wtorek, 9 grudnia 2014

#MojeSpołeczeństwo: For the masses


Podczas kiedy zjada mnie przeciwwirusowy płyn położony na moje usta - postanowiłam podzielić się z wami moimi głębokimi przemyśleniami z życia w wielkim Warsaw Wafka City.

1. Nienawidzę tego miasta od zawsze.


2. Odkąd tu mieszkam, nienawidzę tego miasta jeszcze bardziej.

Tu adnotacja: wiele ludzi próbowało mnie przekonać, że z czasem Warszawa stanie się dla mnie atrakcyjna i jakieś inne duperele. Nigdy nie uważałam, że nie jest atrakcyjna - cenię ją przede wszystkim ze względu na szeroki dostęp do kultury. I chyba za nic więcej. Ewentualnie podobają mi się światełka na siekierkowskich wieżyczkach. Zawsze wprawiają mnie w trans tym swoim znamienitym mryganiem!


3. Ambicje - przekleństwo czy błogosławieństwo?

No i tu przechodzimy do meritum moich ostatnich przemyśleń. W przeciągu ostatnich miesięcy spotkałam się z ambicją, której wcześniej kompletnie nie dostrzegałam. Znałam ludzi ambitnych, sama jestem dosyć ambitna, ale nigdy nie uderzyła mnie ona tak mocno, jak ostatnio. Po trupach do celu. Bez pomocy nikomu. Ja nie mam, to inni też nie będą mieli. Zresztą, jak mam - to też nie dam - po co mam się dzielić?
Absurd.
To smutne, ale wylądowałam w strasznie absurdalnym i abstrakcyjnym świecie - zupełnie nie miałam pojęcia, że takie coś istnieje!
Ach, Staniszewska - było zostać na tej swojej wiosce, a nie świata ci się podbijać zachciało!


4. Labels

Och, kolejna sprawa - te przecudne etykietki!
Studiujesz na SGH? Założę się, że jesteś jednym z tych bogatych buców, którzy niczym się nie dzielą, dla których liczy się tylko kasa. Współczuję ci, że musisz na uczelnię łazić w marynarkach i że krzywo na ciebie patrzą, jeśli źle się pomalujesz, albo odpadnie ci lakier z paznokcia.
Niestety często to prawda, ale to tylko od nas zależy czy pozwolimy sobie przypiąć etykietkę czy nie.
Przez pierwsze tygodnie studiów miałam wielkiego doła, bo nie wyglądałam jak te wszystkie śliczne dziewczyny w marynarkach, markowych swetrach i butach na wysokim obcasie.
Siostra wtedy mi skazala: Olka, daj spokój, bądź kim chcesz. Jak masz taki dzień, że chcesz iść na uczelnię w dresie, to idź w dresie. Jeśli ktoś cię ocenia, to jego problem, a nie twój. Bądź sobą i tyle. W końcu znajdziesz ludzi, którzy to docenią i polubią cię taką, jaka jesteś.
No i cóż - miała rację. Dzięki tej lekcji też przestałam przylepiać etykietki. Okazało się, że ta uczelnia kryje w sobie niezmierzoną liczbę skarbów, które - tak jak ja - zupełnie nie wpisują się w ogólnie przyjęty tam kanon.
Dzięki Bogu!


5. "Bo wy możecie stać się ważnymi ludźmi w tym kraju..."

Wspominałam wam gdzieś, że dostałam się do chóru akademickiego.
Miałam za sobą pierwszy koncert - chrzest bojowy. Koncert na Uniwersytecie Muzycznym Fryderyka Chopina w Warszawie. Do zaśpiewania Missa super Osculetur Me, Orlando di Lasso...
I tam przemawiał do nas Pan właśnie z Uniwersytetu Muzycznego. Powiedział coś w deseń:
"Najpewniej będziecie jakimiś politykami, ekonomistami, bardzo ważnymi ludźmi w tym kraju... Życzę wam, żeby ta wrażliwość i harmonia, którą zawieracie w muzyce, została z wami. Wtedy nasz kraj będzie w dobrych rękach!"
Mam nadzieję, że ten bezlitosny świat dopuści nasze wrażliwe postaci do jakiejkolwiek władzy, a nie zmiażdży nas na samym starcie...
Jak to powiedział mój kolega:
"My, artystyczne dusze, bardzo ciężko mamy na tym esgiehu." 
Jak tu się nie zgodzić...


6. Magia świateł

Wspominałam już o światełkach na kominach, ale przypomniała mi się jeszcze jedna ważna sprawa odnośnie Warszawy.
Bardzo lubię jeden moment w ciągu dnia.
Ten, w którym wchodzę do pokoju i zanim zapalę światło, wyjrzę przez okno. W bloku na przeciwko tak śmiesznie grają światła.
Ktoś wyszedł z kuchni. Ktoś zapalił światło na klatce. O, wrócił do kuchni, zapomniał czegoś. O, automatycznie na klatce zrobiło się ciemno! Magiczna chwila w ciągu dnia. Pozwala zapomnieć mi o tym, że prezentację napisałam na 50%, że znowu jestem chora i ciężko mi się ruszać, że zalałam kanapę i nie mogę jej odprać, że mam jakieś strasznie błahe problemy i trochę mi smutno, że przypominam sobie o tym dopiero, kiedy wyjrzę za okno.
To trochę żałosne, ale to tak naprawdę jeden z niewielu momentów w ciągu dnia, kiedy szczerze się uśmiecham, bo nagle spada ze mnie niesamowity ciężar całego dnia, który jeszcze w momencie przekraczania progu mieszkania wydawał się paskudny, a teraz okazuje się po prostu zwyczajny.


7. Ten jebany szum

Och, jak ja kocham autobusy.
Mieszkanie z sypialnią na uliczne skrzyżowanie to absolutna poezja dla uszu.
Och, 2:34? Tak, to znowu N02 ma problem z za głośnym silnikiem! 00:38 - Tak, kierowco czarnego BMW, ja też uwielbiam słuchać disco polo na cały zycher!
Może uszczelnienie okna rozwiązałoby mój problem niespokojnych nocy, ale zgubiłabym takie wspomnienia!
Nota bene,
pamiętam jak wróciłam na któryś weekend do domu, na swoją wiochę. Wyszłam na dwór otworzyć bramę.
I było tak cicho...
Tak cicho...
Cicho...
...


8. Zachowania

Zachowania ludzkie też są iście intrygujące.
Nie bez powodu zaszufladkowałam ten post jako MojeSpołeczeństwo - mimo tego, że praktycznie gadam tylko o sobie, to zauważcie ile już nagadałam na ludzi. Nic pozytywnego, niestety. -.-
Ostatnio na stacji Metro Centrum byłam świadkiem niesamowitego krzyku mężczyzny. Krzyczał coś w rodzaju "Kurwa! Idź kobieto!"
Pewnie wpadł na jakąś - pomyślałam.
Ale nie!
Mówił tak do swojej kobiety! Ale co tam tyle, podczas upojnej podróży schodami ruchomymi równo ją jeszcze opierdalał i nawet jej groził, a ona tylko potulnie kiwała głową na tak i rozglądała się nerwowo na boki.
Ludzie nigdy nie przestaną mnie zaskakiwać.

A to, co dzieje się teraz w sklepach?
Przedświąteczna gorączka? Nie bez powodu to jest tak nazwane - absolutnie nikt z tych ludzi nie zachowuje się zdrowo.
Te miłe otarcia, czułe słówka przy zetknięciu się ramionami, setki zapachów unoszących się w powietrzu, te cudne lampeczki, mikołaje.
Co mnie cieszy, to ciasteczka w promocji...
I ewentualnie - widok Alei Ujazdowskich nocą.


9. Pozytywy 

Nie. Nie znienawidziłam świata doszczętnie!
Spotykają mnie też miłe rzeczy. Jakieś fajne uśmiechy i sympatyczne sytuacje.
Czasem dostaję czekoladę. Czasem fererro. Czasem rafaello. Czasem uśmiech. Czasem miłe słowo. Czasem dobrą nauczkę.
Wczoraj się uczyłam Toleracji Soyki w alcie;
tak mi się teraz przypomniało:
Wrażliwe słowo, czuły dotyk wystarczą...
Zaiste. 


10. Odchamić

Jeśli chodzi o kulturę:
a) byłam na Sputniku. 
Poznałam przeciekawych ludzi i obejrzałam niesamowite filmy. Polecam film "Dubrowski" i "Welkome home".
b) byłam na koncertach.
Polecam Mel Tripson (przy dobrych zbiegach okoliczności basista się uśmiechnie czytając ten post!) - ale pamiętajcie - oni nie brzmią jak Arctic Monkeys. Polecam też Tubasa Składowskiego - jak zwykle. Ale wpadnijcie ich posłuchać na żywo. Mega!
c) chodzę na chór.
To absolutnie największa kulturalna przygoda w moim życiu. To, co tam przeżywam, to poezja dla duszy. Dzięki temu mam w sobie jeszcze większą wrażliwość i jestem w stanie więcej wyciągnąć z muzyki. Polecam każdemu to niesamowite uczucie harmonii!
KLIK <---- Bohemian Rhapsody



Ech tymi dziesięcioma przykazaniami narzekania zakończę mój wywód.
Całuję!





6 komentarzy:

  1. Nie licząc akapitu o ambicji przesadzasz ;p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jasne, że wszystko tutaj trochę powiększam - celowe ;))

      Usuń
    2. Fragment o ambicji jest naprawdę niewiarygodny - ja już teraz miałbym pewność, że nie zdam, gdyby nie pomoc zajebistych ludzi z mojego kierunku.
      Reszta dość zwyczajna, chyba nawet wolałbym słuchać szumu miasta w nocy niż tracić trzy godziny dziennie na dojazdach ;p

      Usuń
    3. Ciekawe, co powiedziałbyś po miesiącu z bólem głowy ;))

      Usuń
    4. Nie wiem, możemy się zamienić xd

      Usuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń