wtorek, 25 października 2011

zbudujemy nowy dom, jeszcze jeden nowy dom

To co mnie powala w ostatnich dniach, to pojawiająca się świadomość, jak wiele zyskałam. Myślałam, że więcej stracę. Jeszcze w lipcu byłam przekonana, że popełniam największy błąd w życiu. A teraz okazuje się, że to być może była najlepsza decyzja pod słońcem.
Wiele zmieniło się od początku liceum. Poznałam ludzi, bez których teraz nie wyobrażam sobie życia. Poznałam świat, o jakim nie miałam pojęcia. I wiem, że bez tego teraz nic bym nie znaczyła. Że chociaż trwa to zaledwie dwa miesiące, jest na tyle silne, że zdążyło się we mnie wpisać. Pustka powoli się wypełnia, wszystko przestaje być bezkształtne, wspomnienia blakną i właściwie stwarzają otoczkę obojętności - bo nic z nas nie robi takich bydlaków, jak przeszłość. To ona uczy wypiąć dupę w przerastających momentach. To ona nauczyła mnie wypić dwa kubki herbaty więcej, a powiedzieć mniej. Dlatego dzisiaj milczałam, choć cios poniżej pasa uderzył we mnie na tyle silnie, że kubki herbaty nie wystarczyły. Pomógł dopiero sen, pomogła matematyka, pomógł każdy, kto się do mnie odezwał.

Mogę powtórzyć jeszcze raz: to najpiękniejsza jesień ze wszystkich jesieni. Wszystko jest tak cholernie nowe, tak trudne, ale jednak tak fascynujące. Siedzisz w autobusie, słońce świeci ci w twarz i w pewnym momencie twoja głowa robi się tak ciężka, że nie wytrzymujesz. Słońce usypia cię i sprawia, że nie słyszysz nic, że o niczym nie myślisz i budzisz się tylko co 10 minut, żeby sprawdzić, czy aby na pewno nie przespałeś swojego przystanku... Co w tym pięknego? Sen, słońce, przystanki? Czy fakt, że robisz to codziennie, i może ci się już nie chce, ale wiesz, że jeśli tego nie zrobisz, będzie ci tak cholernie pusto w domu, z kołdrą i telewizorem - bo to ci nie dostarczy tylu emocji i wrażeń, co inni ludzie.

Historie każdego z nas są wyjątkowe i niepowtarzalne. Jeden z nas w nocy zamiast spać zagryza zęby i płacze tak, żeby nikt nie słyszał. Drugi z nas, zamiast spać, siedzi na stołku w kuchni i patrzy w okno. Trzeci śpi, ale rano wstaje z płaczem. Nie dlatego, że jest piąta i jest niewyspany, tylko dlatego, że nie ma dla kogo wstać i sprawia mu to ogromny ból. Nie ma nic gorszego niż poczucie, że nikomu na nas nie zależy. Że jesteśmy właściwie punktem obojętnym. Jeśli my jesteśmy obojętni - to właściwie lepiej dla nas, prawda? Ale jeśli ktoś inny w stosunku do nas - płacz i zgrzytanie zębów. Bo co to właściwie znaczy - być obojętnym? Czy to znaczy nie mieć zdania, czy że nie zależy mi na niczym, czy może że na czymś zależy mi bardziej niż na wszystkim innym, ale nie umiem sobie z tym poradzić, więc wywalam na to wszystko i mówię, że jestem obojętny? Bo to chyba właśnie nasze najczęstsze kłamstwo: "jest mi to obojętne" albo "właściwie wszystko mi jedno". I nie wiesz, kiedy ludzie mówią faktycznie prawdę, a kiedy kłamią. Ale mi jest obojętne, i to właśnie jest najpiękniejsze - bo z dwojga złego - lepsza jest obojętność niż duszenie się ze złymi emocjami. Wszystko najpierw lepiej zamienić w obojętność. Później albo się rozmyje, albo nacechuje dodatnio, albo po prostu o tym zapomnimy.

Kolejny dzień z serii nie chce mi się i wszystko mnie przerasta. Ale też kolejny z serii jaki piękny dzisiaj dzień. Nie pamiętam, kiedy powiedziałam to po raz pierwszy. Pamiętam, że było to do pana Darka, który chyba miał jakąś marudną minę: "Panie Darku, niech pan się uśmiechnie, taki piękny dzisiaj dzień!" I od tamtej pory mi to zostało, praktycznie na każdy dzień.
Najpiękniejsze są chwile, kiedy chce mi się płakać, i odkrywa to gromada ludzi. Podchodzi do mnie i wszyscy zgodnie mówią "przecież taki piękny dzisiaj dzień". I wtedy przypominam sobie, że przecież nie raz było gorzej, że osiągnęłam kiedyś prawie samo dno, a teraz już jestem ponad tym. Że to wszystko, co robię, kim jestem, jest ważne. Nawet jeśli nie dla mnie, to może dla kogoś innego. Może kiedyś to moje "jaki piękny dzisiaj dzień" ocali komuś życie, albo przynajmniej wywoła uśmiech na twarzy - nie ma nic piękniejszego od świadomości, że uśmiech na twarzy drugiej osoby jest chociaż częściowo naszą zasługą. Może któregoś dnia, na przejściu dla pieszych rozejrzysz się i stwierdzisz, że warto komuś pomachać. I machasz. Jedni mają cię za kretyna i skończonego idiotę, a drudzy odmachają - to właśnie ci są podobni do ciebie. Nigdy się nie zastanawiamy, co kieruje ludźmi, którzy odmachują. Chociażby jedna prosta rzecz - zauważają to, że ty machasz. Wiedzą, że nie konkretnie do niego, że machasz do ogółu, a jednak odmachują. To taka inna forma "cześć", trochę bardziej obszerna, więcej mówiąca o człowieku - bo obejrzał się, bo postanowił odmachać, chociaż cię nie zna, postanowił wyodrębnić się z większości ludzi, którzy albo cię nie widzą, albo nie chcą widzieć, albo właściwie mają cię w dupie - bo czy machasz do innych, czy latasz po ulicy z nożem - to nie ich sprawa. A tamci właśnie uważają, że to ich sprawa, i czynią tak banalny gest, a tak cholernie ważny. Bo jeśli nawet nie wiem jak bardzo chciało by wam się płakać, a pomachacie komuś obcemu, i odmacha wam, poczujecie nagle przypływ nieznanej siły, nieznanego wsparcia i uśmiechniecie się. Mimo, że smutek rozsadza wam głowę, mimo, że twoje myśli zaraz eksplodują. To w takim momencie nie jest ważne. Bo ważni są inni ludzie, na których tak rzadko zwracamy uwagę.


felsies.deviantart.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz