niedziela, 11 grudnia 2011

anielskie ratunki

 

       Joanna znowu wstała. To kolejny dzień tego beznadziejnego kręgu. Nie ma na nic siły, ale udaje, że wszystko jest w porządku. Wszyscy tak robimy, bo nie chcemy zbędnych pytań. A wieczorem siadamy na łóżku i płaczemy. Nie wiadomo, czy kieruje nami wtedy bezradność, czy zżera nas samotność, a może jesteśmy po prostu nieszczęśliwi. Trudno powiedzieć, dlatego lepiej nie mówić wcale.
       Tego dnia wszystko miało być nowe. Joanna wyszła z domu ubrana w piękną letnią sukienkę - w końcu to koniec maja. Wszystko jest tak piękne i aż chce się żyć. I może tylko to daje jej siłę wstawać.
       Wsiadła do brudnego autobusu pełnego ludzi, których już znała. Jeżdżąc autobusami cały rok niemal codziennie, poznaje się tych ludzi już dobrze. Nawet zna się trochę ich historie. Dziewczyna, obok której zwykle siadała Joanna miała bardzo bujne życie towarzyskie. Gdzieś w połowie marca, stało się coś na tyle szokującego dla tej dziewczyny, że jej życie jakby zatrzymało się - nie było już porannych telefonów od przyjaciół, ani jej śmiechu, który codziennie ozdabiał Joannie drogę do szkoły. Teraz już tego nie ma i dni są jakby bardziej szare, czegoś w nich brakuje. A ta dziewczyna pewnie nawet nie zdaje sobie z tego sprawy.
Joanna długo głowiła się, co mogło się stać. Ale im dłużej nad tym myślała, tym stwarzała coraz dziwniejsze historie. A to nie miało ani trochę sensu.
Tego dnia owej dziewczyny nie było. Na jej miejscu siedział jakiś chłopak, ale Joanna nie przyglądała mu się i sprawnie usiadła obok - na swoim ulubionym miejscu. Patrzył się to na nią, to na szybę. Potem znów przed siebie, na szybę i znowu na nią. Była zmieszana i bawiąc się pierścionkiem zastanawiała się, do czego to doprowadzi. Chłopak odchylił głowę do tyłu i oparł ją o siedzenie. Spojrzał na Joannę i po kilku sekundach lekkiej walki ze sobą, powiedział:
- Ostatnie dni są nieco szare, co?
- Zdecydowanie - odparła niepewnie.
- Bardzo szare - spojrzał na szybę. Zatrzymali się na przystanku obok starej, szarej fabryki - Spójrz - szturchnął Joannę łokciem - Nowy napis.
Faktycznie. Na fabryce pojawiło się nowe graffiti. Joanna przechyliła głowę i przeczytała cicho "WE ALWAYS KILL THE ONES WE LOVE".
- Zdecydowanie - westchnął chłopak.
Joanna uśmiechnęła się.
- Zabił cię ktoś? - zapytała.
Spojrzał się i uśmiechnął. Teraz to widziała. Znajomy wyraz twarzy. To jej brat. To na pewno brat tej dziewczyny.
- Tak. A ciebie?
- Też.
- Wyczuwam ciekawą znajomość...
- Joanno.
- Joanno - powtórzył z uśmiechem - Oskar.
- Oskar - szepnęła - Miło mi cię poznać, Oskar.

        Są takie dni, kiedy potrzebujemy jedynie ciepłego uśmiechu, jakiegoś miłego gestu, krótkiej rozmowy. Potrzebujemy czegoś, co pomoże nam przetrwać wszystkie inne trudne chwile. I to był właśnie taki dzień. I to był właśnie ciepły uśmiech, miły gest i krótka rozmowa. Krótka rozmowa, której chciało się potem codziennie. A która zdarzyła się raz i potem tajemniczo zniknęła. Joanna długo głowiła się, gdzie może spotkać Oskara. Powiedział przecież "wyczuwam ciekawą znajomość" i już więcej nie wsiadł do tego autobusu. A przecież te słowa znaczą, że chciał ją jeszcze spotkać. I była zła na niego, że ich drogi skrzyżowały się tylko raz, ale jego uśmiech pozwolił jej przetrwać najtrudniejsze dni. Czyli te wszystkie inne bez niego. Miała w pamięci ciągle jego twarz i twarz tej dziewczyny. I dziwiła się każdego dnia, że ci ludzie wpisali się w nią na zawsze, a prawie w ogóle ich nie znała.

     Był już czerwiec i strasznie gorący dzień. Joanna musiała jechać do szkoły załatwić jeszcze jakieś durne formalności. Wysiadła z autobusu i chciała przechodzić przez przejście dla pieszych.
- Uważaj! - krzyknął ktoś i pociągnął ją za rękę do tyłu. Prawie wpadłaby pod samochód.
Odwróciła się szybko.
- Oskar! Oskar! - krzyknęła szczęśliwa i rzuciła mu się na szyję.
- Przepraszam - powiedziała - nie powinnam. Wkurzasz mnie. Bo znikasz na miesiąc i nagle ratujesz mi życie. To irytujące. Teraz też pewnie znikniesz. A za miesiąc? Znowu będę musiała wpaść prawie pod samochód, żeby cię spotkać?
- Prawdopodobnie tak - uśmiechnął się tylko.
- Aha - odparła i zdenerwowana udała się w kierunku szkoły.
Poszedł za nią i to zdumiło ją najbardziej.
- No za co się będziesz burmuszyć na mnie? Za to, że jestem przy tobie zawsze, kiedy mogę? - zapytał smutno.
- A czemu możesz tak rzadko?
- Ja jestem przy tobie zawsze, Joanno.
Po tych słowach zadzwonił do niego telefon i odszedł bez słowa. Honor i duma nie pozwalały Joannie iść za nim. Podreptała więc smutno do szkoły i od tamtego dnia wszystko było jeszcze bardziej szare. Jej samotne życie zmieniło się w jeszcze bardziej samotne życie. Siedemnastoletnie serduszko zabiło szybciej tylko dwa razy. I bolał Joannę fakt, że to już więcej się nie powtórzy.

       W połowie sierpnia Joanna miała urodziny. Nikt do niej nie przychodził, więc tego dnia postanowiła pojechać do Warszawy. Wsiadła do autobusu, a potem przesiadła się w pociąg. Wysiadła w centrum i zamarła. Burza. A ona przecież tak boi się burzy. Schowała się na Dworcu Centralnym. Znalazła wolną ławkę i postanowiła przeczekać.
- Czyżby ktoś tu się bał? - usłyszała znajomy głos a jej serduszko znowu zabiło nieco szybciej.
- Skąd wiesz? I co tu robisz? - pytała.
- Joanno! Jakbym mogł zostawić cię w twoje urodziny? To było by nieludzkie!
- Zawsze jesteś przy mnie, kiedy dzieje się coś złego. Dlaczego? Zjawiasz się nagle a potem znikasz. Mam tego dosyć. Albo bądź zawsze, albo wcale. W życiu nie ma bycia na pół etatu, a tym bardziej na trzy czwarte.
Oskar zasmucił się.
- Ale przecież mówiłem ci już, że jestem zawsze.
- W taki sposób być zawsze? To brzmi jak bajka a jest odczuwalne jak horror. Nie chcę takiego zawsze - krzyknęła i odeszła.

         Dwa miesiące później spotkała Oskara w centrum handlowym z tą dziewczyną. Uciekła, kiedy ich zobaczyła, zapominając o swoich przypuszczeniach.
- Joanno! - usłyszała głos za nią. I znowu serduszko przyspieszyło.
- Przestań - szeptała do serduszka i uderzała się w klatkę piersiową - Słyszysz? Przestań!
- Joanno! - Oskar dalej krzyczał biegnąc za nią.
Joanna przebiegając przez ulicę znowu nie zauważyła, tym razem ciężarówki. Oskar tego dnia nie był w stanie jej złapać, przyciągnąć do siebie jak wtedy. Z jego oczu momentalnie popłynęły łzy. Podbiegł do zakrwawionej Joanny leżącej na środku ulicy.
- I widzisz? Gdybyś tylko pozwoliła mi być po mojemu, to nic by ci nie było! Uratowałbym cię i tym razem! Widzisz? Głupia ty! Kiedy mówiłem, że jestem zawsze, nie kłamałem! Ale musiałaś mnie pokochać, prawda? Musiałaś! Jestem tylko biednym Aniołem i teraz nie mam już kogo pilnować! Joanno!
Ale jej serduszko już nie biło, chociaż Oskar był tak blisko. Nie miała pojęcia, że jej miłość tak się skończy. Nie miała pojęcia, że pokochała własnego Anioła. Bo kto dziś wierzy w Anioły? Kto wierzy, że ma kogoś przy sobie całe życie? Lubimy wpatrywać się w swoją samotność tak żałośnie łkając, i zapominamy, że nigdy nie jesteśmy sami. Nie zabijmy naszego Anioła swoją bezmyślnością i brakiem wiary. Uwierzmy, że nasza samotność jest jedynie naszym wymysłem. Usiądź tego wieczora na łóżku i zamiast płakać poczuj ciepły oddech na plecach. To twój Anioł przytula cię już na wszelki wypadek.


11.12.2011 (c) alyouidiot.




Szlachetna Paczka się skończyła. Jutro poprawa z fizyki. Trzymajcie za mnie mocno kciuki. A ja namówię na to mojego Anioła.
Ostatnio mam mało siły i zapadam się psychicznie. Ale dam radę. :) Ja bym nie dała?


 szc.deviantart.com



Odkąd cię pokochałam, moja samotność zaczyna się dwa kroki od ciebie.

1 komentarz:

  1. dasz radę, dasz :D
    mam nadzieję, że poprawa z fizy wyszła dobrze ;)

    najlepszego w nowym roku!. ;*

    OdpowiedzUsuń