czwartek, 2 kwietnia 2015

#MojaLiteratura: O pisaniu

Hej.
Dużo osób mnie pyta: a jak ty piszesz wiersze?
Opowiadania?
Cokolwiek?

Dzisiaj zabrałam się za sprzątanie mojego pokoju i znalazłam kilka ciekawych rzeczy :)

Od jakiegoś czasu swoje rzeczy piszę na komputerze:
wiersze - w notatniku;
opowiadania - w Wordzie.
Jednak nie zawsze ma się przy sobie komputer. Wtedy piszę na kartkach.


I tak może pamiętacie wiersz "Ukobiecenie" (jeśli nie, KLIK TU: #Własne: Dwa od nowa).
Napisałam go u siebie w domu na mojej wiosce; a więc bez Internetu i wtedy bez komputera:
czasami lubię budzić się w środku nocy
igrać z szumem aut na prospekcie praskim
kiedy woda w szklance drży ze strachu

Jak widać na załączonym obrazku, wersja pierwotna (napisana ołówkiem) była zupełnie inna, nawet poruszała zupełnie inne aspekty kobiecości. 
Czasami siadam, piszę i zostawiam to, co napisałam.
Po jakimś czasie do tego wracam. Albo poprawiam, albo zostawiam takie, jakie było.

(Coraz częściej poprawiam).


A pamiętacie może wiersz "Moje getto"? Jeden z niewielu moich stychicznych (tak zawsze bardzo chciałam napisać stychiczny...)
Jeśli nie ----> MOJE GETTO
Ten wiersz ma swoją historię.
Został napisany na ławce w parku, na kartce z zeszytu od matematyki czy jakiegoś innego licealnego gówna.

i gubię się, potykam i tracę
życie na otwockich chodnikach.
Gdzieś pod spodem jest Hades,
czuję zapach Styksu po deszczu
i płynę tam, płynę, ile tylko mam sił.
[Ten, kto choć raz był w Otwocku - rozumie prawdziwość tych pierwszych dwóch wersów]

Śmiesznie tak poznajdować swoją historię.
Ostatnio zadałam wam pytanie: Jaka jest wasza historia?
A w sumie sama nie bardzo wiedziałam, jaka jest moja,
I teraz, kiedy tak przekopuje te sterty kartek, okazuje się, że moje życie może wcale nie jest takie nic niewarte. Że może jednak coś po mnie zostanie - o ile nie zwieje tego wiatr, nie zamoczy deszcz i nie spali ogień. 
Rozbawiła mnie karteczka z rękopisem wiersza nigdy nieopublikowanego (bo strasznie słaby), ale:
Przypomniał mi jedną straszną, tragiczną wręcz rzecz: wstawanie do liceum o 5:30.
5:45 to zwykle była pora ostatecznej walki z opadającymi (jak na złość) powiekami. A potem był już tylko pośpiech, więc mało z tych poranków wyniosłam i jeszcze mniej pamiętam (a pamięć mam przecież doskonałą...).


Teraz odeślę was do wiersza strasznie przeciętnego, naskrobanego gdzieś pod ławką na lekcji PO (a siedziałam wtedy w pierwszej ławce)... Dedykowany! ----> !Bunt

banki
one dręczą poręczą
i gonią mnie w snach

Teraz coraz bardziej doceniam ten fragment...
Szczególnie, że mnie gonią.
Ale w koszmarach.


frag. opowiadania Po drodze do nieba, rozdz. I

Mało kto z was wie, że przed opowiadaniem Rewolucja, które wisi tu: REWOLUCJA, napisałam jeszcze jedno opowiadanie. Nazywało się "Po drodze do nieba", było napisane na konkurs "Wydajemy własną książkę" w roku 2009.
Jeszcze mniej osób wie, że pierwszy rozdział tego opowiadania to było wypracowanie klasowe napisane na lekcji języka polskiego. 
Wybrałam formę groteski - wtedy temat był dowolny. Pamiętam, że ówczesna nasza polonistka, która przyszła do nas jedynie na roczne zastępstwo, powiedziała oddając mi moje wypracowanie:
No brawo! Brawo! Rośnie nam... Gombrowicz to nie, ale rośnie nam drugi Witkacy!
Wtedy to było dla mnie duże wyróżnienie i dało mi kopa do tego, by skończyć moją historię już w mniej groteskowy sposób, jednak doczekałam się wyróżnienia w kategorii literackiej ;)
To od tamtego czasu piszę w ogóle formy inne niż wiersze. To właśnie dzięki Ferdydurce Gombrowicza (bo z okazji niej mieliśmy możliwość wyboru groteski na wypracowaniu) i dzięki wsparciu nauczycielki w ogóle piszę opowiadania;)
Patrzcie, jakie to jest ważne, spotkać kogoś, kto nas doceni.

A pamiętacie taki tekst z motywem Marilyn Monroe i jakimśtam krużgankiem?
zniknę w dymie papierosa
z tą niebiańską świadomością
że choć przez chwilę ktoś mnie chciał

***(marilyn monroe) <--- do przypomnienia tutaj.
Boże, nawet nie pamiętam, o co chodziło z tym pocztylionem, ale Gośka mnie tak nazwała (pytajcie ją dlaczego...).
No a ten wiersz naskrobałam u niej - jeden jedyny naskrobany u Gosi (dziwne).


Najstarsze, co udało mi się znaleźć było opatrzone podpisem:

Czyli w piątej klasie...
Ale tak naprawdę pisałam też wcześniej, miałam nawet taki fajny zeszycik, ale gdzieś go wsiało...
Czasem go znajduję i śmieję się z tych tekstów - ale to jednak kawałek mnie - jaki by nie był, nie?


Wierzę, że mogę nadać znaczenie moim snom, jeśli ponazywam ich prześladowców.

Bo choć susi, wyglądaliśmy wciąż na zmartwionych, jakbyśmy nie wiedzieli, co zrobić, dokąd dalej iść.


(...)Bo przeczytali w gazecie, ze kocham muzykę. Puścili płytę BeeGeesów i patrzyli, jak płaczę.

Pierwsze dwa cytaciki możecie kojarzyć z opowiadania NOTABLE (ale z wersji niekonkursowej ---> KLIK), W wersji konkursowej został tylko ten drugi cytacik. Obydwa wymyśliłam w czasie sprzątania w jakiś sobotni dzień ;)

12 lutego mój świat zamienił się w horror. Śnił mi się Hunter, potem Dexter, jeszcze wcześniej Dalida. Nie znam tych ludzi, nigdy ich nie widziałem, ale mówię tak na nich. Wierzę, że mogę nadać znaczenie moim snom, jeśli nazwę ich prześladowców. Tego dnia wszystko zmierzało ku samozagładzie, Hunter zabił Dextera, a Dalida śpiewała im piosenki o miłości. Obudziłem się w psychozie, dotknięty brakiem jakichkolwiek hamulców, pierwszy raz w życiu widziałem ludobójstwo. To było tak straszliwie realne.
[list Filipa Płońskiego]

(...)

Potem zresztą zaczął padać deszcz, który spotęgował moje złe uczucia. Schowałam się pod daszkiem pobliskiej kapliczki, zresztą jak większość ludzi. Koło mnie stał fan „Maszeńki” w letnim, czarnym płaszczu. Nic nie mówił, patrzył tylko czasem w moją stronę i próbował złapać mój wzrok, ale ja bardzo szybko go odwracałam. Mieliśmy podobne wyrazy twarzy, puste i bezdenne, cicho i bezdomnie łkające, proszące o jakiekolwiek odpowiedzi. Bo choć susi, wyglądaliśmy wciąż na zmartwionych, jakbyśmy nie wiedzieli, co zrobić, dokąd dalej iść. A to przecież było jasne; trzeba opuścić bramy tego cholernie smutnego miejsca i wrócić do domu, żeby pogrążyć się w jeszcze głębszym smutku, żeby jeszcze niżej upaść.

Jeśli chodzi o ostatni cytat, to fragment wiersza, którego nigdzie nie publikowałam i którego znalazłam dopiero dzisiaj.
Przeczytałam to i tak popatrzyłam na tę różową karteczkę.
Co to jest, do cholery, BeeCesar?! Oczywiście tak nabazgrałam, że dopiero po wklepaniu do Internetu zorientowałam się, że chodziło o BeeGees... 


Tak wygląda zbiór moich wierszy, które w jakiś sposób są ufizycznione (wydrukowane bądź przepisane). No i rękopisy oczywiście.
Zapamiętajcie ten zeszyt - w przyszłości będzie wart miliony, jak już zostanę znaną poetką.
Ha-ha.



Zostawiam was z tym zdjęciem przedstawiającym rękopis jakiegoś mojego słabego wiersza.

DZIŚ NIE ŚCIGAJĄ WOLNEJ MIŁOŚCI
WSZYSTKO WOLNO



Napisałam to, żebyście wiedzieli, że pisanie to nie zawsze tylko 10 minut.
Że to coś więcej.
Że to myśli kłębione dniami, miesiącami, wylane na papier z niezwykłymi emocjami.
Że to nie tylko puste literki i puste słowa,
Że to czyjeś życie.

Moje.
Wasze.
Twoje.

Bo nie piszę tylko o sobie - pamiętaj.
Może też gdzieś jesteś w moich strofach.

... albo między nimi ;)



Buziaki.
Wesołych Świąt :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz