zbierz mnie z podłogi,
ułóż mozaikę witraż lustro
nieważne

poskładaj mnie bo tak bardzo mi źle kiedy pada deszcz
a ja nie mogę tańczyć na ulicy

alyouidiot, 14.05.2013





Pieprzeni poeci!

poniedziałek, 29 kwietnia 2013

getto


Marek Hłasko zadał kiedyś bardzo istotne pytanie: "Nie wiem - po co żyję, jeśli nie kocham nikogo?"
Po co to wszystko?
Cały ten teatr stu aktorów i nas, bezbronnych kukiełek, którymi nieustannie ktoś musi kierować.
Podnoszą za nas ręce, odpowiadają za nas na pytania, ba! Nawet kochają - za nas!
Podobno człowiek bez miłości jest "jak cymbał brzmiący lub jak miedź brzęcząca" - podobno człowiek bez miłości jest NICZYM, nikim.

Był sobie Pan Edward, niejaki Stachura, co to był nieziemsko smutnym człowiekiem i z tego, co mi wiadomo, sam skończył swój bierny, mierny żywot.
Cóż z nim?
"A kiedy ona cię kochać przes­ta­nie, zo­baczysz noc w środ­ku dnia, czar­ne niebo za­miast gwiazd, zo­baczysz wszys­tko to sa­mo, co ja."

Wszyscy chcemy kochać, a ludzie zabijają się z miłości. Skaczą z mostów, bo ktoś nie kocha ich tak mocno, jakby chcieli. Topią się, wieszają w piwnicach, jakby to miało nadać sens ich cierpieniu, jakby miało być przestrogą - "nie kochaj, bo skończysz jak ja". Może faktycznie nie warto kochać? Bo co to, cholera, właściwie znaczy? Pierdolone "kocham", ko-cham. Już kiedyś próbowałam to rozgryźć. W rosyjskim "kocham" i "lubić" to jedno słowo - i może faktycznie, na Boga, to jest to samo! O ile łatwiej powiedzieć: lubię cię, a znaczy to, że lubię z tobą przebywać, rozmawiać, lubię twój uśmiech i twoje żarty, lubię kiedy się śmiejesz i opowiadasz mi historie ze swojego życia, lubię, kiedy siedzisz koło mnie i mam się o kogo oprzeć, kiedy jestem zmęczona. Kocham cię, to znaczy przecież dokładnie to samo... Tylko co? Tylko lubię cię bardziej? Bo może jesteś jedyną osobą, której nie boję się spojrzeć w oczy, jedyną osobą, którą mogę przytulać bez końca i nawet za milion pierwszym twoim dotykiem przejdą mnie dreszcze. Jeśli kogoś lubię, mogę z nim jechać na rowerze w deszcz i mówić, że to uwielbiam, a kiedy kogoś kocham to nie chcę, żeby ta przejażdżka się kończyła. I wtedy, kiedy próbuję zasnąć, szarpię za zasłonkę i widzę za oknem księżyc i przypomina mi się, że okno twojej sypialni wychodzi na dokładnie tę samą stronę i zawsze księżyc świeci ci prosto w oczy, kiedy zasypiasz.

I ja wiem, że cię kocham: ko-cham, przez K, O, C, H, A i M. I czy nie wystarczy, żebym tylko ja o tym wiedziała?
Po co ktoś jeszcze, po co nawet ty masz o tym wiedzieć? Czasem lepiej żyć w niewiedzy, wtedy wszystko jakoś lepiej się układa. Ręce szybciej łapią ciepło i nie zastanawiam się, co powiedzieć. Czy w ogóle coś mówić...

Myśmy się strasznie przyzwyczaili do tego, że jesteśmy kochani... Bo kocha nas mama, tata, wujek czy tam jeszcze kto. I kiedy nie mamy właśnie tego kogoś, kto kochałby nas trochę inaczej, wpadamy w panikę. Zaczyna nam przeszkadzać samotność.
Ah, a potem ten błogi stan apatii, kiedy budzisz się i nie masz nawet siły, żeby wstać i coś zjeść. I nie jesz, bo po co, skoro nikt mnie nie kocha?
A potem... Potem się okazuje, że to bzdura, tylko po prostu nie chciałeś zauważyć, że ktoś może pokochać takiego potwora, jakim jesteś lub jakim się stałeś.
Ja czasem tego nie akceptuję, bo po prostu chyba... Nie zasługuję na to. Żeby ktoś...

William Shakespeare, ten sam facet, który napisał Romeo i Julię - ten tekst o bezgranicznej miłości, mówi tak:
"Mówisz, że kochasz deszcz, a rozkładasz parasolkę, gdy zaczyna padać. Mówisz, że kochasz słońce, a chowasz się w cieniu, gdy zaczyna świecić. Mówisz, że kochasz wiatr, a zamykasz okno, gdy zaczyna wiać. Właśnie dlatego boję się, kiedy mówisz, że kochasz mnie.''

Tak, niby chcemy kochać, a z drugiej strony boimy się miłości. I chyba tylko dlatego, że boimy się o swoje dupy. Tak, trzeba to głośno powiedzieć! Ktoś nas skrzywdził i już nie chcemy kochać, bo nam się nie spodobało za pierwszym czy trzydziestym pierwszym razem... Gdybyśmy w życiu mieli władzę wybierać tylko to, co nas nie krzywdzi... A my, tym brakiem miłości, krzywdzimy siebie z dnia na dzień coraz bardziej.
Egoiści, ego-ego-egoiści, pokolenie E, pokolenie E-goistów.
No tak, tak to należy odbierać. Nie chcemy kochać, bo miłość to nie-egoizm, a po co wyzbywać się tego, co tak świetnie nas "ochrania" ?...


Nie wiem, co ty sądzisz o miłości, ale jestem pewna, że tylko zakochany człowiek budzi się rano szczęśliwy. I wszyscy za taki chociażby jeden, jedyny ranek, dalibyśmy poucinać sobie ręce i nogi. Żeby tylko choć przez chwilę poczuć... Właściwie, żeby przez chwilę nic nie czuć. Żeby nie czuć nic złego. Chociaż na sekundę.

/Wciąż pamiętam, kiedy odsłaniałam zasłony majowego poranka i krzyczałam głośno, że taki piękny dzisiaj dzień.../


MOJE GETTO

Płonę nadzieją, że nie zasnę,
nie spoczną nogi i nie ugnie się twarz.
W błaganiu o pomoc,
wiję się bezradnie:
dokąd pójść? jak zawsze
mam zwinięte bilety w kieszeni.
Co z tego? Podłoga, sufit
- dziś wszystko mi jedno
gdzie położę się i gdzie odejdę.
Zaklinam oczy czarownic z bajek,
ich świat to moje koszmary
i nic poza tym.
Nic mnie nie obchodzi,
nie pytam co dalej,
nie ma odpowiedzi bez znaków zapytania.
Robię zamęt, niknę i przenikam ściany,
witraże rozstępują się na dźwięk
kruchych oddechów.
Miałam nadzieję, że spocznę,
że przygryzę wargi, otworzę powieki
kiedy już będzie po cudownej apokalipsie.
Koniec serii pierwszej,
rozdziału o księżniczce w szmacie,
cichym spojrzeniu z Alei Samotności.
Karmazynowo krążą wokół mnie gołębie
i gubię się, potykam i tracę
życie na otwockich chodnikach.
Gdzieś pod spodem jest Hades,
czuję zapach Styksu po deszczu
i płynę tam, płynę, ile tylko mam sił.
Pragniesz kochać, chcesz budzić się czyjaś,
zakładasz czerwoną sukienkę
i nakładasz makijaż.
Po co to wszystko?
Napijmy się wódki za niespełnione marzenia,
za cele, które przerosły możliwości.
Mogę upaść, ale nigdy się nie dam,
nigdy, przenigdy nie umrę z miłości.

alyouidiot, 29.04.13



Zu­pełnie inaczej jest, jeżeli masz ko­goś, kto cię kocha. To ci da­je setkę po­wodów, aby żyć. Ja ich nie mam. 
- Jonathan Caroll.


niedziela, 14 kwietnia 2013

wings wouldn't help you

W półmroku półgwiazdy
Zapaliły się na półniebiosach.
Nękani półstrachem,
Półludzie, niczym gwoździe,
Zastygli na ugiętych nogach.

Moskwa, 1992, Dmitrij Strelnikoff

***

- Jakie jest twoje marzenie? - zapytał odrywając mnie od lektury Sołżenicyna. Siedziałam wtedy na parapecie patrząc się to na małe literki książki, to na otchłań za oknem, która pożerała mnie z każdym moim oddechem.
- Moje marzenie?
- Tak, marzenie twoje - wymamrotał i zdawało mi się, że przez chwilę ujrzałam na jego twarzy uśmiech. Taki szybki, trwający może ułamek sekundy, jednak - uśmiech. Trudno jest się uśmiechać w takim miejscu.
- Chciałabym, żeby ktoś mnie pokochał. Tak wiesz, już na zawsze. Bez strachu, że zostanę porzucona z dnia na dzień, bez obawy, że jakaś kobieta okaże się ode mnie ładniejsza czy lepsza. Chciałabym, żeby ktoś przy mnie był w najbardziej błahych trudnościach, żebym miała z kim upiec ciasto i miała z kim go potem zjeść. Chciałabym kogoś, kto chodziłby ze mną na spacery w deszczu i jeździł na przejażdżki rowerowe w upalne dni. Chciałabym już pokochać tak raz na zawsze i sama bym chciała zostać tak pokochana.
Po skończeniu swojego wywodu spojrzałam na niego, a on przyglądał się z uwagą huśtawce stojącej tuż za oknem.
- A ty, jakie masz marzenie? - zapytałam widząc, że mój rozmówca nie jest skory do samowolnego podjęcia konwersacji.
- Chciałbym przelecieć Madonnę - powiedział krótko i stanowczo. Zaśmiałam się, on sam się uśmiechnął.
- A tak serio?
- Nie no, serio bym ją chciał przelecieć.

***

Siedliśmy w kółku, tak jak to się robi na spotkaniach AA. Długo zastanawiałam się, dlaczego kazali mi przyjść tutaj, a nie właśnie zapisać się do głupiego AA.
Pani Doktor, jakaś taka sztywna, pewna siebie brunetka, w ładnej spódnicy i przepięknych szpilkach, siadła na niebieskim fotelu. Jej biała bluzka zlewała się z białym lekarskim kiltem. My wszyscy usiedliśmy posłusznie na zwykłych drewnianych krzesłach i patrzyliśmy się na siebie chwilę w milczeniu.
Pani coś tam potrajkotała, jakoś to wszystko ładnie zaczęła i postanowiła mnie przemaglować.
- W karcie zapisane mam "czuje się winna za całe zło na świecie" - zwróciła się do mnie - Czy to wystarczający powód, żeby próbować się zabić?
- Jak zwykle. Ja o Stasiu, wszyscy o Jasiu - warknęłam - Wciąż powtarzam: nie chciałam się zabić.
(Nie mogę zrozumieć, że nikt mi w to nie wierzy).
- Więc po co było to wszystko?
- Chciałam na chwilę nic nie czuć, okej? Zobaczyć, jak to jest, nic nie czuć. Uwolnić się od tego.
- Od czego? Poczucia winy? Nie możesz winić się za wszystko, co na tym świecie jest złe.
- I widzi pani, tu jest nasz błąd. Bo myśmy wszyscy powinni się za to winić. Bo to, jak wygląda świat, zależy od nas. A jeśli jest tak zły i podły, to jest to właśnie nasza wina. Nie tylko moja, pani też. A wie pani dlaczego? Bo nic, zupełnie nic a nic z tym nie robimy. Zostawiamy to innym ludziom, może bardziej kompetentnym, może bardziej wartościowym, kiedy losy świata zależą od każdej pary rąk, a nie tylko od tych "najlepszych". Co to za szufladkowanie? Jeśli nikt nie czuje się odpowiedzialny za świat, to co to za świat...?

***

W ten wieczór położyłam się wcześniej, około dwudziestej pierwszej już spałam w swoim ciasnym, izolowanym pokoju. Z jakiegoś powodu uważali mnie za niebezpieczną dla otoczenia, choć ja sądzę, że po prostu mieli dużo wolnych pokoi.
Ze snu wybudził mnie szybki oddech nad moim uchem. W pierwszej chwili wydawało mi się, że to przesłyszenie, że po prostu już tu wariuję. Trafiłam tu z samotności, a oni wepchnęli mnie w jeszcze głębszą solitude. Odwróciłam lekko głowę i ujrzałam Michała, który sterczał nad moim łóżkiem. Zanim zdążyłam wrzasnąć, zasłonił mi usta i powiedział cicho:
- Nie rób hałasu, przecież nic ci nie zrobię.
- Jak tu wlazłeś? - zapytałam złowrogim szeptem.
- Mam wtyki u tego stróża, co jest dziś na zmianie. Wiem, że zdradza żonę i mi pozwala na wszystko. Wrabiam go, że niby mam jakieś dowody, a tak naprawdę usłyszałem tylko przypadkiem jego rozmowę telefoniczną.
Chwilę siedzieliśmy w milczeniu i zdążyłam się uspokoić; wyjść z niejakiego szoku, którego zaznałam.
- Pytałaś, jakie jest moje marzenie.
- Przelecieć Madonnę - odparłam krótko.
Uśmiechnął się cicho prychając.
- Zamieszkać w kimś. Tak wiesz, na zawsze.
Uśmiechnęłam się w tej ciemności, którą oświetlał jedynie księżyc wpadający wprost do mojej ciasnej klitki przez małe, zakracone okienko.
- Wiem - szepnęłam - Na zawsze.

***

Długi czas zastanawiałam się, jak to możliwe, że trafiłam do tego miejsca tuż przed swoimi 18. urodzinami i spotkałam tak wielu młodych ludzi, którzy postanowili z jakiegoś powodu zniszczyć sobie życie. Michała uznali za nienormalnego tak jak mnie; że niby chciał się zabić, bo specjalnie przedawkował. Antek miał schizofrenię, choć nigdy nie widziałam go w akcji, ale z jakiegoś powodu jednak tu trafił. Grzesiek w zaufaniu zdradził mi plotkę, że podobno Antek chciał zabić matkę siekierą. Nie wydaje mi się, żeby to była prawda, bo ostatnio widziałam, jak rozmawiał z pszczołą; mówił do niej: "widzisz, Maja, niedługo umrzesz, a ja nie mogę ci pomóc". Grzesiek z kolei miał manię prześladowczą i może dlatego uczepił się tak tego biednego Antka. Na domiar złego, lekarze postanowili ich umieścić w jednym pokoju, tłumacząc, że to pomoże Grześkowi przekonać się, że Antek wcale go nie chce zabić tą samą siekierą, którą podobno chciał zabić swoją matkę.
Ania była anorektyczką, siedziała często sama na stołówce, zostawała tam jako ostatnia, kiedy wszyscy już zjedli. Była przeraźliwie chuda, miała tak wyraźne kości policzkowe, że można było niemal włożyć pod nie palec, tak samo zresztą, jak pod jej żebra. Wciąż uważała, że jest za gruba.
Lilka z kolei była bulimiczką i strasznie nie lubiła Anki, bo twierdziła, że Anka jest tak idealnie chuda, że po prostu nie może jej lubić! Mnie lubiła i żaliła mi się czasem, bo, jak to powiedziała; "jesteś tak gruba, że nie będziesz konkurencyjna na rynku modelek". Tak właśnie mi powiedziała; mi, która oficjalnie ma 5 kg niedowagi...
Marcin z kolei cierpiał na tzw. "rozdwojenie jaźni". Długo z tym żył w domu, jednak potem jego jedna część próbowała zgwałcić własną siostrę, więc wysłali go tutaj. Jego dobra strona wybitnie gra na pianinie i czasem mnie nawet uczy, jednak jeśli się zdenerwuje, szybko przełącza się na Petera. Peter mówi w języku hiszpańskim i nikt nie umiał go zrozumieć, dlatego sprowadzili specjalnie dla niego psychiatrę, który mówi przy okazji po hiszpańsku... Jego wrodzony hiszpański temperament uderzył mnie nawet raz w twarz tylko za to, że stałam obok akurat w momencie jego magicznego "przełączenia".

Stali się moją rodziną, do której co jakiś czas ktoś dochodził i z której ktoś odchodził. Jednak w końcowym rozrachunku zostawaliśmy zawsze ci sami - my.

***

Kiedy trafiłam tam pierwszego dnia i usłyszałam tę słynną diagnozę, z którą tylko ja się nie zgadzam: depresja, Michał siedział na tej śmiesznej huśtawce przed budynkiem.
- Cześć depresja - przywitał mnie wtedy, a ja nawet nie zdążyłam zapytać, skąd wie o mojej "chorobie", bo powiedział szybko: Przeczytałem twoją kartę.
Usiadłam koło niego, zaczął padać deszcz, a stróż - wtedy mi nieznajomy, teraz Karol - krzyknął: "Wracać do środka!"
Michał spojrzał na mnie i powiedział:
- Kiedy tu trafiłem dwa tygodnie temu, Anka odezwała się do mnie pierwsza. Zapytała, na co choruję - odparłem, że ponoć mam depresję. A ona powiedziała: "Podobno depresja to nic innego, jak bezdomność. Na depresję cierpią ludzie, którzy nie mają w kim mieszkać".
Wstał i wszedł do środka, zostawiając mnie z cytatem, który kilka lat wcześniej usłyszałam z ust najlepszej przyjaciółki.


/episode 1 Bezdomni, season 1, Ten uśmiech



Zapragnęłam pozytywistycznego pisania w odcinkach... :D
Cóż, mówiłam, że wiosna przyjdzie i nie myliłam się! Piękne powietrze, czasem tak przyjemnie nasycone zapachem deszczu! W końcu! Nawet już pierwszą burzę mamy za sobą. To wszystko dobre znaki! Wszystko zmierza w dobrym kierunku...


piątek, 22 marca 2013

let the rain wash away all the pain of yesterday

ona ma p.

puk puk kto tam
ja, płuczę się
robię pranie,
dzisiaj jest poniedziałek

pralka bęc, pralka bum
tłoczy się toczy i pędzi na mnie
flesz błysku nagłych zdarzeń,
ciche smutne pochmurne zagranie

zgranie ogranie, mam manię
ha, rym, ha, w twarz
śmieję się głośno,
jak tylko się da...

tetmajer w mojej głowie
maluje pastelowe
półcienie i mgły na zaschniętych ustach
prababek, prapra

wciąż piorę i robię i dwoję się i troję
i w kole, w bębnie stukam i hukam
nikt nie słyszy, że wołam
szum fal, odpoczynek wśród miejskich wyprzedaży

odbiera nam twarze; odbiera telefony
i ludzie gonią i uronią czasem jakąś kroplę czy dwie,
jakie ma to znaczenie, jaki sens i którą bajkę
mam opowiadać swoim córkom?

czy przeżyję; łapię się za moją piękną szyję
i dziergam nawlekam i zwlekają ludzie
bo choć tonę to całkiem mi wygodnie
siedzieć samej, trochę dalej i trochę mniej zwyczajnie;
trochę mniej okrutnie...

staję się jedynie prymitywnym włóknem.

[alyouidiot, 22.03.2013]


Tak to jest, człowiek od tygodnia dusi w sobie tyle spraw, że chce je wypisać i pisze jakieś gnioty. Potem siada i w 5 minut pisze jakiś dziwny stwór. Może chociaż on wie, o co mi w ogóle chodzi.

Tracę wszystko. Motywację, czas, radość. Naturalna kolej rzeczy, mówią. 
Jakbym słuchała tak ludzi, to nic by ze mnie nie zostało.
I wiecie co, powiem wam, że nie można być tak podatnym na wpływy innych ludzi czy środowiska. Trzeba mieć swoje zdanie, znać swój charakter i swoją osobowość. Tak, żebyście sami potrafili się określić, a nie żeby ludzie w kółko was w tym wyręczali.

Przeraża mnie to wszystko. Budzę się i nie wiem, gdzie jestem. Nie wiem, co się dzieje. I niczego, niczego, niczego nie jestem pewna. Nawet nie za bardzo wierzę w to, że jest 22 marca. Ani w to, że dzisiaj jest piątek. W ogóle już mi się przestaje chcieć...


Ale wiosna przyjdzie, na pewno!! ;)


Dead Poets Society
A ty, wiesz po co żyjesz? ;) Jakie jest to twoje cholerne przeznaczenie, w które nikt już nie wierzy?
 

niedziela, 10 marca 2013

моя Польша



Siedzi przy mnie i patrzy jak na kretynkę.
- Nie patrz tak na mnie, każdemu się zdarza. Ludzie narzekają, że żyją, a ja przynajmniej mam teraz na co narzekać, że umieram! O! Zachciało mi się, haha. Umierać.
Patrzy jeszcze większymi oczami.
- A tyle jeszcze chciałam zrobić, nie? Lekarze mówili "nie, nie, nic pani nie jest", zrobili tysiąc badań i odesłali mnie do domu, a któregoś dnia puka do drzwi jakiś młody facet i oznajmia "jestem młodym lekarzem, zauważyłem na pani zdjęciach coś niepokojącego, chcę panią dokładnie zbadać". Telepie mnie przez pół miasta i uziemia w szpitalu, a po dwóch dniach stwierdza, że "bardzo mu przykro, ale znalazł komórki nowotworowe". I co teraz? Kląć mi się chce, ale nawet teraz tego nie potrafię zrobić. Ta jędza z psychologii powtarzała mi codziennie "daj upust swoim emocjom", ale kurczę, jakim emocjom? Toż to mną nawet nie wstrząsnęło. Siedziałam tylko i patrzyłam na ściany, bo doktor P. miał w swoim gabinecie ładnie dobrane kolory, zupełnie odebrane szpitalnemu urokowi. Co więcej, na ścianach miał takie fajne wiszące żabki i pomyślałam sobie wtedy "o, doktor P. pewnie lubi żabki".
- I co, lubi? - pyta.
- Ano, on mi trajkotał o tej chorobie, co to niby jakaś super wyjątkowa i patrzy na mnie nagle i pyta "ma pani jakieś pytania?" a ja mu na to wtedy "lubi pan żabki?". Nigdy się nie uśmiechał i wtedy jakoś też się nie uśmiechnął, oczy mu tylko błyszczały, kiedy wspominał, jaka to wyjątkowa ja jestem, bo przecież taki rzadki rodzaj nowotworu w sobie mieć, to niesłychane! Odparłam mu wtedy, że ja to w ogóle wyjątkowa jestem, ale tej swojej wyjątkowości w ten sposób ściśle nowotworowy nigdy jakoś nie miałam ambicji przejawiać.
Szkoda mu się chyba mnie zrobiło, bo machnął ręką i wyjść mi kazał, a widziałam przecież, że zanosi mu się na płacz. Tylko do końca nie wiedziałam wtedy, czy on płacze dlatego, że ja wcale dumna z tego nowotworu nie jestem, czy dlatego, że go w ogóle mam.

***


- Człowiek wstaje rano i tylko tyle dostaje - szepnąłem wkurzony, kiedy spojrzałem na stół, a tam stało tylko mleko i ciastko. No i kartka.
"Nie miałam czasu zrobić nic więcej, wszystko jest w lodówce".
- Kochająca mama, pomyślałem.
Zawsze mówiła, że mnie kocha i jestem jej jedyną pociechą. Wtedy, kiedy zostawiała ojca, też tak mówiła. Zostawiła go na pastwę losu ze swoim alkoholizmem i tyle go było. Więcej go nie zobaczyłem i nie wiem, czy żal mieć do niej czy do niego, czy może do ich obydwojga. Poszedłem do liceum i w dupie to już miałem. Nowi koledzy, koleżanki, jakiś świat inny, nowy, wszystko takie lepsze się wydawało.
Potem się okazało, że wszystko, co stare - odeszło. A to, co było nowe, okazało się strasznie nietrwałe.
Przyjaźnie gimnazjalne, które zdawały się być wiecznie, skończyły się w zasadzie w momencie przekroczenia progu nowej szkoły. Nie wiem, czy to kwestia kraju i ludzi w nim, czy wszędzie jest tak samo, ale mi się przytrafiło to właśnie tu, w Polsce.

***

- Różowa czy niebieska? - trzyma dwie sukienki w ręku i macha to jedną, to drugą. Najpierw przykłada do siebie różową i gryzie się to z jej brązowymi włosami, a potem niebieską i gryzie się ona z jej przeraźliwie zielonymi oczami.
- Żadna - mówię szczerze i zaraz zostaję ostro zgromiony wzrokiem.
- To ja już nie mam pomysłu.
- Zielona byłaby ładna... - mamroczę szybko.
Patrzy na mnie i rozgląda się po sklepie.
- Tam widzę ładną zieloną sukienkę. Masz rację, zielona będzie idealna!

***

- Potem leczenie przestało przynosić rezultaty, łysa tylko zostałam, a miałam takie gęste, brązowe włosy, pamiętasz...? Kurczę. Szkoda mi ich było strasznie. No i nie wiem, chciałam jakoś pocieszyć tego doktora P., żeby nie czuł się winny, bo to, że leczenie nie działa, to nie jego wina. Więc kupiłam mu trzy żabki: jedną porcelanową, jedną z pluszu, a jedną na takim świetnym kubku. Uśmiechnął się na chwilę.
Chyba jednak lubi te żabki.

***

- No, ja jestem na Marszałkowskiej - powiedziałem głośno przez telefon i zostałem przez kogoś silnie szturchnięty.
- Kur! Uważaj, jak chodzisz!
- Ja mam uważać? Ty ...

/ Każdy wie, co było dalej... /

***

- Mogłabym wam gzić do głów, że Słowacki wieszczem wielkim był, jak to w Ferdydurke bywało, ale nie chcę być zakłamana. Nie lubię Słowackiego, szczerze powiedziawszy, i absolutnie nie chcę, żeby waszym priorytetem stało się podziwianie Słowackiego czy Mickiewicza... W języku polskim najważniejsze jest to...
- Nie wiem, co w końcu dla tej baby było najważniejsze. Obudziłem się po dzwonku. A ty, Blacha, pamiętasz?
- Nie, OSTRy nową płytę wydał i se słuchałem całą lekcję.
- A.

***

- A on ci coś dał?
- No, no. Kupił mi sweter w biedronki... Powiedziałam, że biedronki to nie jest zbyt dobry prezent dla kobiety. Biedronki przecież bardzo otwarcie przyznają się do swojego wieku. A kobiety tego nie lubią!
- No tak - mówi.
- Ale sweterek jest cudowny! Może przyniesie mi szczęście! Rok szczęścia to i tak dużo, nie?
- Tak, tak.
- Muszę jakoś ładnie przeżyć ten rok. Pierwsze, co zrobię, jak stąd wyjdę... Kupię sobie żabkę!

***



Przepraszam, że tak rzadko tu zaglądam, ale ostatnio moje rzadkie wizyty są bardzo uzasadnione. Mianowicie, mam poważne problemy z internetem ;)

Jeśli czyta to mój Łukash, to go pozdrawiam, pisząc tę kolejną notkę o niczym!
:*






Nie przejmujcie się zimą, ona wkrótce minie. Zawita do nas wiosna, motyle, a wkrótce po tym też tęcze. Świat znowu zacznie tętnić życiem i wszystko będzie choć na chwilę piękniejsze! Nie ma co się oszukiwać, jakoś tak przyjemniej się żyje, jak za oknem świeci słońce... ;)

Żegnam was tymi moimi przemyśleniami zawartymi w tym tekście. Bo nie wiem, czy tak jest wszędzie, ale to może się przytrafić każdemu tu, w Polsce...

Doktor P. nie wygląda we wiośnie motylów i tęczy, tylko żabek i biedronek...





niedziela, 17 lutego 2013

me, mem, memo, memories: pa, past days



*Poniedziałek, 15:02, Otwock* chodnikowa rozmowa telefoniczna *
- Hej, tak dzwonię... Co robisz? A! Dziećmi się opiekujesz... A...

*Czwartek, 14:51, Otwock, ul. Orla * cukiernia *
- Dzień dobry, poproszę pączka z czekoladą.
- ...
- Przepraszam, ile? Nie dosłyszałam...
Uśmiech.
- Bo nic jeszcze nie powiedziałam. Złoty sześćdziesiąt.
- Ah, haha. Już, już...
- Zimno dziś trochę.
- Ano zimnawo się zrobiło...
- Ale chyba już wiosna się zbliża.
- A wie Pani, że tak? Już ptaszki śpiewają. A koło naszej szkoły już dzięcioł się pokazał...
Uśmiech.
- To dobry znak, dobry!
- Bardzo dobry! Dziękuję bardzo, do widzenia.
- Do widzenia!

*Sobota, 12:53, Wilga * gabinet dentystyczny *
- Ze znieczuleniem.
- Ale zaraz, jeszcze nic nie obejrzałam, może nie będzie trzeba! Szeroko buzię...
- A, a, a.
- Trzeba wyrwać.
- Ale ze znieczuleniem...
- Nie no, bez znieczulenia to nie ma mowy.
Przerażenie. Znieczulenie.
- No, zobaczymy, czy to już.
- Aaaaaa.
- Boli?
- Nie...
13:02
- I nie ma zęba.

*Sobota, 16:40, Sobienie Jeziory* próba *
- Słyszał Pan o tym meteorycie w Rosji?
(...)
- Ja to jeszcze pamiętam, jak Kometa Halleya na niebie widoczna była. A wy pamiętacie?
- A to my już byliśmy na świecie wtedy?
- A który ty rocznik jesteś?
- 95.
- O rajusiu, to ja wtedy w Holandii na Mistrzostwach Europy w Korfballa byłem. Do piątej klasy wtedy chodziłem...

*Sobota, 19-22:00, Sobienie Jeziory-Otwock* ts *
- Ej, chłopaki, ząb mnie boli...
- ...
- Boli mnie ząb, którego nie mam... :|
- Tęsknisz za nim?
***
- Co ja mam zrobić z tą prezentacją, żeby mniejsza była?
- Powyrzucaj zbędne obrazki...
- No dobra, ale te skany nie są zbędne i masakrycznie dużo ważą.
- No to zmniejsz je.
- Nie mogę ich wstawić z powrotem...
- Dobra, inaczej. Jak daleko masz do Chojki?


Cóż to był za tydzień... Pełen przygód i czystej bierności. Nigdy nie byłam tak na siebie zła za nicnierobienie, jak właśnie w tym tygodniu... Ale cóż tam, przyszły tydzień szykuje się być jeszcze bardziej bierny niż poprzedni.
Zła jestem na siebie strasznie. Ale koniec o mnie...

Tam obok -> dodałam !listy polecone. Możecie sobie śledzić, co według mnie jest godne uwagi. Jakieś zespoły, artyści, filmy. Czy coś.

Zastanawiam się czasem, jak pozbyć się niektórych rzeczy z naszej przeszłości i czy w ogóle da się. A może: czy w ogóle jest sens? Chyba nie ma... Przynajmniej ja go nie umiem odnaleźć. A z drugiej strony strasznie chciałabym, żeby to wszystko po prostu odczepiło się ode mnie i zniknęło.



Ostatnio budzę się i nic. Rozumiecie, takie kompletne nic. Kompletne, komplementarne, skompilowane: NIC.
- Dzień dobry.
- Dzień dobry.
A w duchu: Znowu ta twarz, znowu to miejsce, znowu ci ludzie, których ma się dosyć. Aaaale. Życzymy sobie dobrego dnia, bo tak nakazuje DOBRE wychowanie... Może nawet CELUJĄCE.
Dużo w nas zakłamania przez to. "Życzę ci śmierci, ale dzień dobry"...
"Powiedział mi dzień dobry, pewnie już nie jest na mnie zły"...
Czemu mam wierzyć ludziom, że życzą mi dobrego dnia...?
Oni się nawet nad tym nie zastanawiają, a ja rozbijam to na czynniki pierwsze. I nie ma ludzi, którym nie chciałabym życzyć dobrego dnia. Mimo tego, że ich nie cierpię. Że nie mogę patrzeć na ich zakłamane twarze. Że każda chwila w ich obecności kosztuje mnie mnóstwa nerwów. Ale każdy zasługuje na dobre dni... 

Myślę, że znowu zaprzyjaźniłam się z koleżanką Apatią. Nędzna, głupia, chuda i brzydka... Ble. Co ja w niej widzę, przecież ona nawet wnętrza pięknego nie ma... Mówią, że przyjaciół się nie wybiera... Los nas tak chyba splata, że jesteśmy tak różni, a tak świetnie się dogadujemy. Każdy z nas kocha coś innego, a jednak się przyjaźnimy. Mimo, że codziennie wyzywamy się od ciot i downów, pół mózgów i aspergerów...
Lubię to w nas bardzo. Bo nikt z nas nie jest taki sam. Nie różnimy się tylko małymi szczegółami, ale ogromnymi rzeczami. Czasem sobie myślę; "Gdyby nie to miejsce, nigdy bym cię nie poznała..."
A potem przypominam sobie moje przeznaczenie. I wiem, że choćby nie wiem co, jeśli jesteśmy sobie przeznaczeni, spotykałabym cię na ulicy milion razy. Może trylion. Aż w końcu za trylion pierwszym razem byśmy na siebie wpadli... I nie musisz mi być przeznaczonym mężczyzną w sensie pięknej i błogiej miłości, ani ty przeznaczoną mi bliską przyjaciółką. Ale każdy z nas ma określoną rolę w życiu innego człowieka. I to właśnie nazywa się przeznaczeniem. No bo, powiedz, jeśli mówisz "ta rzecz była użyta niezgodnie ze swoim przeznaczeniem" to chyba nie masz na myśli miłości?
Czemu zawsze rozumiemy przez przeznaczenie jedynie miłość, a nie na przykład to, że akurat o 15:02 w poniedziałek minęłam na ulicy mężczyznę i zapamiętałam, że dzwonił do kobiety, która zajmowała się dziećmi... Albo to, że mijam cię, kiedy wygrzebujesz drobniaki z portfela pod Żabką... Albo to, że o tej samej porze stajemy w kolejce jednego sklepu właśnie za sobą. Żeby może przez chwilę porozmawiać. Żeby może choć na chwilę zmienić czyjś dzień. Bo może ktoś wcześniej życzył mu "dobrego dnia", a on był tak paskudny. I wtedy może właśnie spotyka ciebie i dzień staje się odrobinę milszy i bardziej przyjazny. I to jest według mnie nasze przeznaczenie. Nie tylko miłość, nie tylko przyjaźnie. Czasem krótkie i bezsensowne rozmowy.


! Bunt
Karolinie T.

trochę się boję
maleję i gnoi mnie
każdy z was

gorzko mi, gorzko
dwie łyżki kelner
dosypuje z przyzwyczajenia
do co drugiej szklanki

banki
one dręczą poręczą
i gonią mnie w snach

Bach!
Austriacy i Niemcy znowu
tworzą melodie na
wieki wieków, Amen

ten zamęt
gnam ginę i gnę się wpół
na pół spełniając zaszyte
marzenia

a wena
ulatuje z każdym słowem
niechcianych dzieci

mieścić nie mieści mi się
to w głowie
zabijają morderstwa i zbrodnie

tak jest wygodniej,
prawdopodobnie
odmawiam modlitwy i takiego świata
Habemus Papam,
Habemus Papam...
14.02.2013 (c)alyouidiot


źródło własne; Zuza


Czy to nie ab­surdal­ne, że wspom­nienia o dob­rych cza­sach o wiele częściej dop­ro­wadzają do łez, niż wspom­nienia o tych złych?
                                                                - Walter Moers


Za­pom­nieć. Ta­kie pros­te słowo. Gdy­by część jej mózgu pot­ra­fiła od tak, po pros­tu wy­mazać in­formację bez śla­du. Tak Jak za­pom­niała o dro­biaz­gach: wysłaniu życzeń, od­da­niu książki do bib­liote­ki, ku­pieniu pas­ty do zębów pod­czas za­kupów w su­per­marke­cie. Z wiel­ki­mi wy­darze­niami nie jest już jed­nak tak łat­wo. Wy­ryły się w pa­mięci na zaw­sze. Żyją w tkan­kach mózgu, pod skórą, we krwi. Zwi­nięte w kłębek, drze­mią w nieświado­mości, do cza­su, aż coś je zbudzi. Ni stąd ni zowąd wspom­nienia ożywają, wy­pełniając głowę ob­ra­zami przeszłości.
                                                               - Anne Cassidy



Na Dobry Dzień już trochę za późno.
Dobrego tygodnia :)


- Mamo, a co byś powiedziała na to, jakbym została reżyserem?
- Nie komplikuj sobie życia.
- Ale mamo! Ktoś musi światu opowiedzieć takie historie! Oni zwalczają terroryzm wojną i chcą zabierać pieniądze opiece społecznej! Kto inny opowie im te historie, jak nie ja? Jakoś trzeba zmienić świat, mamo...
- Nie komplikuj sobie życia...
***
- Chciałabym pojechać na Erasmusa na studiach. Do Turcji bym w sumie pojechała...
- Do Turcji?! Zwariowałaś?! Z twoimi blond włosami?
- To pofarbuję.
- Nie ma mowy. Zgwałcą cię, porwą. Nie, nie, nie.
- Do Francji tym bardziej nie pojadę. Bufony. Taki ładny kraj, a tacy ludzie...
- Oj... Przestań żyć stereotypami, córuś...