wtorek, 8 listopada 2011

cofam się w istnieniu

Cóż za okropne to były dni ostatnio. Nie miałam nawet siły spiąć się i czegoś tu naskrobać, chociaż wielokrotnie miałam ochotę... Dawno nie miałam tak ciężkiego tygodnia. Zobaczyłam kruchość życia na własne oczy, zobaczyłam przeokrutną biedę i na samą myśl chce mi się płakać. W jednym momencie doceniłam wszystko, co mam: rodzinę, zdrowie, dom, szczęście - jakie by ono nie było, miłość i życie. Dosłownie wszystko, co mieści się w tych zagadnieniach, obok nich i pomiędzy nimi.

Jest taka piosenka Cold War Kids, która właśnie w tle mi gra, Hospital Beds.
"There's nothing to do here, some just whine and complain, in bed in the hospital. Coming and going, sleep and awake, in bed at the hospital. I've got one friend lying across from me - I did not choose him, he did not choose me. We've got no chance of recovery, joy and misery."

Bardzo smutna, ale dopiero teraz doceniam jej prawdziwość.
Wiecie co, powiem wam, że są takie chwile w życiu człowieka, że siedzi na najgorszej kanapie, na jakiej kiedykolwiek siedział, patrzy na najbrudniejszy obrus, jaki widział w życiu, rozmawia z najsmutniejszą kobietą, jaką kiedykolwiek spotkał i mówi "a może pani by chciała coś dla siebie?" i kiedy słyszy "a mogłabym tak?", wywołuje to u niego tak ogromną chęć płaczu, że jedynie zaciska zęby i uśmiecha się szczerze, lecz smutno, tak by może dodać trochę nadziei, trochę otuchy, a może odpowiedzieć uśmiechem "tak", by nie używać słów, bo wie, że cokolwiek by nie powiedział, poruszy falę łez i zaczną one sprawnie kursować po jego policzkach, jedna za drugą, jedna za drugą, i tak w kółko...
-> odsyłam do szlachetnej paczki :) Mega ciekawe i budujące doświadczenie. Dużo uczy i pozwala poznać niesamowitych ludzi. Poza tym, poszerza obraz widzenia. Zobaczyłam rzeczy, o których nie miałam pojęcia, że istnieją.

Są takie chwile w naszym życiu, takie sny, przeczucia, myśli, które niezależnie od dnia napawają nas niepokojem. I czasem słusznie, czasem nie. Czasami wychodzimy na noc do przyjaciółki i bawimy się świetnie. Śni się nam co prawda coś dziwnego, ale nie przywiązujemy do tego uwagi i dalej się śmiejemy przy porannych plotach. Potem wsiadamy do samochodu i wracamy do swojej własnej rzeczywistości, wracamy do domu. Półpełnego, wybrakowanego, smutniejszego i ... Nie wiemy co ze sobą zrobić. Więc robimy wszystko, żeby nie myśleć. O wszystkim, tylko nie o śmierci, bo przecież jeszcze się wszystko ułoży. A co jeśli nie? Nie, przestań, zawsze się układało, więc teraz, za tym piątym razem, też się ułoży. I żyjesz w niepewności. Przez dzień, dwa, cztery, a potem może nawet tydzień czy miesiąc, że właściwie zdążysz już do tego przywyknąć i to nie sprawia tak wielkiego bólu i nie zatruwa tak myśli. Odzyskujesz siłę, by się śmiać i z czystym sumieniem możesz powiedzieć - TEN DZIEŃ BYŁ UDANY.
A potem znowu wracasz do półpełnego domu. Znowu czegoś brakuje. To znowu jeden z tych najsmutniejszych dni, choć tak przepełniony radością.

I właśnie to mój dylemat ostatnich dni, bo w minionym tygodniu wydawało mi się, że cofam się w istnieniu. Że zanika we mnie bycie człowiekiem - ta umiejętność współczucia, wrażliwość, miałam wrażenie, że wszystko, co było we mnie ludzkie, zaczęło ode mnie uciekać. I wystarczył jeden dzień. Jeden jedyny dzień, żeby dać mi do zrozumienia, że bycie człowiekiem najzwyczajniej mnie przerasta. Że mam w sobie tego za dużo i nawet nie jestem pewna, czy tego chcę i czy to nie jest ponad moje siły. 
I możesz się pytać: dlaczego ja, ale każdy z nas ma misje. Każdy z nas odkrywa ją w odpowiednim momencie. Nie wiem kim będę w przyszłości, ale wiem, że nigdy nie chciałabym przestać być człowiekiem.


Cebula

Co innego cebula. 
Ona nie ma wnętrzności. 
Jest sobą na wskroś cebulą, 
do stopnia cebuliczności. 
Cebulasta na zewnątrz, 
cebulowa do rdzenia, 
mogłaby wejrzeć w siebie 
cebula bez przerażenia. 

W nas obczyzna i dzikość 
ledwie skórą przykryta, 
inferno w nas interny, 
anatomia gwałtowna, 
a w cebuli cebula, 
nie pokrętne jelita. 
Ona wielekroć naga, 
do głębi itympodobna. 

Byt niesprzeczny cebula, 
udany cebula twor. 
W jednej po prostu druga, 
w większej mniejsza zawarta, 
a w następnej kolejna, 
czyli trzecia i czwarta. 
Dośrodkowa fuga. 
Echo złożone w chór. 

Cebula, to ja rozumiem: 
najnadobniejszy brzuch świata. 
Sam sie aureolami 
na własną chwałę oplata. 
W nas - tłuszcze, nerwy, żyły, 
śluzy i sekretności. 
I jest nam odmówiony 
idiotyzm doskonałości.

Wisława Szymborska


laylarouge.deviantart.com

1 komentarz:

  1. Ja niestety się trochę za późno dowiedziałam o istnieniu czegoś takiego jak szlachetna paczka

    OdpowiedzUsuń