niedziela, 10 lutego 2013

it's time to say something different than obvious goodbye

get high, hit the floor before you go
matador, estocada, you're my blood sport

oh, something good tonight will make me forget about you for now

forty-eight thousand seats bleats and roars for my memories of you,
now that i'm fully clean the matador is no more and is dragged from view


Cóż mogę powiedzieć, moja matematyka znowu mnie złudnie zawiodła... Orzeszkowa może okazać się moim największym koszmarem, choć byłam przekonana, że znam dużo gorsze. Zamykam oczy w niedzielę i budzę się w poniedziałek, którego od nowa nienawidzę...
Coś się w nas zmienia... Nieopisane, nie? Przychodzi jeden dzień i podobno budzimy się innymi ludźmi. A może to tylko zły dzień, albo nie... Czekaj... Dorastamy.

Im lepiej jest w środku, tym gorzej na zewnątrz. Jeśli coś układa się na zewnątrz... Sypiemy się w środku. Dziwna to zależność i niezrozumiała dla mnie. Bla, wypłukałam się. Tak dobrze znam to uczucie i tak strasznie go nie cierpię... Co można czuć innego? Gonić całe życie za idealną miłością, żeby okazało się jedynie, że twoje ideały już dawno zostały powieszone na szubienicy. Być może jeszcze w średniowieczu... Stykam się tak boleśnie i codziennie z miłością i wydaje mi się, że nie ma jej dla mnie.

Motyle na mojej firance potraciły skrzydła i wyglądają jak po tęczowej wojnie. Tęcze to też swoją drogą ciekawe zjawiska. Czym dla was jest tęcza? Bo ja się trochę nad tym czasem zastanawiam. Burza, deszcz, takie to dosyć mało przyjemne stwory. A potem jest tęcza, siedem pięknych i żywych kolorów w niesamowitym zgięciu. To chyba coś więcej niż tylko łuk, rozszczepienie światła czy jakieś tam inne duperele. Zawsze się mimowolnie wtedy uśmiecham, cały strach związany z burzą ulatuje, nie ma już ciemnych chmur. Coś pięknego, a ja tak dawno nie widziałam tęczy... Motyli swoją drogą też nie, ale mam ich od groma w swoim pokoju.

Oh, jak strasznie mi ostatnio wszystko jedno... Wiem, że nie można uciekać, ale tak strasznie chciało by się czasem uciec. Przytulić się do ciepłego słonia albo innej żyrafy.
I deszczu mi się chce, mimo tych tęczy. Jakoś tak lepiej mi się śpi, jak pada. Tak przyjemnie kropelki się o dach obijają i można sobie nucić piosenki o miłości...

give me love like her
'cause lately I've been waking up alone 

maybe tonight i'll call ya, after my blood turns into alcohol

give a little time to me, or burn this out
we'll play hide and seek to turn this around
and all i want is the taste that your lips allow 

 

Czy umiecie się żegnać? Co należy powiedzieć, na pożegnanie? "Do widzenia" oznacza, że jeszcze się kiedyś zobaczymy... "Żegnaj" majestatyczne, niegrzeczne... Smutne i melancholijne, kojarzące się z romansami i dramatami amerykańskiego wytworu. "Bywaj zdrów" to takie nieegoistyczne, prawda? Żegnamy się, ale 'bywaj zdrów' ... Nie ma chyba dobrego pożegnania. Bo co to właściwie znaczy: żegnać się? Umierać? Nie. Chociaż chyba, jak się z kimś żegnamy, to umiera w nas jakaś cząstka. Ale przecież nikt nie da nam gwarancji, że nie spotkamy się jeszcze kiedyś... Kiedyś, na przykład, "przypadkiem" ... Przypadkiem... Na ulicy.


Głupio się przyznać, ale czasem tańczę, jak wracam do domu... Tak o... na ulicy sobie tańczę. Walca na przykład. Chociaż... Ja przecież nie umiem tańczyć walca... Ale tańczę, o. I nawet psy mnie wtedy nie atakują. A jak sobie idę i nie tańczę, to szczekają na mnie. A fajnie tak jest. Tańczyć. Kałuże wtedy omija się miło, albo miło się w nie wpada. No, ale wiecie już o mnie... Że lubię sobie... Potańczyć, jak wracam do domu. Tak, o... Na ulicy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz