środa, 9 października 2013

in the night, the stormy night, away she flies

czołem załogo moja, hejho!



Cześć, jestem Zośka i przegrywam wszystkie wojny.
Zaczęło się od podstawówki i gry w wojnę z wujkiem, który zawsze mnie ogrywał.
Potem były batalie o batony. O nową bluzkę. O dobrą ocenę.
Na końcu, zaczęły się walki o własne zdanie.
Po stoczonej bitwie o swoje poglądy, zostałam stłamszona swoją własną emocją. 
W ogóle, często mówią, że jestem zbyt wrażliwa i te wszystkie rzeczy, które mnie obchodzą, tak naprawdę nie powinny mnie interesować.
Ale, po pierwsze, nie da się żyć w społeczeństwie, które łamie wbite ci do głowy zasady i jakieś granice dobrego smaku.
Po drugie, zawsze staje się w obronie tego, co uznaje się za słuszne.
Po trzecie, nie reagując - przyzwalamy na pewne rzeczy.
Możemy czuć się bezsilni wobec wojny, ale jeśli nic nie będziemy z tym robić - ona sama z siebie się nie skończy.
I tak zawsze Zośka dostaje po łbie: za to co powie, za to co napisze, za to, co ktoś sobie wymyśli, a nawet za swoje myśli - bo ludzie uważają, że znają je lepiej, niż ona sama.
Jest w tym pewien paradoks; dostrzegam go wyraźnie i aż oczy mi się śmieją przez te łzy, które czasem z tych "idiotycznych" powodów jestem w stanie z siebie wylać.

Konflikty to rzecz codzienna.
Po jednym konflikcie następuje drugi, gorszy.
Ten cię tłamsi i zabija.
Wiesz, na takiej zasadzie, że budzisz się rano i ogarnia cię takie dziwne uczucie, że coś straciłeś. Że czegoś brakuje i nie jest tak, jak zawsze. Może znowu powiedziałeś za dużo, albo usłyszałeś za mało.
Potem niby musi być okej; no bo taka jest kolej rzeczy. Ubierasz się, jesz trzy czwarte kanapki, bo więcej nie jesteś w stanie w siebie wdusić, wychodzisz i czujesz rześkie powietrze.
Przez chwilę jest lepiej, a potem jest już tylko cholernie zimno.
Potem koleżanka ci mówi, że poszło ci oczko w rajstopach; bo chciałaś się wystroić, wiesz. Odbić te straty wczorajszego wieczoru. Ładnie wyglądać, to dla kobiety przecież takie ważne. Może ktoś doceni i powie w końcu coś miłego.
W drodze do szkoły zachodzisz do jednego sklepu, ale w nim nie ma rajstop, więc maszerujesz do innego i kupujesz nowe rajstopy. W łazience na zmianie wadliwych nakrywa cię przyjaciółka i pyta "jak tam?"; a ty masz ochotę odpowiedzieć "chujnia z dżemem i rozpadam się od środka", a zamiast tego mówisz zwykłe, wiesz - "szkoda gadać"...

Ale nadzieja pojawia się po wejściu do klasy, już trochę po dzwonku.
I pierwsze słowa koleżanki z klasy:
"Jak pięknie dziś wyglądasz".

Potem było tylko gorzej; zimniej i bardziej okrutnie.
I wiesz, siedzisz sobie na jakiejś nudnej lekcji w sali XYZ i obok ciebie siedzi osoba, którą naprawdę lubisz. I ona dostaje właśnie smsa i wiesz, pokazuje mi.
"Kocham Cię"
i przez głowę przemyka tylko takie "kurwa"; takie zwykłe, suche "kurwa" i nic więcej.

I niby wyszło słońce, mogłabym poskakać na skakance i pozjeżdżać na zjeżdżalni; i zrobię to, cholera, obiecuję. Jak tylko będę przechodzić koło jakiegoś placu zabaw to pierwsze, co zrobię, to wejdę na zjeżdżalnię i po prostu z niej zjadę.

Musieliśmy dorosnąć, z jakichś dziwnych powodów biologicznych, ale nie mieliśmy wyjścia.
I teraz jest chujnia, chujnia z grubą warstwą dżemu i bez masła.
Najchętniej wróciłbyś ze mną na tę zjeżdżalnię, a to dorosłe życie wsadził w dupę biologom.
Nie da się, nie da.

I wiesz, po 16:00 wsiadam w autobus i wracam do domu; potem idę piechotą i strzela mnie w policzek jakiś owad i kurczę, uśmiecham się dziś tak szczerze po raz pierwszy.
I no wiesz, rozumiesz, nie będę cię okłamywać, bo nie jest dobrze, bo jest chujnia, ale nie dochodzimy jeszcze do kurwokalipsy. Do, wiecie, takiego dna den. To jest dno, kurde - taka stumilowa, kurwa, depresja. Ale można zejść niżej, nie? Do jądra NiFe i spłonąć żywcem. Na razie pałętamy się gdzieś między asteno- i atmo- sferą, ale w końcu znajdziemy swoje miejsce.
Na chmurze, pod ziemią albo na jakimś pieńku. Bo skoro wszystko ma swoje miejsce, my też musimy je mieć. 
Ono gdzieś jest, pamiętaj o tym.
Jest gdzieś, przy kimś albo bez kogoś.
Najśmieszniejsze jest to, że twoje miejsce zależy od twoich wyborów.
A właściwie, to od wyborów wszystkich, którzy cię otaczają.
Więc tak na dobrą sprawę - twoje miejsce nie zależy praktycznie wcale od ciebie.

I to jest smutne; zżera mi to mózg i ryje banię.
A ja znowu ryję ziemię; ale nie jestem zerem i dam sobie radę bez względu na wszystko, nie?
Bo ja, do cholery, jestem Zośka i nie dam się stłamsić.

Napisałabym list do Putina, i wiesz; napisałabym tam coś. I mówią mi, że nic nie osiągnę.
A wiecie; ja wam pokażę, że osiągnę. Wbrew wszystkim i wszystkiemu.
Zrobię wam taką kurwokalipsę, że się posracie.
O!




Także tego; uważajcie na tę psychopatkę, jakbyście ją kiedyś spotkali ;o
Ja się jej przestraszyłam! Haha.


Ale Zośce trzeba jedną rację przyznać;
wszędzie chujnia, wszystko chujnia.







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz