niedziela, 26 maja 2013

just fucking existance

Zdarzają się mgnienia, kiedy wszystko staje się potwornie bezdenne, głębokie, kiedy wydaje się, że tak strasznie jest żyć, a jeszcze straszniej umrzeć.”
- Vladimir Nabokov, Maszeńka 

Jedno z opowiadań zostało "szczęśliwie" zakończone, choć ciężko nazwać jego zakończenie happy endem. Dzisiaj notka będzie taka jakaś strasznie nieskładna, bo i ja jakoś poskładać się w całość nie mogę. Wszystko w porządku; wstaje się każdego dnia i robi to, co zawsze; tylko jakoś inaczej - nie wiadomo, czy pełniej czy bardziej pusto. Ale mimo wszystko jest dobrze i to tak bardzo mnie zaskoczyło, że aż trudno w to wszystko uwierzyć... :)




12 lutego mój świat zamienił się w horror. Śnił mi się Hunter, potem Dexter, jeszcze wcześniej Dalida. Nie znam tych ludzi, nigdy ich nie widziałem, ale mówię tak na nich. Wierzę, że mogę nadać znaczenie moim snom, jeśli nazwę ich prześladowców. Tego dnia wszystko zmierzało ku samozagładzie, Hunter zabił Dextera, a Dalida śpiewała im piosenki o miłości. Obudziłem się w psychozie, dotknięty brakiem jakichkolwiek hamulców, pierwszy raz w życiu widziałem ludobójstwo. To było tak straszliwie realne. (...) Potem leżał cały w kałuży krwi i ledwo zipał, a ja jeszcze kopałem go po brzuchu, żeby mieć pewność, że nigdy się nie obudzi. Zastanawiałem się, czy jemu też śni się teraz Hunter i Dexter i czy słyszy właśnie piosenki Dalidy, potem zacząłem się zastanawiać, dokąd trafi – czy na Szaserów, czy do Nieba. (...) Brat wyrwał się z tego domu i wyszedł na ludzi, a ja zostałem z matką. Pierdolony ze mnie Prometeusz, chciałem ją zbawić, a doprowadziłem do własnej śmierci. Tak, bo ja już właściwie nie żyję. 12 lutego umarło we mnie wszystko. Krew krąży, wstaję, jem i kładę się spać, i każdego dnia umiera mnie coraz więcej. Nie umiem tego zatrzymać, nie umiem nie śnić o niczym. Hunter poluje na mnie co noc, Dalida zaczyna wyć i skowyczeć, a Dexter uprawia seks z moją matką. I czuję się, jakbym codziennie ćpał, cały świat wiruje i tańczy ze mną jakieś pojebane tango. Jednego dnia jestem sam, a potem się troję i znowu jest nas sześciu, znowu każdy z ich cieni mówi mi jak mam żyć, a innego dnia przeklinają mnie i wyzywają od najgorszych. Nie umiem poradzić sobie z inwazją na moje sumienie...

- pierwotna wersja opowiadania "NOTABLE" licząca 31 tys. znaków ze spacjami.
Musiałam z niej zrobić 18-tysięczną wersję, więc dużo musiałam wyrzucić. Niestety.  Inaczej jednak nie mogłabym tego opublikować ;d
Dlaczego "NOTABLE" możecie zapytać Piotra W. haha. Znaczy to tyle, co "najwybitniejsi obywatele" (fr.). I gdyby to opowiadanie w jakiś sposób wpisało się w Polskę, to pamiętajcie, że Lusia miała bernardynkę... To bardzo istotne!
W każdym razie, opowiadanie skończone i wysłane, odwrotu już nie ma. Teraz pozostaje trzymać kciuki, bo konkurencja zapewne będzie bardzo duża i bardzo ciężka.



AFEKT


gwardia zaniedbanych słów
suszy policzki w obawie przed
całopaleniem

usiądźmy razem na huśtawce,
przejmijmy stery nad naszymi snami.

znowu przegrywamy w wojnie o jutro,
a kremy na uśmiech zmieniają nam twarze
- w świetle tych zdarzeń,
myślę że możemy kochać się nieustannie,
od roku, w półmroku przygaszonych pragnień...

nie chcę być płaskorzeźbą w marmurowej pościeli,
marazmem zdrewniałego płótna

muszę iść, nabić kolejne siniaki,
zrywać imbir z kakaowych drzew
a ty

ty jesteś moim dymem,
najmocniejszym papierosem
i choć biję wszystkie szklane butelki
napiję się z tobą whisky
i oddam smaki zeszłych nocy
 
ale leż koło mnie,
dotykaj włosów i całuj po szyi,
bo tak bardzo mnie bawi,
że ktoś może mnie chcieć.
23.05.2013




Niemożliwe jest pisanie przy całkowitym wyłączeniu swojej osoby z tego procesu, a jeśli już ktoś bardzo się uprze, to wychodzi z tego coś kompletnie nieszczerego. Ja pewnie nigdy tego nie zrobię, pisanie prozy jest zawsze procesem odbywającym się we wnętrzu. Wydaje mi się, że niemożliwe jest napisanie powieści współczesnej bez żadnych odniesień kulturowych. 
- Jakub Żulczyk

 Jak już przywołuję Żulczyka, to wstawię wam kilka wartych zapamiętania cytatów ;)

*
Nabroiłem.
A wszystko zaczęło się od tego, że się zakochałem.
Zakochałem się jakieś dwa, trzy tygodnie temu, o trzynastej dwadzieścia.
*
Jest zsyntetyzowaną kompilacją wszystkich cech, które uważam za pojebane.
*
Wybaczam ci, jesteś tylko opartym na pochodnych węgla, niestabilnym, organicznym, głupim tworem.
*
Chciałbym spędzić z nią resztę mojego życia, nawet jeśli miałbym żyć jeszcze tylko kwadrans.
*
Z oczu bije mu wyraźny, biały neon z napisem: Pierdolisz Piękne Farmazony.
*
Wiesz, jak tak myślę, że prędzej czy później nadszedłby taki moment, że już nigdy więcej byśmy się nie spotkali.
*
Chwila milczenia i takie westchnięcie w stylu eeee, gdy chcesz powiedzieć albo coś bardzo ważnego, i przejdzie ci to przez gardło tylko przebrane w kostium banału, albo gdy po prostu chcesz stwierdzić „do dupy z tym życiem".
*
Wtula się, bo w końcu zrozumiała, co to znaczy, że ktoś mógłby się za nią dać publicznie rozstrzelać.
*
Mówię sobie - kurwa, to właśnie tutaj mam być.
*
Bo to takie cudowne dla kobiety, kiedy wie, że ktoś żył jakimś filmem, który kręcił z nią sobie w głowie.
*
Gdy jesteś nieobecny, ludzie dużo mocniej zaczynają zdawać sobie z Ciebie sprawę.
*
Czuł się z tym całkiem OK - z jednej strony mógł mi zazdrościć, a z drugiej cieszyć się, że jednak mu się udało, że stać go na dobrą wodę po goleniu, że obwozi po Polsce sterty nieważnego papieru w skórzanych neseserach, bo przecież schematy awansu społecznego są silniejsze niż jakakolwiek dzikość serca. a ja wiedziałem, że jestem zupełnie poza jego percepcją, bo to nie była żadna dzikość serca, jadę stopem, bo nie mam na helikopter, bo nie wynaleziono, kurwa, teleportacji. I to nie jest żaden weltschmerz, nie jestem młodą, piękną duszą - ja po prostu jestem pierdolnięty, Chory Psychicznie. 
*
Może to był sen, który wypadł mi z rąk.
*
Moje myśli są bezdomne
*
Swoją drogą, zawsze jest jakieś "tylko że"; założę się, że wszystkie największe osobiste tragedie tego zasranego świata zaczynają się od zwrotu "tylko że".
*
Masz strasznie obgryzione paznokcie i trochę spuchnięte oczy, nie jakbyś płakała przed chwilą, ale tak, jakbyś płakała po trochu, codziennie.



*
po tobie może być już tylko koniec świata. 



A teraz się żegnam, wybywam na tydzień do Leningradu znowu podbijać Rosję. Wszystko będzie dobrze; wierzę w to nieustannie; wrócę i to, co złe się skończy, a to, co warte przetrwania - da szczęście. 



środa, 15 maja 2013

pieprzeni poeci!


 ***

- Dlaczego właściwie próbowałaś się zabić? - zapytał nagle, kiedy siedzieliśmy na naszej ulubionej huśtawce.
- Ile można mówić, że nie chciałam się zabić?
- Pierdolenie! Też tak mówię wszystkim dookoła, a ja naprawdę chciałem się nie obudzić. Wszystko poszło nie w tę stronę.
- U mnie też - odparłam cicho.
- Opowiesz mi swoją historię? - spojrzał na mnie smutnymi oczami i nie umiałam odmówić.
- Wiesz... - zaczęłam - Są ludzie, którym ufasz i dla których mógłbyś zrobić wszystko. I ja właśnie miałam takich ludzi... Tylko pewnego dnia postanowili wszystko skomplikować i mnie pokochać. I nie wiedziałam, co mam zrobić z tą miłością. Wiedziałam jedynie, że nieważne jaką decyzję podejmę - skrzywdzę nią ludzi, na których bardzo mi zależy. Przez długi czas nic z tym nie robiłam, potem było coraz gorzej. Stwierdziłam, że najlepiej w tym wypadku będzie skrzywdzić samą siebie.
- To trochę tak jakbyś jechała piaszczystą drogą samochodem, a na przeciwko ciebie jechałby rowerzysta. Możesz robić wszystko - zwolnić, zatrzymać się - żeby tylko go nie okurzyć, a on i tak dostanie piaskiem po oczach. Z takich sytuacji nie da się wyjść nikomu nie robiąc krzywdy.
Spojrzałam na niego i poczułam się strasznie pusta. Tak okrutnie chciało mi się płakać. Siedzieć tutaj, na tej pieprzonej ławce i płakać, i krzyczeć w nieskończoność, że to wszystko zabrnęło za daleko. Że teraz nie ma już nic, czego można się chwycić i w co można uwierzyć. Bo ja już nie wierzę. Nie wierzę, że może być dobrze. Nie kiedy przeklęci poeci piszą o tobie pięciostrofowe wiersze.

Ten Uśmiech
***

„(...) człowiek może przekroczyć granicę śmierci, choć jego ciało jeszcze żyje. Krew jeszcze krąży, soki żołądkowe jeszcze trawią, ale psychicznie jesteś już martwy. I przeżyłeś samą śmierć. Na wszystko patrzysz jakby z grobu, beznamiętnie. (...) Nagle zauważasz, że przebaczyłeś wszystkim swoim krzywdzicielom, że odpuściłeś im całe zło, jakie ci wyrządzili. Obojętniejesz, niczego nie chcesz zmieniać, naprawiać, niczego ci nie żal. Powiedziałbym nawet, że to stan naturalnej równowagi. Teraz wytrącono mnie z niego i nie wiem, czy mam się cieszyć. Wrócą uczucia, namiętności - i te dobre, i te złe.”
- Aleksander Sołżenicyn, Oddział chorych na raka




Właściwie trudno się określić w takie dni. Przelotne, krótkie uśmiechy, dziwne myśli.
0 koncentracji.
0.


Właściwie to miałam potrzebę ściśle poetycką :C



kalkomania


za oknem rozkwitają parasolki
bezduszne myśli rozsadzają mi głowę

czy budzisz się ze snu kiedy umieram
poruszasz ręką kiedy tłukę blaszane garnki
zakręcasz w tę samą stronę na chodniku
i zaczynasz spacer od tej samej nogi

czy poczułeś zapach mojej skóry,
włosów, lakierowanych paznokci
na chwilę przed cichym dramatem

czy kiedy patrzę na ciebie czujesz na całym ciele
że mogę być jeśli zechcesz
a jeśli nie
to odejdę

i nie wiem,
nie wiem co robię i dlaczego nie krzyczę
smutne poranki uśmiechają się psychopatycznie

rozpadam się na kawałki jak chińska porcelana
zbierz mnie z podłogi,
ułóż mozaikę witraż lustro
nieważne

poskładaj mnie bo tak bardzo mi źle kiedy pada deszcz
a ja nie mogę tańczyć na ulicy

alyouidiot, 14.05.2013





Pieprzeni poeci!